Paweł Konopacki napisał(a):Jedwabne- zdarzenie sprzed ponad pięćdziesięciu lat - nadal jest tematem, o którym, zdaniem wielu, pisać się jeszcze nie powinno. A już na pewno nie powinno się pisać tak, jak uczynił to Gross, bo jedyne, co można osiągnąć, to przebudzenie drzemiących demonów.
Dlaczego się nie powinno? Każdy historyk ma prawo wyboru tematu swoich badań i dociekań. Zadaniem historyka jest skonstruowanie i umiejętne przedstawienie, w oparciu o wypracowane przez poprzednie pokolenia historyków metody, takiego obrazu przeszłości, który będzie możliwie najbardziej zgodny z jego wiedzą na temat tego, jak ta przeszłość mogła wyglądać. Jeśli dana książka historyczna zostanie dopuszczona do publikacji, to już w gestii środowiska naukowego leży jej ocena. Dobrą pracę historyczną powinny jednak cechować jakieś walory wyjaśniające, żeby nie była ona li tylko „historią nożyczek i kleju” i tego kryterium w rzeczy samej gro IPN-owskich publikacji nie spełnia. „Historiografia IPN-owska”, jeśli roboczo założymy, że możemy – na potrzeby dyskusji – takową wyróżnić funkcjonuje niewątpliwie w paradygmacie historyzmu. Według historyków ten paradygmat wyznających, a więc i (jak sądzę) według historyków IPN-owskich postęp w nauce historycznej osiąga się poprzez odkrycie nowych faktów, zazwyczaj na podstawie analizy tekstu źródeł aktowych, dokumentów, których wyższość nad pozostałymi źródłami bezsprzecznie uznają. Autorzy związani z IPN-em interpretują ponadto wyniki swoich badań w kontekście ich znaczenia dla narodu, co także jest bardzo charakterystyczne dla wyznawców historyzmu. Są zatem panowie z IPN-u, podobnie jak wielu innych polskich historyków, metodologicznymi spadkobiercami Rankego i jego następców. Pisane przez nich prace są zazwyczaj bardzo solidnie udokumentowane, a obszerne cytaty pochodzące z prawie wyłącznie aktowych źródeł oraz mnogość przypisów sprawiają, że są one dosyć niestrawne w lekturze. Takie pisarstwo historyczne ma jednak tę zaletę, że jest w miarę „bezpieczne” i trudniej z nim polemizować, niż na przykład z książkami Grossa. Te ostatnie są jednak, z punktu widzenia metodologii historii, znacznie bardziej interesujące od schematycznych publikacji IPN-owskich. Choćby struktury narracyjne występujące w pracach Grossa, język jakim tenże o dziejach pisze, to całkiem wdzięczne tematy do rozważań dla metodologów historii czy historyków historiografii. Fakt ukazania się
Sąsiadów czy
Strachu w sumie może wyjść na dobre polskiemu pisarstwu historycznemu. Te publikacje poszerzają bowiem pole do dyskusji na temat sposobu pisania o dziejach. Dzięki właśnie takim, wyrazistym, kontrowersyjnym, niestandardowym pracom, tworzy się ferment intelektualny wśród historyków.
Paweł Konopacki napisał(a):Z całą pewnością panom Canckiewiczowi i Gontarczykowi, tak zresztą, jak i Grossowi wcześniej wspomnianego wyczucia zabrakło, o ile w ogóle czymś takim, jak wyczucie się przejmują. I to ich dyskwalifikuje, jako historyków, a nie subiektywizm, czy emocjonlny jakiś tam związek z kwestią. Ten brak wyczucia czyni z nich - być może warsztatowo świetnych - ale jednak tylko historycznych wyrobników, piszących książki na zamówienie.
A ja uważam, że to właśnie powstrzymywanie się od publikowania wyników swoich badań, ze względu na jakieś tam "wyczucie" świadczyłoby o nich, jako o historykach, jak najgorzej. Dyskwalifikować by ich zaś mogły jedynie jakieś rażące braki warsztatowe czy też celowe i świadome przedstawianie wizji przeszłości niezgodnych z ich własną, zdobytą przede wszystkim w toku analizy źródeł, wiedzą na temat danego zagadnienia.
[ Dodano: 3 Czerwiec 2008, 22:08 ]
Paweł Konopacki napisał(a):Nigdy nie była to zasada spisana w jakimś...nie wiem...kodeksie historyka. Po prostu obowiązywała taka a nie inna praktyka - i to było dobre!
Zdania na ten temat są najwyraźniej podzielone. Profesor Andrzej Chwalba, historyk, którego trudno posądzać o jakiekolwiek związki z IPN-em, a zarazem autor wyróżnionej w 2006 roku Nagrodą Historyczna "Polityki" książki pt.
III Rzeczpospolita. Raport specjalny powiedział:
Andrzej Chwalba napisał(a):(...) uważam, że historyk nie powinien oddawać pola, które się mu także należy, czyli współczesności. Historia współczesna jest również obszarem, który historyk może wykorzystać. Niekoniecznie musi to być obszar dla antropologów, socjologów czy politologów. Generalnie historię współczesną, która dla jednych zaczyna się w roku ’56, dla drugich w ’80, a dla innych w ’89, historycy oddali.
[ Dodano: 3 Czerwiec 2008, 22:17 ]
A pytałem Cię, Pawle, nie o to czy zasada głosząca milczenie historyków w kwestii dziejów najnowszych była gdziekolwiek zapisana, tylko o to w jakim okresie i gdzie, Twoim zdaniem, obowiązywała? Bo co do tego, że stosowano się do niej dosyć powszechnie w Polsce, w latach 1944-1989, jestem gotów się z Tobą zgodzić. Tyle, że to jest, delikatnie mówiąc, nader wątły argument na rzecz słuszności wzmiankowanej zasady.
[ Dodano: 3 Czerwiec 2008, 22:47 ]
Paweł Konopacki napisał(a):No właśnie być może dlatego jest mało zrozumiałe, bo nie wiesz dokładnie, o co w pracy chodzi. Starałem się zatem nieco przybliżyć ten problem powyżej.
Nie, nie dlatego. Nie do końca zroumiałe jest dla mnie, w kontekście Twoich wypowiedzi w niniejszym wątku, to, że za temat pracy z metodologii historii obrałeś sobie rozważania o dyskusji wciąż jeszcze niezabliźnionej, pstrokatej ideologicznie, zanurzonej po uszy w rzeczywistości III RP - temat nie dość, że na wskrość współczesny, to jeszcze na domiar złego niezwykle drażliwy. A mogłeś przecież, zamiast brać na warsztat współczesnych Ci historyków i publicystów, przedstawić na szerszym tle historiograficznym i poddać analizie, przykładowo, metodę historyczną zastosowaną przez Franciszka Bujaka w książce pt.
Wieś zachodniogalicyjska u schyłku XIX w.. Bujak zmarł przecież pół wieku temu, a i z innych względów do tego zagdanienia raczej nie mógłbyś, jak mniemam, mieć nadmiernie emocjonalnego, szkodliwego dla pracy, podejścia.
