Sławek napisał(a):A i ja się podpisuję
1. Przeciez tej książki jeszcze nie ma. Nie wiadomo, co w niej bedzie*, ani jakimi metodami posługiwali się autorzy. To samo w sobie jest już wystarczająco śmieszne w tym proteście. Osobiście nie znam innych opracowań tych autorów ani naukowych (naukowych, nie publicystycznych) opracowań polemicznych w stosunku do ich opinii czy metod. Ale nawet, gdyby przyjąć, że są oni nieobiektywni (podkreslam - hipotetycznie), to co z tego wynika? Wszyscy inni historycy są obiektywni, tylko ci - nie? Czy może jest lista historyków obiektywnych i nieobiektywnych i tylko ci pierwsi mogą zajmować sie badaniami? A moze tylko sympatyk danej osoby mo ze o niej pisać książkę? Np. o Jaruzelskim powinni pisać tylko komuniści z popierającej go frakcji, o Janie Pawle II - tylko osoby, które uznają go za najwiekszy autorytet itp? Z kolei nikt z kregu Gazety Wyborczej nie mógłby zajmować się opisywaniem dzialalności Kaczyńskich, Macierewicza czy Radia Maryja, zaś Polityka nie powinna pisać o Jerzym Robercie Nowaku. Tak?
Podobny mechanizm zadziałal wtedy, kiedy ARCANA wydrukowały protokoły rozmów Kuronia - Michnik podniósł lament, że ludzie dowiedzą sie czegos niewłaściwego, albo że niewłasciwie to zrozumieją.
A może raczej istnieje lista osób, o których nie należy pisać?
2. Skad mamy wiedzieć, jaka była rola Wałęsy w latach '70, '80 i '90, skoro zamiar badania tych spraw wzbudza tak nerwowe reakcje, jak mówią złośliwi, "intelektualistów i Władysława Frasyniuka"? Skąd wiesz, że "Polskim kapitałem moralnym jest rola Solidarności i jej historycznego przywódcy Lecha Wałęsy w walce o wolną Polskę", skoro badania nad tym faktem okazują sie czymś szkodliwym dla Polski?
Nie interesuje Ciebie, dlaczego Wałęsa przyznaje się do podpisania jakichs dokumentów, po czym sie wycofuje; umieszcza dokumenty na stronie internetowej, ale po chwili je usuwa; coś tam pisze o wstydliwym epizodzie, ale właściwie nie wiadomo, o co chodzi? A nawet, jezeli Ciebie to nie interesuje, to wiele osób chciałoby czegoś wiecej się dowiedzieć. Przede wszystkim ze względy na przejrzystość życia publicznego, ale rownież z czystej ciekawości historii.
Sam Wałęsa nagle przypomniał sobie, że on przecież wie, kim był Bolek, ale na razie tego nie może powiedzieć. Powie tydzień po publikacji książki. Bardzo przekonujące

Na marginesie: smakowity cytacik znajdzie się też na blogu naszego (byłego?) forumowicza:
<!-- m --><a class="postlink" href="http://amyniechcemy.salon24.pl/75610,index.html">http://amyniechcemy.salon24.pl/75610,index.html</a><!-- m -->
Zresztą, kiedy trzeba, to się Wałęsie rózne grzeszki wyciąga, i robi to sam Michnik. Kiedy np. Wałęsa twierdził, że Grass powinien zrzec sie honorowego obywatelstwa Gdańska, Michnik musiał przywołać Wałęsę do porządku:
Cytat:Kilkunastoletni młodzi ludzie popełniają różne błędy - Lech Wałęsa wie o tym doskonale, bowiem jako młody człowiek - pisał o tym w swojej książce wspomnieniowej - dopuścił się czynów, które potem sam uznał za błędne i pożałowania godne. Te błędy wszakże przekreślił swoim późniejszym życiem. A przecież i dzisiaj nie brakuje chętnych - dość nikczemnej konduity - którzy chcieliby, poprzez przywołanie tamtej pomyłki życiowej młodego Wałęsy, unieważnić dorobek całego jego życia. [...]
PS Nie sporządziłem tych uwag, by zapewniać Guentera Grassa, że ma w Polsce wielu przyjaciół, którzy szanują go i podziwiają. Także nie po to, by go bronić - ten wielki pisarz i wspaniały człowiek nie potrzebuje mojej obrony. Napisałem to po to, by bronić Lecha Wałęsy. Przed nim samym.
<!-- m --><a class="postlink" href="http://wyborcza.pl/1,75546,3551753.html">http://wyborcza.pl/1,75546,3551753.html</a><!-- m -->
I cóż - rzeczywiście, Wałęsa "opamietał się" i wycofał się ze swojego zdania, popierając Michnika.
3. Pomijam już fakt, że kto pamięta, jak Michnik zarzucał Wałęsie jakieś antysemickie skłonności, że o zagrożeniu demokracji nie wspomnę, temu ciężko bedzie uwierzyć, że Michnikowi
et consortes na sercu lezy akurat zachowanie dobrego obrazu Wałęsy i Polski w swiecie. No i w końcu nie przypominam sobie protestów Michnika w ostatnim czasie, kiedy ukazala sie książka Grossa. A czy była ona szczególnie korzystna dla wizerunku Polski? Albo - czy wypowiedzi Geremka, Michnika itp na temat polskich władz za rządów ostatniej koalicji dobrze słuzyły wizerunkowi Polski?

