Forum o Jacku Kaczmarskim

Pełna wersja: Bartoszewski i o Bartoszewskim.
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38
lc napisał(a):socjalista Olszewski - skrajna prawica?
działacz robotniczy choć inżynier Gwiazda - skrajna prawica?
suwnicowa Anna Walentynowicz - skrajna prawica
że o Kaczyńskich (Lechu zwłaszcza) tu nie wspomnę
Daj spokój, Leszku! Skoro Olszewski jest takim socjalista, to może czas, aby się do jednej partii razem z Ikonowiczem zapisał. Big Grin
Przecież tym, co odróżniało polską prawicę od polskiej lewicy wcale nie były poglądy gospodarcze. Odróżniała ich steropianowa bądź pzprowska przeszłośc - głównie!
lc napisał(a):socjalista Olszewski - skrajna prawica? :o
działacz robotniczy choć inżynier Gwiazda - skrajna prawica? :o
suwnicowa Anna Walentynowicz - skrajna prawica :o
że o Kaczyńskich (Lechu zwłaszcza) tu nie wspomnę
Właśnie. To wszystko socjaliści, tyle, że pobożni.
Szlag mnie trafia jak o Kczorach mówi się, że to prawica.

[ Dodano: 3 Czerwiec 2008, 17:05 ]
Paweł Konopacki napisał(a):Przecież tym, co odróżniało polską prawicę od polskiej lewicy wcale nie były poglądy gospodarcze. Odróżniała ich steropianowa bądź pzprowska przeszłośc - głównie!
To, że Kaczyński i PiS nazywają siebie "prawicą", nie oznacza, że tak jest.
Jakby ktoś był zainteresowany, jak wyglądają poglądy prawicowe, odsyłam do Miltona Friedmana.
Bardzo proszę nie mylić poglądów narodowych z poglądami prawicowymi, bo to nie ma ze sobą wiele wspólnego.
Pozdrawiam Smile
PMC napisał(a):To, że Kaczyński i PiS nazywają siebie "prawicą", nie oznacza, że tak jest.
Tak! Kaczyńscy mają poważny problem z określeniem swojej przynależności - śmiem twierdzieć, że nie tylko politycznej.
PMC napisał(a):To wszystko socjaliści, tyle, że pobożni.
Powiedziałbym raczej, świętojebliwi. Pasuje do nich, jak ulał, rymowanka: modli się pod figura a diabła ma za skórą.
PMC napisał(a):Bardzo proszę nie mylić poglądów narodowych z poglądami prawicowymi, bo to nie ma ze sobą wiele wspólnego.
Nazywając byłych członków i sympatyków ROP oraz ludzi z tzw. środowisk patriotycznych prawicą miałem na mysli powszechną opinię o tych ludziach, w tym taką opinię, którą na swój własny temat oni rozpowszechniają. Jeszcze nie słyszałem, by o sobie Olszewski albo Macierewicz mówili, że należą do współczesnej polskiej lewicy.
Nie wciskajcie panowie kitu, ze np. Olszewski jest socjalistą więc nie mozna go zakwalifikować do polskiej prawicy. Zważywszy np. na to, że twór o nazwie Liga Prawicy Polskiej jest współtworzony przez ledwo dychającą LPR. A przeciez LPR swego czasu ściśle współpracowała z ROPem.
A w Akcji Wyborczej Solidarność Prawicy (takie cudo z 2001 r) to przypadkiem nie ROP się udzielał?
Może ja mam mylne zdanie o ROP i jego głównym działaczu, panu Olszewskim, ale nie chcę nawet domniemywać, że sam pan Olszewski nie umie sie określić, czy nalezy do prawicy czy lewicy. On chyba to wie, nie?

