Forum o Jacku Kaczmarskim

Pełna wersja: Rzeczpospolita kłamców. Salon
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31
Niedawno ukazała się książka niejakiego Waldemara Łysiaka. Jeden z jej akapitów to paszkwil na Jacka Kaczmarskiego. Przytaczamy ów fragment za jednym z członków listy dyskusyjnej:
Cytat:" Ten sam problem miałem ja (co zrobić z za dobrą pamiecią?), slysząc i czytając (w prasie wszelkich odłamów) bombastyczne peany nad grobem „wielkiego Polaka", J. Kaczmarskiego, jakby wszystkich ogarneła amnezja i jakby nie liczyło się, że ów „bard" przez cała drugą połowę lat 90-ych opluwał polski Kosciól, „polski antysemityzm" i wszelkie „polactwo" hurtem. Wyemigrowal do Australii (później wrócił), tłumaczac, że robi to dlatego, iż nienawidzi Polaków (sic!). Tam udzielał prasie wywiadów, w których wszystko co polskie (papieża, religię, patriotyzm itd.) odsadzał od czci i wiary grubymi słowy, bez przerwy wałkujac mantrę „polskiego antysemityzmu". Lecz może ci ogarnieci zbiorowa amnezja nie czytali tych jego wywiadów i wspominków (ja czytałem, bo Polonia australijska przysylała mi gazety), i dlatego nie wiedza, tak jak mało kto wie, iz godzine przed śmiercia ów wojujacy Zyd pojednał się na wiedeńskim szpitalnym łóżku z chrzescijanskim Bogiem, przyjmujac wiarę katolickę, którę tyle lat ganił jako wredny kult. Tak na wszelki wypadek... "
Waldemar Łysiak "Rzeczpospolita kłamców. Salon" str. 149-150

Autor owego tekstu udowodnił tylko swoja ignorancję i niewiedzę pisząc o rzeczach o których nie ma pojęcia! Jacek Kaczmarski nigdy nie tłumaczył wyjazdu do Austrii jakąkolwiek nienawiścią. Nigdy też nie odsądzał nikogo od czci i wiary. Owszem pokazywał słabe strony rodaków, ale taka jest rola poety. Stwierdzenie wojujący Żyd pozostawiamy bez komentarza. Kwestia nawrócenia się Jacka Kaczmarskiego nie jest sprawą W. Łysiaka, zresztą ma o tym mgliste pojęcie, bo we wszystkich wywiadach aż do śmierci Jacek Kaczmarski jednoznacznie się wypowiadał na temat swojego podejścia do spraw ostatecznych – długo po zabiegach w Austrii.
Wszystko wskazuje na to, że W. Łysiak po prostu żyje z wypisywania bredni, kłamstw i oszczerstw. Na potwierdzenie przytaczamy ów tekst:

"WYPOWIEDZI" W. ŁYSIAKA
Waldemar Łysiak, Malarstwo białego człowieka, Poznań 1997, t.I, str. 12
(Przedmowa):

...W ramach przedmiotu Historia Kultury i Cywilizacji wykładałem m.in. dzieje malarstwa. Robiłem to wiele lat... Jednak sytuacja zmieniła się w 1992 roku: zostałem relegowany z uczelni za "polityczną niepoprawność". Za bunt przeciwko korupcji gangrenującej moją uczelnię, przeciwko bolszewizacji tej uczelni i przeciwko jej rebolszewizacji po roku 1989, kiedy czerwone polskie łajno zostało zastąpione czerwono-różowym. Kilka partii politycznych
i kilka organizacji społecznych (m.in. kombatanckich) publicznie protestowało, żądając, by władze zwróciły mi katedrę. Ja sam nie protestowałem, nie pisałem odwołań, nie żądałem przywrócenia mi etatu.