)
4. Ja osobiscie chcialbym, zeby autorzy zajęli sie raczej działaniami Wałęsy po '89 roku, natomiast lata '70 mogłyby byc tylko prologiem. No, zobaczymy.
*) to znaczy: opinia publiczna nie wie. Natomiast byc może Michnik wie, do czego historycy mogli dotrzeć, i stąd jego nerwowość?

)
Przy okazji: polecam (po raz drugi, ale jest to
a propos) nową książkę Wildsteina, publikowaną w odcinkach na salonie:
<!-- m --><a class="postlink" href="http://dolinanicosci.salon24.pl/73808,index.html">http://dolinanicosci.salon24.pl/73808,index.html</a><!-- m -->
Jeżeli ktoś jest uprzedzony również do tego autora, to może zacheci Was opinia posła partii znanej i jakże lubianej na tym forum

:
Cytat:To najważniejsza książka o współczesnej Polsce. Dolinie nicości, miejscu zła, kraju nierozliczonej zdrady, zapomnianych bohaterów, zakłamania, tchórzostwa, stadnego myślenia i manipulacji. Kraju układów sięgających korzeniami czasów PRL-u, oplatających biznes, media, sądy, politykę, Kościół… Taka Polska istnieje naprawdę. Ale nie jest to cała Polska. I od 5-6 lat „dolina nicości” jest w odwrocie. Ostatecznym. Powieść Wildsteina to osinowy kołek. Przede wszystkim jednak to powieść-zwycięstwo. Prawda, pamięć, wierność przetrwały, choć w pewnym momencie wydawało się, że ich ostatnim bastionem jest sumienie niedobitków. Okazało się jednak, że – jak w każdym z poprzednich pokoleń – znajdują oni naśladowców, a szept starych legend trwa w zbiorowej podświadomości.
„Dolina nicości” to rzecz jasna powieść z kluczem. Krytykom, a i czytelnikom, nie zajmie pewnie wiele czasu rozszyfrowanie wielu postaci i wydarzeń. Ale byłoby błędem zatrzymywanie się na tej warstwie. Książka Wildstein to moralitet, mocowanie się z polskością. Pierwowzorów Bogatyrowicza, Returna, Wilczyckiego czy księdza Starca mogłoby nie być (choć trzeba pamiętać, że każda z tych postaci jest literackim przetworzeniem materiału zaczerpniętego „z życia”), ale ich postawy trwałyby w polskim życiu, bo są zakodowane w lękach, strategiach przetrwania i odruchach buntu niewolonego od paruset lat narodu. W kostiumie nowoczesnego języka Autor rozsupłuje odwieczne polskie dylematy.
Jeszcze większym błędem byłoby odczytywanie książki jako powieści politycznej. Nie chodzi o żadne rozliczenie III RP przez IV, o porachunki z programem „historycznego pojednania” części dawnych elit solidarnościowych z komunistycznymi aparatczykami, przebranymi za poważnych biznesmenów, wydawców pism czy prezydenta i jego ministrów… Wildstein broni paru prostych prawd, bez których osuwamy się w nicość.
Jarosław Gowin