[ Dodano: 3 Czerwiec 2008, 18:47 ]
Nie wierzę też, że taki np. Andrzej Gwiazda, członek kolegium IPN nie ma nic wspólnego - choćby to miało być życzliwe poparcie - z publikacją panów Gontarczyka i Canckiewicza. A chyba o tym, ze Gwiazda jest w wieloletnim konflikcie z Wałęsą, że zawsze popierał Wyszkowskiego w jego teoriach na temat przeszłości byłego prezydenta, nikomu przypominać nie trzeba.
Paweł Konopacki napisał(a):Nie mam nic przeciwko , aby ukazała się kasiążka ukazująca choćby najgorszą prawdę o Wałęsie. Ale to musi być książka historyczna, wynikająca z potrzeby rewizji Solidarnościowej legendy. Tymczasem istnieje dość poważna obawa, ze IPNowska propozycja będzie li tylko katalogiem haków na Lecha.
Czyli cały ten zamęt, pisanie listów w obronie Wałęsy, płonięcie świętym oburzeniem i dyskredytowanie Gontarczyka, a przy okazji całego Instytutu Pamięci Narodowej wynika jedynie z poważnej obawy o kształt książki, która jeszcze się nie ukazała? Pozwolę sobie poniżej przytoczyć pewien głos w tej całej dyskusji, który najbardziej mi się spodobał:
Waldemar Kuczyński, publicysta Gazety Wyborczej" (sic! napisał(a):Nie wiedząc, co napisano w książce, o której mowa, nie mogę się o niej wypowiadać. Lech Wałęsa był sądzony przez sąd lustracyjny, i to niejeden raz. Nigdy nie został uznany za tajnego i świadomego współpracownika SB na podstawie obowiązującej wykładni ustawy lustracyjnej. W świetle prawa więc nie był agentem i dla mnie jest to nie mniej ważne niż rozważania historyków. Lech nie był agentem, co wszakże nie znaczy, że w każdym momencie życia był niezłomny. On sam, choć niejasno i niewyczerpująco, przyznał w jednej ze swoich książek, że miał chwile słabości jako młody robotnik na początku lat 70.
Uważam, że wszystko, co dotyczy publicznego wizerunku Lecha, powinno być jawne i mnie publikacja IPN-owców nie przestrasza. Jeżeli jest rzetelna, to dobrze. A jeśli nie jest rzetelna, to największą krzywdę autorzy wyrządzą nie Wałęsie, lecz sobie samym.
Paweł Konopacki napisał(a):Oczywiście. Usługa jest usługą. Tylko powiedzmy to wprost: zlecono nam pracę i oto piszemy ksiązkę na zamówienie . A druga rzecz, że prac na zamówienie nie powinni pisać pracownicy instytucji, której celem nadrzędnych jest ochrona pamięci narodowej, czyli wartości jakoś tam naród spajającej.
Publikując książkę na przykład na temat wizerunku Lecha Wałęsy w świetle dokumentów zachowanych w archiwach tajnych służb PRL-u IPN realizuje jedynie cele wyznaczone mu przez Ustawodawcę. Artykuł 53 ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej - Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu z dnia 18 grudnia 1998 roku stanowi bowiem, co następuje:
Ustawodawca napisał(a):Instytut Pamięci:
1) informuje społeczeństwo o strukturach i metodach działania instytucji, w ramach których zostały
popełnione zbrodnie przeciwko Narodowi Polskiemu, oraz informuje o strukturach, obsadzie
personalnej i sposobach działania organów bezpieczeństwa państwa
;
2) prowadzi badania naukowe nad najnowszą historią Polski, a także udostępnia zgromadzone
dokumenty innym placówkom naukowym i osobom w celu prowadzenia takich badań, z zachowaniem
warunków określonych w ustawie;
3) udziela informacji na temat zgromadzonych dokumentów oraz publikuje wydawnictwa naukowe i
popularnonaukowe
, w tym inwentarze archiwalne;
4) upowszechnia w kraju i za granicą wyniki swojej pracy oraz badań innych instytucji, organizacji i osób
nad problematyką stanowiącą przedmiot jego działania;
5) prowadzi działalność edukacyjną, wystawienniczą i wydawniczą;
6) formułuje wnioski dotyczące edukacji historycznej.