Wojna to wojna. Publicystyką polityczną, godzącą w mafie prostytuujące państwo, kręciłem pętlę na własną szyję, więc nie byłem zbulwersowany dymisją, jakiej mi udzielono. Kilka miesięcy później studenci wszystkich warszawskich uczelni wyższych ogłosili mnie akademickim "człowiekiem roku" i wręczyli mi w Audytorium Maximum Uniwersytetu Warszawskiego statuetkę zwaną "akademickim Oscarem" ("za szczególne zasługi dla środowiska akademickiego" i "za bezkompromisową postawę akademickiego nauczyciela"). Reakcją prominentnych sraluchów, co ukradli mi katedrę, była eksplozja furii i oszczerstw pod moim adresem, którą traktowałem bez żalu... ...dlaczego miałbym mieć żal o to, że wywalono mnie z pracy? Człowiek, którego bijesz, ma prawo ci oddać. Takie są reguły wojny. Gnidy, które tłukłem, oddały mi, wyrzucając wroga na bruk.

***

"TYGODNIK SOLIDARNOŚĆ" nr 12 z 23 marca 2001 - wywiad z W. Łysiakiem:

WŁ o sobie: ...gdybym w roku 1992 nie utracił katedry - MBC by nie powstało... Praca na uczelni - notabene nie tylko we własnej katedrze, bo gościnnie prowadziłem też zajęcia z konserwacji zabytków absorbowała mnie tak bardzo... Dopiero uwolniony od obowiązków akademickich mogłem przeznaczyć czas [na MBC]... Zostałem zwolniony "z przyczyn ekonomicznych". Będąc wykładowcą i szefem katedry, brałem pensję starczająca na papierosy, ale budżet uczelni tego nie wytrzymał. Mogli chyba wymyślić inteligentniejszą przyczynę.
Na pytanie prowadzącej wywiad AP czy wcześniej WŁ nie miał kłopotów z władzami uczelni

WŁ odpowiada: Miałem i to dużo... Nie tylko wskutek stanowiska politycznego, czy wskutek antykomunistycznych fragmentów moich wykładów, lecz również dzięki zwalczaniu korupcji wszechobecnej na wydziale, oraz dzięki studenckim rankingom, które rokrocznie honorowały mnie jako najlepszego wykładowcę uczelni, co musiało u kolegów-profesorów wywoływać regularne przypływy gorących uczuć do mnie...

***

Tyle cytaty z dzieła i wywiadu znanego pisarza. Zawarte w nich pomówienia i Politechniki Warszawskiej, i jej władz akademickich, skłoniły uczelnianą "Solidarność" do przesłania Redaktorowi Naczelnemu "Tygodnika Solidarność" stosownego pisma, którego obszerne fragmenty niżej zamieszczamy.

Pan Andrzej Gelberg
Redaktor Naczelny
"Tygodnika Solidarność"

W numerze 12(625) "Tygodnika Solidarność" z 23 marca br., ukazała się pierwsza część wywiadu z Waldemarem Łysiakiem. Jej znaczne fragmenty poświęcono relacjom między W. Łysiakiem a Politechniką Warszawską, w szczególności z jej Wydziałem Architektury.

Zdajemy sobie sprawę, że Waldemar Łysiak jako wzięty literat ma prawo do posługiwania się różnymi konwencjami literackimi... Jednakże od Redaktorów organu NSZZ "Solidarność" oczekujemy innego standardu wypowiedzi, szczególnie w sytuacji kiedy formułują i rozpowszechniają bardzo poważne zarzuty wobec rzeczywistych instytucji i osób.

W związku z tym, prosimy o sprostowanie na łamach naszego Tygodnika poniższych "nieścisłości" i zwykłych kłamstw, które znalazły się we wspomnianym wyżej wywiadzie:

Pani redaktor Anna Poppek informuje czytelników "Tygodnika Solidarność", że W. Łysiak "przez wiele lat kierował Katedrą Historii Kultury i Cywilizacji na Wydziale Architektury Politechniki Warszawskiej" (podobnie mówi o sobie W. Łysiak: będąc wykładowcą i szefem katedry, lub: praca ... we własnej katedrze). Jest to wiadomość nie tylko nieprawdziwa, ale przede wszystkim nieprawdopodobna z pięciu co najmniej powodów: w całej historii Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej nigdy nie istniała na nim Katedra Historii Kultury i Cywilizacji, statutowym warunkiem kierowania katedrą w Politechnice Warszawskiej było i jest posiadanie tytułu profesora, tymczasem W. Łysiak zakończył swoją karierę akademicką kilka szczebli niżej...), o możliwości pełnienia jakiejkolwiek funkcji kierowniczej w strukturach uczelni w okresie PRL-u... decydowała pozytywna opinia odpowiedniego
komitetu PZPR. Sugestia, że W. Łysiak był jednocześnie prześladowany i rekomendowany przez komunistów na kierownika czegokolwiek jest co najmniej wewnętrznie sprzeczna, w latach pracy W. Łysiaka na Wydziale Architektury PW obowiązywał w Polsce - wzorowany na sowieckim i wprowadzony po Marcu '68 - bezkatedralny system instytutowo-zakładowy. Nie było więc także na Wydziale Architektury PW, żadnej katedry, ani żadnego kierownika katedry, nie mógł więc nim być także dr Łysiak, w okresie zatrudnienia W. Łysiaka w Politechnice Warszawskiej nikt nigdy nie powierzył mu pełnienia jakiejkolwiek, najniższej nawet, funkcji kierowniczej w strukturach akademickich. Ponieważ nie można nikomu odebrać tego, czego nie posiada, nieprawdziwe jest więc twierdzenie p. red. Poppek, że ktokolwiek odebrał W. Łysiakowi jakąkolwiek Katedrę (sam W. Łysiak w Przedmowie do I t. MBC twierdzi, że katedrę mu skradziono(!)). Nonsensem byłoby wyrażanie w tej sytuacji
"publicznych protestów przeciwko odebraniu /mu/ Katedry". Dlatego nieznane są nam i nigdy nie dotarły na Wydział Architektury ani do Komisji Zakładowej NSZZ "Solidarność" w Politechnice Warszawskiej, żadne oficjalne stanowiska w tej sprawie jakichkolwiek "prawicowych partii i stowarzyszeń".
Nieprawdą jest stwierdzenie p. red. Poppek, że Waldemar Łysiak został "po prostu wywalony" (i do tego "z przyczyn politycznych") z Wydziału Architektury PW. Na takie działanie nie pozwalało prawo, obowiązujące w roku 1992...
Sugestie dyspozycyjności politycznej wobec jakiegokolwiek ośrodka politycznego lub polityka są obraźliwe dla Rektora, Dziekana i Rady Wydziału jako organów akademickich pochodzących z wolnych wyborów, oraz dla poszczególnych osób w Radzie Wydziału zasiadających. Rada Wydziału, z ustawowym udziałem studentów i przedstawicieli NSZZ "Solidarność", pozytywnie zaopiniowała... personalne propozycje Dziekana jeszcze w marcu
1992 r. - a więc wcale nie w okresie wakacji. Na podstawie tej opinii Rektor PW wypowiedział dotychczasowe warunki pracy całej grupie pracowników, w tym i W. Łysiakowi, z dniem 30 IX 1992 "z przyczyn ekonomicznych dotyczących zakładu pracy", która to formuła była najkorzystniejsza dla osób zwalnianych z dotychczasowych etatów, a nie represyjna wobec nich, czy nieprawdziwa, jak to jest sugerowane w wywiadzie.

W. Łysiak potwierdził pisemnie przyjęcie wypowiedzenia... i pisemnie zrezygnował z przysługującego mu prawa do wskazania związku zawodowego, który reprezentowałby jego interesy...
Zgodnie z zawartym porozumieniem mógłby dr Łysiak w ramach umowy-zlecenia do dzisiaj prowadzić swój wykład z Historii Kultury i Cywilizacji gdyby nie skandaliczny incydent w trakcie sesji egzaminacyjnej w czerwcu 1992 r., kiedy to dr Łysiak odmówił przyjęcia do wiadomości, że regulaminowe prawo Dziekana do rozstrzygania sporów między egzaminowanym a egzaminatorem obowiązuje także w sytuacji kiedy egzaminatorem jest dr Waldemar Łysiak. W rezultacie wywołał karczemną awanturę w Dziekanacie, w obecności Dziekana i pani Prodziekan, pracownic Dziekanatu i licznych studentów i studentek, wywrzaskuąc zamiast argumentów gołosłowne pomówienia i słowa powszechnie uznawane za wulgarne i obraźliwe, raczej nie mające nic wspólnego ani z kulturą, ani cywilizacją. Ponieważ po tym incydencie dr Łysiak nie wyraził chęci przeproszenia lub chociaż wyjaśnienia takiego zachowania wobec studentów i przełożonych, Dziekan słusznie uznał, że nie byłoby stosowne osobie, która w sytuacjach spornych czy nawet konfliktowych demonstruje publicznie całkiem współczesne chamstwo, zlecać wykład z Historii Kultury i
Cywilizacji.
Insynuacją jest więc twierdzenie p. red. Poppek, że powodem przerwania współpracy Politechniki Warszawskiej z W. Łysiakiem były przyczyny polityczne. Było to tym bardziej niemożliwe, że w ciągu całego okresu zatrudnienia w PW W. Łysiak nigdy publicznie tych poglądów nie przedstawił. Nie należał nigdy do "Solidarności", nie brał udziału w żadnych akcjach organizowanych przez naszą "Solidarność" w latach 1980-1989 ani na uczelni,
ani poza nią. Był zapraszany na wykłady w trakcie strajków studenckich - ale ani on, ani studenci nie upublicznili treści tych wykładów na szerszym forum uczelni. Trudno więc nam określić, czy wyrażał w nich jakieś, a jeśli tak, to jakie, poglądy polityczne...
Podobnie, tyle że w sposób jeszcze bardziej obraźliwy i chamski, wyraża się W. Łysiak o Politechnice Warszawskiej i jej pracownikach w Przedmowie do I tomu Malarstwa Białego Człowieka (Poznań 1997). Za pośrednictwem "Tygodnika Solidarność" pragniemy poinformować Czytelników MBC, że wszystko, co w tej Przedmowie zostało napisane pod adresem Politechniki Warszawskiej, jest wytworem egocentrycznej wyobraźni literackiej autora i nie ma nic wspólnego z rzeczywistością...
Oczekujemy, że Redakcja naszego "Tygodnika" odwoła niczym nie uzasadnione pomówienia pod adresem Rektora Politechniki Warszawskiej oraz Dziekana i Rady Wydziału Architektury PW, a także Zakładowej Organizacji NSZZ "Solidarność" i jej działaczy w PW i przeprosi zarówno wszystkich pomówionych, jak i swoich Czytelników, za rozpowszechnianie nieprawdy.
Pozostajemy z poważaniem
Przewodniczący Komisji Zakładowej
dr Zygmunt Trzaska-Durski
Przewodniczący Koła NSZZ "Solidarność"
na Wydziale Architektury w latach 1980-1995
dr inż. Bogdan Dzierżawski
Warszawa, 21 maja 2001 r.

Pełny tekst powyższego pisma "Tygodnik Solidarność" opublikował w nr 24 z 15
czerwca 2001 r. wraz z obszerną wypowiedzią W. Łysiaka.

Żródło: <!-- m --><a class="postlink" href="http://www.pw.edu.pl/miesiecz/2001/07-08/mpw0107.html">http://www.pw.edu.pl/miesiecz/2001/07-08/mpw0107.html</a><!-- m -->

Na koniec prośba do W. Łysiaka. By nie brał się za pisanie o czymś o czym nie ma zielonego pojęcia, bo tylko udowadnia jak małym i ograniczonym jest człowiekiem.
Ania i Artur

Tomek

Tu nie ma czego komentować i nie ma sensu odnosić się do tego tekstu, by nie dać się ponieść nienawiści.
"ale chroń mnie Panie od pogardy
od nienawiści strzeż mnie Boże"
-------------------
Miałem o "niejakim" Łysiaku Waldemarze bardzo wysokie mniemanie. Wydawało mi się, że to jeden z najciekawszych współczesnych prozaików, obadarzony niezwykłą wyobraźnią, i jedyny obecnie aktywny twórca tak przecież ważnego i cenionego w naszej literaturze gatunku powieści historycznej. "Cesarskiego pokera" znałem kiedyś prawie na pamięć - jak dziś teksty Jacka.
Miałem.
Od dziś dołączam "niejakiego", a teraz już dla mnie NIJAKIEGO Łysiaka Waldemara do galerii moich prywatnych laleczek voodoo, a jego tekstów od dziś używam zamiast papieru toaletowego. Cóż, Łysiak-Sarmata, Łysiak Urban w skórze konserwatysty?