Kuczyński z GW cytowany przez Szymona napisał(a):Uważam, że wszystko, co dotyczy publicznego wizerunku Lecha, powinno być jawne i mnie publikacja IPN-owców nie przestrasza. Jeżeli jest rzetelna, to dobrze. A jeśli nie jest rzetelna, to największą krzywdę autorzy wyrządzą nie Wałęsie, lecz sobie samym.
No własnie, pojęcie rzetelności jest tu najistotniejsza. Jesli będzie rzetelna - to dobrze. Tylko, co rozumieć przez rzetelność? Ja bym rozumiał pod tym pojęciem ewentualnie jakieś wydawnictwo źrodłowe zbierające do kupy wszystkie dokumenty o Wałęsie - opracowne zgodnie z zasadami publikacji wydawnictw źrodłowych. Chociaż wybór tych dokumentów też może być naznaczony subiektywizmem autorów. Chyba, że zrobiliby to wg. klucza, iż publikują tylko to, co nie budzi wątpliwości, co do autentyczności.
Natomiast, obawiam się, że choć w sensie źrodłowym, wydawnictwo może być rzetelne, to w sensie interpretacji materiału źrodłowego może ono być wykwitem bujnej wyobraźni autorów a nade wszystko wybujałej niechęci autorów do osoby opisywanej w książce. Takie sa moje obawy i, jak mniemam, nie jest w nich osamotniony.
Paweł Konopacki napisał(a):Tylko, co rozumieć przez rzetelność?
Jak tak sobie czytam, to mam wrażenie, że rzetelność jest synonimem braku jakiejkolwiek krytyki ...
Paweł Konopacki napisał(a):Już pomijam, że jest bardzo złym zwyczajem łamanie żelaznej niegdyś zasady dystansu do opisywanego problemu. Jak wspominają starsi wiekiem historycy, kiedyś było tak, ze magistrant, czy doktorant nie tykał tematu, który nie uleżał się co najmniej 30 lat. NIe tykał, bo temat był zbyt jeszcze zywy, zbyt dotkliwy dla żyjących, zbyt duże emocje mógł budzić. Miało takie podejście swoją wielką wartość - pisano zdecydowanie mniej prac będących raczej publicystyką historyczną, aniżeli rzeczowym badaniem historycznym.
Kiedy konkretnie ta żelazna zasada Twoim zdaniem obowiązywała? A tak nawiasem mówiąc to Twoja praca magisterska, Pawle, chyba także dotyczy bardzo niedalekiej przeszłości, a mianowicie minionej dekady, skoro (jeśli wierzyć tytułowi rzeczonej pracy) pisałeś o dyskusji na temat mordu w Jedwabnem. W tym kontekście Twoje utyskiwanie na to, że historycy obecnie, w przeciwieństwie do tych z dawnych dobrych czasów, publikują więcej prac na temat dziejów im najbliższych, jest dla mnie mało zrozumiałe. Skoro tak Ci nie podoba sięganie przez historyków do najnowszej historii, to dlaczego nie pisałeś pracy magisterskiej o jakiejś dyskusji, która przetoczyła się przez prasę, dajmy na to, w latach trzydziestych, a nie dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku?
Szymon napisał(a):Kiedy konkretnie ta żelazna zasada Twoim zdaniem obowiązywała?
Nigdy nie była to zasada spisana w jakimś...nie wiem...kodeksie historyka. Po prostu obowiązywała taka a nie inna praktyka - i to było dobre!
Szymon napisał(a):A tak nawiasem mówiąc to Twoja praca magisterska, Pawle, chyba także dotyczy bardzo niedalekiej przeszłości, a mianowicie minionej dekady, skoro (jeśli wierzyć tytułowi rzeczonej pracy) pisałeś o dyskusji na temat mordu w Jedwabnem.
Tak, bo moja praca jest z metodologii historii i chodzi w niej o umieszczenie wspomnianej dyskusji w szerszym kontekście historiograficznym. Tak się składa nieszczęśliwie, że metodologia i historiografia rządzą się nieco innymi regułami, jako nauki.
MOja praca zajmuje się np. ocena poszczególnych poglądów, stwierdzaniem prawdziwości stawianych tez itp. Nawet nie zajmuje się na dobra sprawe rekonstrukcją tej dyskusji - tzn zajmuje się tylko w stopniu koniecznym do realizacji innego celu pracy.
W mojej pracy zasadniczym celem było umieszczenie poszczególnych głosów zajmowanych w trakcie sporu w szerszym kontekście historiograficznym, przypisanie stanowisk do tradycji histroiograficznych itp.
Ja mogłem się zastanawiać w swojej pracy np. nad tym, np. czemu opcja X i nie rozumiala opcji Y. Nie było natomiast moim celem choćby próba odpowiedzi na pytanie, kto miał rację.
Szymon napisał(a):W tym kontekście Twoje utyskiwanie na to, że historycy obecnie, w przeciwieństwie do tych z dawnych dobrych czasów, publikują więcej prac na temat dziejów im najbliższych, jest dla mnie mało zrozumiałe.
No właśnie być może dlatego jest mało zrozumiałe, bo nie wiesz dokładnie, o co w pracy chodzi. Starałem się zatem nieco przybliżyć ten problem powyżej.
Szymon napisał(a):a nie dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku?
Szymonie, od dyskusji, o której wspominasz, dzieli nas jeszcze mniejszy dystans czasowy, albowiem odbyła się ona zasadniczo juz w XXI wieku a nie w latach dziewięćdziesiątych wieku ubiegłego Big Grin

[ Dodano: 3 Czerwiec 2008, 20:25 ]
Przemek napisał(a):że rzetelność jest synonimem braku jakiejkolwiek krytyki ...
poza owczywiście krytyka źrodeł Wink
Paweł Konopacki napisał(a):Jedwabne- zdarzenie sprzed ponad pięćdziesięciu lat - nadal jest tematem, o którym, zdaniem wielu, pisać się jeszcze nie powinno. A już na pewno nie powinno się pisać tak, jak uczynił to Gross, bo jedyne, co można osiągnąć, to przebudzenie drzemiących demonów.
Dlaczego się nie powinno? Każdy historyk ma prawo wyboru tematu swoich badań i dociekań. Zadaniem historyka jest skonstruowanie i umiejętne przedstawienie, w oparciu o wypracowane przez poprzednie pokolenia historyków metody, takiego obrazu przeszłości, który będzie możliwie najbardziej zgodny z jego wiedzą na temat tego, jak ta przeszłość mogła wyglądać. Jeśli dana książka historyczna zostanie dopuszczona do publikacji, to już w gestii środowiska naukowego leży jej ocena. Dobrą pracę historyczną powinny jednak cechować jakieś walory wyjaśniające, żeby nie była ona li tylko „historią nożyczek i kleju” i tego kryterium w rzeczy samej gro IPN-owskich publikacji nie spełnia. „Historiografia IPN-owska”, jeśli roboczo założymy, że możemy – na potrzeby dyskusji – takową wyróżnić funkcjonuje niewątpliwie w paradygmacie historyzmu. Według historyków ten paradygmat wyznających, a więc i (jak sądzę) według historyków IPN-owskich postęp w nauce historycznej osiąga się poprzez odkrycie nowych faktów, zazwyczaj na podstawie analizy tekstu źródeł aktowych, dokumentów, których wyższość nad pozostałymi źródłami bezsprzecznie uznają. Autorzy związani z IPN-em interpretują ponadto wyniki swoich badań w kontekście ich znaczenia dla narodu, co także jest bardzo charakterystyczne dla wyznawców historyzmu. Są zatem panowie z IPN-u, podobnie