P.S. Wydaje mi się cały czas począwszy od kwietnia, że sprawy chrztu Jacka nie ma co na tym forum roztrząsać, tym bardziej właśnie, że nastąpił on tuż przed śmiercią. To była tylko i wyłącznie prywatna sprawa Mistrza.
Moim zdaniem też nie ma się czym gorączkować. Łysiak wykazał się hamstwem- przede wszystkim nikomu nic do decyzji Jacka, ni nam, ni Łysiakowi. Zniesławianie innych najlepiej świadczy o nim samym...
Olaff22 napisał(a):„Niedawno ukazała się książka niejakiego Waldemara Łysiaka.”
No wiesz, to nie jest jakiś tam ‘niejaki” Waldemar Łysiak, tylko znany publicysta Waldemar Łysiak. Łysiak napisał rzeczy tak istotne, jak „Malarstwo białego człowieka” czy „Asfaltowy saloon”. Łysiakową „Napoleniadę” powinieneś chyba czytać.”

Nie bronię Łysiaka bo napisał bzdury i powinien odpowiedzieć za to, co napisał przed sądem. Ale i Ty Arturze, chyba się zanadto gorączkujesz – prawie jak ten Łysiak. Po pierwsze, nie wierzę, że przeczytałeś WSZYSTKIE wywiady, jakie ukazały się aż do śmierci JK. Śmiem zaryzykować stwierdzenie, oparte na poczynionych ostatnio obserwacjach, że nie przeczytałeś nawet wszystkich wywiadów ze skromnego zbioru, który masz na stronie. A to, co masz na stronie, to tylko ułamek wszystkich publikacji i wszystkich wywiadów

Po drugie, problem z JK polega na tym, że miał on właśnie bardzo NIEJEDNOZNACZNY stosunek do spraw ostatecznych. Nie wyciągałbym zbyt pochopnych wniosków, z kilku zdań, z paru wypowiedzi (np. tej udzielonej Najsztubowi w „Przekroju”), w której JK mówi, że wg niego zaświatów nie ma. Bo są także wypowiedzi takie, jak choćby ta zamieszczona w pomatonowskim śpiewniku „Raj”, która już taka jednoznaczna nie jest. Jest program „Raj” i program „Szukamy stajenki”, które dobitnie świadczą, że tzw. sprawy ostateczne były Jackowi co najmniej nieobojętne.
Są wreszcie co najmniej dwa fakty z życia JK, które w zupełnie nowym świetle stawiają sprawę chrztu przyjętego przez JK przed śmiercią.

Szanuję Wasz apel do W. Łysiaka, ale obawiam się, że wynika on tyleż z czystych i szlachetnych pobudek, co z naiwności .

Pozdrawiam!


1. Tak znam to nazwisko, chociaz przyznaje, że tylko przy okazji Napoleona
2. Nie, nie przeczytałem wszystkich. Ale te co są na tronie już tak. Pewnie nie kazdy pamietam, ale nie przykładaj swojej miary do wszystkich
2. JAk wiesz w tych sprawach się nigdy nie pogodzimy - dyskusje o religi sobie odpuśmy. Chodzi o coś innego. O hasło - na wszelki wypadek
4. Czemu naiwności? Ja liczę, ze z tego wyniknie coś pozytywnego
---------------

zbych

Olaff ma sporo racji. Nie wiem, czy zgadzam się z każdym jego słowem i na każdy problem spojrzałbym dokładnie pod tym samym kątem, ale z ogólną tonacją zgadzam się.
Problem z wypowiedzią Łysiaka nie polega na tym, czy JK ochrzcił się czy nie. Chodzi o ton, w jakim jest to napisane. Łysiak pisze mniej więcej tak „całe życie pluł na Boga i wartości chrześcijańskie, a na koniec nawrócił się ze strachu, czym zaprzeczył całemu swojemu życiu i swojej twórczości” (i tu już Łysiak nie dodaje, ale pozostawia w domyśle dalszą część zdania „o czym ja, Łysiak, wiedziałem zawsze, tzn. że twórczość JK jest kłamliwa, bowiem ja, Łysiak, jestem wszechwiedzący jako najbliższy kolega Pana Boga i depozytariusz wartości moralnych bohaterskiego narodu polskiego”). Oczywiście są to nonsensy wynikłe z zaślepienia, powiedzmy, ideowego.
Łysiak był (jak sam mówił nie bez racji, choć miał oponentów) najwybitniejszym napoleonistą polskim. Rzeczywiście jego erudycja zawsze była imponująca i we wczesnych książkach potrafił ją całkiem dobrze wykorzystać. (I te wczesne można – aczkolwiek uważnie i z namysłem – czytać, bo są zgrabne, a należy oddzielić, jak zawsze twierdzę, życiorys autora od twórczości.) W związku ze swą literacką sprawnością i milionami czytelników Łysiak miewał masowe nakłady oraz był hołubiony przez władze komunistyczne. Co jeszcze nie byłoby niczym złym, w książkach komuny nie popierał, choć i nie protestował przeciw niej, a w życiu raczej dawał się nieść fali niż ją wywoływał – choć tu wiedzy i pewności nie mam. Potem zmienił się ustrój na lepszy, co też nie było niczym złym, a nawet przeciwnie. Ale szkopuł w tym, że Łysiak wziął sobie do serca złą ideę, że pisarz musi potwierdzać swoim życiem swoje utwory. A on nie miał jak potwierdzać. Pisywał o bohaterach i ostrych menach, wyznawał kult macho wyzbytych strachu, opiewał poświęcenie za ideały – a sam żył spokojnie po mieszczansku za honoraria w peerelowskich złotówkach. Więc postanowił dopisać sobie kartę bohaterską po czasie. Przy takim postawieniu sprawy zawsze wynika pocieszne qui pro quo. Okazało się ku zdumieniu wielu, że Łysiaka zaczęto prześladować, kiedy już prześladowcy stracili kły i pazury.
Starą i sprawdzoną metodą wywyższenia się jest także udowodnienie, że nie ja, Łysiak, jestem słaby, ale inni są słabsi, więc na ich tle jawię się jako mocarz. Należy w tym celu pobrudzić kogo się da – i z ilustracją tej metody mogliśmy się zapoznać we fragmencie o JK przytoczonym przez Anie i Artura.
Całe to zdarzenie nie jest sprawą faktów, tylko niedostatków charakteru, toteż nie warto z nim polemizować na poziomie faktów. To nie jest temat dla historyka, tylko dla psychologa, pomimo że Łysiak udaje, że opisuje historię Kaczmarskiego. A właściwie nie udaje. On wierzy w to, co pisze – i dopiero to jest tragedią, z tym że tragedią pojedynczego małego człowieczka, którym nie jest ani JK, ani żaden z nas, więc spoko.
Łysiak nie jest już jedyny jak ongiś, zniknął w tłumie podobnych blagierów i tropicieli spisków (to co świetnie wypada w powieści, nawet fabularyzowanej, niekoniecznie wypada sensownie w życiu), robi co może, żeby jeszcze rozbłysnąć ogniem machizmu i patriotyzmu, tyle że robi to w złym stylu. Szkoda, ale trudno. On rzeczywiscie nie zawróci ze swojej drogi, jak mówi Olaff.
A co do religii, wiary, chrztu. Nie sądzę, żeby fakt, czy Bóg jest, czy go nie ma, miał jakieś znaczenie dla wiary człowieka. Prawdziwa wiara to być przekonanym, że Boga nie ma, a księża są niemądrzy – i wierzyć. Oczywiście to paradoks, ale nie traktuję go wyłącznie jako żartu. To jak z króliczkiem, który służy do tego, żeby go gonić, a nie złapać. Niektórzy pokazują worek i mówią, że mają tam złapanego króliczka, tylko worka nie da się otworzyć, żeby sprawdzić. A niektórzy poprzestają na gonieniu króliczka, aż znikną z oczu innych za horyzontem i nie wiadomo, czy go złapali, czy nie. Tylko oni wiedzą. I nie ma żadnej pewności, że owo „poprzestawanie na gonieniu” jest mniej warte od trzymania worka, a nie więcej. Byle gonić w dobrą stronę, tzn. tam, gdzie królik ucieka, nie gdzie indziej.
Moim zdaniem JK przez całe życie gonił króliczka, czego sobie i Wam życzę.