jak wielu innych polskich historyków, metodologicznymi spadkobiercami Rankego i jego następców. Pisane przez nich prace są zazwyczaj bardzo solidnie udokumentowane, a obszerne cytaty pochodzące z prawie wyłącznie aktowych źródeł oraz mnogość przypisów sprawiają, że są one dosyć niestrawne w lekturze. Takie pisarstwo historyczne ma jednak tę zaletę, że jest w miarę „bezpieczne” i trudniej z nim polemizować, niż na przykład z książkami Grossa. Te ostatnie są jednak, z punktu widzenia metodologii historii, znacznie bardziej interesujące od schematycznych publikacji IPN-owskich. Choćby struktury narracyjne występujące w pracach Grossa, język jakim tenże o dziejach pisze, to całkiem wdzięczne tematy do rozważań dla metodologów historii czy historyków historiografii. Fakt ukazania się Sąsiadów czy Strachu w sumie może wyjść na dobre polskiemu pisarstwu historycznemu. Te publikacje poszerzają bowiem pole do dyskusji na temat sposobu pisania o dziejach. Dzięki właśnie takim, wyrazistym, kontrowersyjnym, niestandardowym pracom, tworzy się ferment intelektualny wśród historyków.
Paweł Konopacki napisał(a):Z całą pewnością panom Canckiewiczowi i Gontarczykowi, tak zresztą, jak i Grossowi wcześniej wspomnianego wyczucia zabrakło, o ile w ogóle czymś takim, jak wyczucie się przejmują. I to ich dyskwalifikuje, jako historyków, a nie subiektywizm, czy emocjonlny jakiś tam związek z kwestią. Ten brak wyczucia czyni z nich - być może warsztatowo świetnych - ale jednak tylko historycznych wyrobników, piszących książki na zamówienie.
A ja uważam, że to właśnie powstrzymywanie się od publikowania wyników swoich badań, ze względu na jakieś tam "wyczucie" świadczyłoby o nich, jako o historykach, jak najgorzej. Dyskwalifikować by ich zaś mogły jedynie jakieś rażące braki warsztatowe czy też celowe i świadome przedstawianie wizji przeszłości niezgodnych z ich własną, zdobytą przede wszystkim w toku analizy źródeł, wiedzą na temat danego zagadnienia.

[ Dodano: 3 Czerwiec 2008, 22:08 ]
Paweł Konopacki napisał(a):Nigdy nie była to zasada spisana w jakimś...nie wiem...kodeksie historyka. Po prostu obowiązywała taka a nie inna praktyka - i to było dobre!
Zdania na ten temat są najwyraźniej podzielone. Profesor Andrzej Chwalba, historyk, którego trudno posądzać o jakiekolwiek związki z IPN-em, a zarazem autor wyróżnionej w 2006 roku Nagrodą Historyczna "Polityki" książki pt. III Rzeczpospolita. Raport specjalny powiedział:
Andrzej Chwalba napisał(a):(...) uważam, że historyk nie powinien oddawać pola, które się mu także należy, czyli współczesności. Historia współczesna jest również obszarem, który historyk może wykorzystać. Niekoniecznie musi to być obszar dla antropologów, socjologów czy politologów. Generalnie historię współczesną, która dla jednych zaczyna się w roku ’56, dla drugich w ’80, a dla innych w ’89, historycy oddali.

[ Dodano: 3 Czerwiec 2008, 22:17 ]
A pytałem Cię, Pawle, nie o to czy zasada głosząca milczenie historyków w kwestii dziejów najnowszych była gdziekolwiek zapisana, tylko o to w jakim okresie i gdzie, Twoim zdaniem, obowiązywała? Bo co do tego, że stosowano się do niej dosyć powszechnie w Polsce, w latach 1944-1989, jestem gotów się z Tobą zgodzić. Tyle, że to jest, delikatnie mówiąc, nader wątły argument na rzecz słuszności wzmiankowanej zasady.

[ Dodano: 3 Czerwiec 2008, 22:47 ]
Paweł Konopacki napisał(a):No właśnie być może dlatego jest mało zrozumiałe, bo nie wiesz dokładnie, o co w pracy chodzi. Starałem się zatem nieco przybliżyć ten problem powyżej.
Nie, nie dlatego. Nie do końca zroumiałe jest dla mnie, w kontekście Twoich wypowiedzi w niniejszym wątku, to, że za temat pracy z metodologii historii obrałeś sobie rozważania o dyskusji wciąż jeszcze niezabliźnionej, pstrokatej ideologicznie, zanurzonej po uszy w rzeczywistości III RP - temat nie dość, że na wskrość współczesny, to jeszcze na domiar złego niezwykle drażliwy. A mogłeś przecież, zamiast brać na warsztat współczesnych Ci historyków i publicystów, przedstawić na szerszym tle historiograficznym i poddać analizie, przykładowo, metodę historyczną zastosowaną przez Franciszka Bujaka w książce pt. Wieś zachodniogalicyjska u schyłku XIX w.. Bujak zmarł przecież pół wieku temu, a i z innych względów do tego zagdanienia raczej nie mógłbyś, jak mniemam, mieć nadmiernie emocjonalnego, szkodliwego dla pracy, podejścia. Wink
Szymon napisał(a):Zdania na ten temat są najwyraźniej podzielone.
Z całą pewnością. Ale właśnie w wypowiedzi Chwalby echo tego zdystansowanego stosunku do przedmiotu historycznych dociekań, o którym pisałem i o który w poprzednim swoim poście pytałeś, za pewne teraz sam dostrzegasz. Chwalba mówi, ze pewien obszar historii historycy oddali. Generalnie można powiedzieć, że oddali ostatnie 30 - 40 lat atropologom, socjologom, politologom.
W nocie od autora Chwalba pisze:
Do przeszłości należy ta epoka w historigrafii, która pozwalała historykowi chytać za pióro dopiero wóczas, gdy odeszli ostatni świadkowie.
zatem jednak tego rodzaju podejście było. Śmiem twierdzić, było powszechne, jeśli nie obowiązujące, skoro autor pisze o historykach, którzy oddali pewien obszar historii.
Nie jestem natomiast pewien, czy ta epoka odeszła do przeszłości. Patrząc na poczynania pracowników IPN - rzeczywiście trzeba przyznać Chwalbie rację. O ile mi jednak wiadomo, znaczna część historyków działających w kręgach typowo akademickich dystansuje się do IPNu, jako instytucji ustalającej nowe standardy etyki zawodowej.
Paweł Konopacki napisał(a):Do przeszłości należy ta epoka w historigrafii, która pozwalała historykowi chytać za pióro dopiero wóczas, gdy odeszli ostatni świadkowie.
zatem jednak tego rodzaju podejście było.
To chyba całe szczęście, że takiego podejścia już nie ma. Chyba lepiej jak się ma do dyspozycji żywych świadków wydarzeń, a nie same dokumenty, albo skorupy po garnkach.
Szymon napisał(a):Bo co do tego, że stosowano się do niej dosyć powszechnie w Polsce, w latach 1944-1989, jestem gotów się z Tobą zgodzić.
Stosowano się do niej powszechnie jeszcze w latach '90. Jeśli, podając taki zakres chorologiczny, sugerujesz, że praktyka, o której rozmawiamy była właściwa dla historiografii PRL, to się mylisz.
Książka Chwalby, o której wspominasz, to jest dzieło powstałe w roku 2005. Skąpa, jak na skalę przedsięwzięcia (próba zbiorczego ujęcia 15 lat historii Polski!) bibliografia tej pracy w niewielkim tylko stopniu opiera się na pracach innych historyków. A już np. wydawnictw typowo źródłowych próżno w niej szukać. Jakże zresztą mogłoby być inaczej, skoro cała masa dokumentów z lat 1989-2000 dopiero od niedawna jest dostępna dla badaczy.