Barbara

Po przeczytaniu tego cytatu poczulam sie najpierw zadziwiona, a potem poczulam wscieklosc. To o takich ludziach Jacek pisal w Testamencie: oszczercy

mihu007

Pan Łysiak stara się przedstawiać swoją skromną osobę jako jedynego sprawiedliwego na tym świecie i robi to opluwając i szkalując kogo tylko może. Za narzędzie służy mu brak taktu i elementarnych zasad kultury. na dodatek jego tzw. "twórczosć" cechuje brak znajomości rzeczy, o których pisze.
To człowiek chory, więc módlmy się za niego.
Łysiakowi zabrakło kultury i moderator Artur przyjął odpowiedni poziom.
Klasyczne, ale moderator to taki co uspakaja a nie pisze o słynnym pisarzu niejaki, cytuje frgment o nawróceniu (jakie by tam nie było) JK ale zabrania o tym znów dyskutować. Jednym słowem prawo prawem a sprawiedliwość musi byc po naszej stronie...
Łysiakowi zabrakło kultury, to prawda. Text jest chamski, i cokolwiek nieprawdziwy, wywołujący słuszne oburzenie. Natomiast nie bardzo rozumiem czemu mod przytoczył cytaty później z Łysiaka ? O czym mają one świadczyć niby ? Co znimi jest nie tak? Wątpię, żeby mod znał kulisy np. sprawy Łysiak a władze Polibudy. I co to za absurdalny pomysł gdzieś powyżej ,ze stwierdzeniem że Łysiak był hołubiony przez władze komunistyczne ( a antykomusntycznych fragmentów w jego ksiązkach był naprawdę dużo). Ci co rzucacie kamieniem przyjmujecie dokładnie taką samą retorykę jak Łysiak we wspomnianym fragmencie. Opinie na tym samym poziomie.
Fragment godny "Naszych wiadomości" czyli Polska Radia Maryja i tv TRWAM czyli Tadeusz Rydzyk Wam - GÓWNO jak mówią prości ludzie.

prosty ludź
hieh, Łysiak... strasznie lubię jego prozę, ale publicystyki nie znoszę, choć pisze ze swadą. na tego pana trzeba patrzeć ostro przez palce - erudyta, ale okropny megaloman. a odnosząc sie do tekstu zacytowanego przez A i A to powiem tylko tyle: nihil novi sub sole - żaden to eksces w twórczości Łysiaka, a reguła.

zbych

Janie Żizko, są takie chwile w życiu mężczyzny, kiedy musi się zdecydować albo – albo, a nie siedzieć okrakiem na barykadzie, bo zwłaszcza dla mężczyzny to groźna pozycja. Więc – albo Łysiak sadzi trzy po trzy, albo wymsknęło mu się przypadkiem tylko co do JK, w sposób chamski i cokolwiek (podkreślam to urocze „cokolwiek”, znaczące zwykle, że troszkę i nie na pewno) – więc „cokolwiek” nieprawdziwy. Możesz wątpić, że mod zna kulisy sprawy, ale on przytoczył dokumenty, a nie prowadził Cię za kulisy.
Ale zabieram głos we własnej sprawie, gdyż ów „absurdalny pomysł gdzieś powyżej”, jak z wdziękiem piszesz, że Łysiak był hołubiony przez władze komunistyczne narodził się w moim mózgu, choć biorąc pod uwagę osobę, której jest poświęcony, mógłby się narodzić „gdzieś poniżej”. (Na takim poziomie tez moge dyskutowac, jak trzeba.) Mam tę przewagę nad Tobą, że pamiętam tamte czasy. A jeśli Ty je też pamiętasz, to jakoś wybiórczo. Porównaj nakłady książek Łysiaka i książek, na przykład, Barańczaka (który komuny nie lubił, czemu dawał wyraz), porównaj ilość oficjalnych spotkań autorskich jednego i drugiego (co się przekłada na pieniądze), porównaj recenzje (ja absolutnie jak widzisz nie wspominam o aresztowaniach i kipiszach i odnoszeniu się do rodziny i cierpieniach moralnych, mówię tylko o tym, co sprawdzalne i policzalne, choć – wzięty przeze mnie za przykład, lecz nie jedyny - Barańczak dziś nigdzie nie opowiada jak zwalczał komunę i jak go sekowano za to), więc porównaj, a będziesz wiedział, co to znaczy hołubiony i czym się to je. Dopiero wtedy protestuj. A co do antykomunistycznych fragmentów w książkach Łysiaka, których jest jakoby dużo (oczywiście mówimy o czasach komuny, nie obecnych) – po co mamy się spierać, przytocz parę – sprawdzimy ich próbę.
Nie zarzucaj innym retoryki Łysiaka, bo nie wiesz, o czym mówisz. Albo co gorsza – wiesz.
W kwestii pogonii za króliczkiem wystarczy zacytować-podsumować:
"- Właśnie, Bóg. Pan Boga nie lubi,
Ale mówi, że wciąż Go szuka[...]"
(Rozmowa).
No cóż... Krytykować można na dwa sposoby:
1) można powiedzieć co się komu nie podoba (wyrażenie opinii)
2) można kogoś obluzgać, i stwierdzić że wszystko inne to pierdoły...