Ksiażka Chwalby - autor sam to zresztą przyznaje - jest raczej esejem hisotrycznym a wiec formą lżejszą, co najwyżej popularnonaukową. To dzieło nie pretenduje do miana ksiązki stricte naukowej. Chwalba deklarując, że epoka sporego dystansu hisotryków do przedmiotu badania historycznego odeszła w przeszłość, jednocześnie sam nie podejmuje się sformułowania - odwołajmy się do określenia użytego przez autora "Raportu" - wykładu akademickiego na temat III RP. Na taki wykład jest bowiem zdecyowanie za wcześnie.
Paweł Konopacki napisał(a):Daj spokój, Leszku! Skoro Olszewski jest takim socjalista, to może czas, aby się do jednej partii razem z Ikonowiczem zapisał
Był czas, że stali po jednej stronie barykady
Paweł Konopacki napisał(a):Przecież tym, co odróżniało polską prawicę od polskiej lewicy wcale nie były poglądy gospodarcze. Odróżniała ich steropianowa bądź pzprowska przeszłośc - głównie!
Wtedy trzeba by było uznać Michnika, Kuronia, Modzelewskiego (zważywszy na ich rozbrat z pzpr, u niektórych nie od razu zresztą) za prawicę. Ryzykowne.
lc napisał(a):Ryzykowne.
nie bardziej, niż uznanie Olszewskiego za lewicę.
Paweł Konopacki napisał(a):nie bardziej, niż uznanie Olszewskiego za lewicę.
Myślę, że Janusz Korwin Mikke umiał by to doskonale uzasadnić.
lc napisał(a):Janusz Korwin Mikke umiał by to doskonale uzasadnić.
Jest taki film, fabularny zresztą, w którym Janusz Korwin Mikke wykazuje niezbicie, że przeciętny kierowca tankuje paliwo w urzędzie skarbowym a nie - jak by się zdawało - na stacji benzynowej. Wink
J.K. Mikke jest w stanie wiele ciekawych i zaskakujących rzeczy wykazać.

Pytanie za sto punktów: kto wie, jak brzmi tytuł tego filmu?
Paweł Konopacki napisał(a):Pytanie za sto punktów: kto wie, jak brzmi tytuł tego filmu?
Wtorek! Smile
Olo napisał(a):Wtorek!
Tak jest.
Olo napisał(a):
Paweł Konopacki napisał(a):Pytanie za sto punktów: kto wie, jak brzmi tytuł tego filmu?
Wtorek!
nie znałem tego filmu, ale jeżeli był tam JKM - to może poznam

Ale wracając na moment do Olszewskiego. Myślę, że gdybu prześledzić drogę życiową Olszewskiego, to jego miejsce jest po stronie lewicy niepodległościowej, rodem z przedwojennego PPS.
Jeszcze w drugiej połowie lat 90 konflikt w ROP między narodowo katolickim stronnictwem Macierewicza (który mimo lewackich skłonności w młodym wieku KORowskim rzeczywiście przeszedł na stronę prawicy - choć przecież też nie w czystym wolnorynowym wydaniu) a stronnictwem Olszewskiego zaowocował rozpadnięciem się faktycznym partii.
Jak mi powiedział kiedyś AM - różnice zaczynają się w odmiennym stosunku do Wandei. A reszta różnic to następstwo.
Coś w tym jest. Smile
lc napisał(a):Jeszcze w drugiej połowie lat 90 konflikt w ROP między narodowo katolickim stronnictwem Macierewicza (który mimo lewackich skłonności w młodym wieku KORowskim rzeczywiście przeszedł na stronę prawicy - choć przecież też nie w czystym wolnorynowym wydaniu) a stronnictwem Olszewskiego zaowocował rozpadnięciem się faktycznym partii.
tiiaaa, rozmnażanie przez podział to akurat ci panowie opanowali perfekcyjnie. I, prawdę mówiąc, nie dziwi mnie fakt, że właśnie owi jakże pobożni politycy preferują sposób rozmnażania całkowicie bezpłciowy.
Preferują, ale to oczywiście nie jedyny sposób ich prokreacji. Często bowiem wybierają chów wspobny w wyniku którego powstają twory coraz słabsze, rachotyczne i mniej zywotne.

Tymi wiecznymi podziałami i dymaniem samej siebie prawico-lewica-narodowo-faszystkowsko-socjalistoczno-patologiczna sam sie w ostatecznie wykończy.
Paweł Konopacki napisał(a):Tymi wiecznymi podziałami i dymaniem samej siebie prawico-lewica-narodowo-faszystkowsko-socjalistoczno-patologiczna sam sie w ostatecznie wykończy.
Unia Wolności jest tu przykładem doskonałym.

Za to cenię Tuska Smile
lc napisał(a):Za to cenię Tuska
Leszku, główni przywódcy UW nawet w najgorszych czasach potrafili zebrać wymaganą liczbę podpisów na swoich listach poparcia, czego - niestety - nie da się powiedzieć o Olszewskim.
Skala upadku ROPu jest nieporównywalna z najgorszymi czasami UW.
Paweł Konopacki napisał(a):Skala upadku ROPu jest nieporównywalna z najgorszymi czasami UW.
Mam nadzieję, że najgorsze czasy przed postUW są jeszcze przed nią.
Czekam na lustrację B.Geremka. Smile
lub na jakąś książkę przynajmniej Wink
lc napisał(a):Mam nadzieję, że najgorsze czasy przed postUW są jeszcze przed nią.
Ach ta polska zyczliwość!
Widzę, że przywiązanie tzw. środowisk patriotycznych do jednej z koronnych polskich cech, polegającej na życzeniu innym wszystkiego najgorszego, nadal jest silne i żywe. Big Grin
Ja mam nadzieję, że może kiedyś zlustrują wreszcie "pana Tadeusza" i "drogiego Bronisława".
PMC napisał(a):zlustrują wreszcie "pana Tadeusza" i "drogiego Bronisława".
O ile oczywiście wcześniej żółć nie zaleje panów Olszewskiego, Macierewicza oraz Gwiazdę.
Paweł Konopacki napisał(a):Ach ta polska zyczliwość!
Widzę, że przywiązanie tzw. środowisk patriotycznych do jednej z koronnych polskich cech, polegającej na życzeniu innym wszystkiego najgorszego, nadal jest silne i żywe
Czego życzą "środowiska patriotyczne inaczej" doświadczyłem osobiście w 1997 r. - czym już kiedyś pisałem - jak mi młodzeżówka UW krzyczała "Czajkowski do gazu". Ach ta... życzliwość Smile

[ Dodano: 6 Czerwiec 2008, 14:18 ]
Paweł Konopacki napisał(a):O ile oczywiście wcześniej żółć nie zaleje panów Olszewskiego, Macierewicza oraz Gwiazdę.
Całego IPN żółć nie zaleje. Smile
lc napisał(a):Całego IPN żółć nie zaleje.
ale może tak jakiś grom z jasnego nieba... Smile
lc napisał(a):"Czajkowski do gazu". Ach ta... życzliwość
Wiesz, ale oni tylko tak krzyczą ....J
akby Ci tak krzyczała Młodzież Wszechpolska albo inna Liga to miałbyś powody, aby naprawdę się bać Wink
Paweł Konopacki napisał(a):akby Ci tak krzyczała Młodzież Wszechpolska albo inna Liga to miałbyś powody, aby naprawdę się bać
Ja? :o

Chociaż wszystko jest możliwe...
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38