Jak dla mnie Łysiak jest od dzisiaj w kategorii "Burak"...

Nika

Szczerze? Po prostu brak słów... To zadziwiające do jakich granic może posunąć się ignorancja, perfidia, zakłamanie i sama nie wiem co jeszcze, ale na pewno byłoby to coś bardzo negatywnego... Nasuwa mi się wiele myśli w tym momencie, ale ten tekst po prostu nie zasługuje na żaden dłuższy komentarz - sam sobie jest katem. I niech mi ktoś wytłumaczy skąd tacy ludzie sie biorą?
Niektórzy nie potrafią przestać pisać, mino iż jedyne co już mają do powiedzenia to brednie. I nie dotyczy to tylko Łysiaka. To samo można powiedzieć o tabunach naszych polityków, osobistości ze szczytów władzy wszelakiej. Można nie lubić Kaczmarskiego, musu nie ma. Można nim pogardzać, krytykować postawy - ale mozna robić to z klasą. Łysiak zniżył się do poziomu budki z kiepskim piwem nieopodal przepełnionego kibla. I pomyśleć, że kiedyś napisał całkiem sprawny kryminałek po jakże znaczącym tytułem "Perfidia"...

Janek

Bardzo ciekawe...Najbardziej rozbawiły mnie teksty w stylu:"Takie to paskudne(co napisał Łysiak)że w ogóle nie ma co polemizować..." Tak tak...Jeśli fakty nie pasują do teorii,tym gorzej dla faktów!Ciekawi mnie tylko,ilu z tych,co teraz tak zapluwają się w obronie Kaczmarskiego,czytało jego wszystkie emigracyjne (australijskie) wywiady?No ilu?A może gniecie was co innego-że jeśli chodzi o stosunek do komuny,Łysiakowi nie można niczego zarzucić!Boć to nie Łysiak chyba kumlował się z Michnikiem Adasiem,przyjacielem największych czerwonych oprawców (Kiszczaka i Jaruzela),tylko właśnie Kaczmarski...To nie Łysiak dawał kwachowi buzi odbierając medale ZSP,tylko Kaczmarski... Oj bidni ci fani Kaczmarskiego,bidni...
Moim zdaniem pan Łysiak chciał zrobić szum wokół swojej osoby - jako człowiek niewątpliwie inteligentny wiedział co jego wypowiedź wywoła - bedzie po prostu bardziej znany. Myślę że potrzebował by uwaga społeczeństwa skupiła się właśnie na nim, bo jest zwykłym karierowiczem, tak jak ksiądz Jankowski, który swego czasu nie mógł wytrzymać by się o nim głośno nie mówiło. Lysiak zapewne wie, że przegiął, tylko nie wie że tak mocno. W oczach wielu ludzi stał się zwykłym prymitywem - w moich też. Sęk w tym, że on stwierdził fakt (nieprawdziwy zresztą) nie podając argumentów za nim przemawiających. Tak oszkalować kogoś każdy potrafi. Poza tym wypowiedział się o religii chrześcijańskiej i o Bogu a podejrzewam że nie ma o tym pojęcia i sam jest mało wierzący. Napisał, że Jacek opluwał Kościół, Boga a na łóżku szpitalnym raptem wrócił do łask jako skruszony penitent. Po pierwszeoczywista bzdura, bo każdy wie jak było, ale druga sprawa, to nawet gdyby tak było, to Jacek miał zupełne prawo do chrztu, do tego co zrobił, bez względu na to, jaki był kiedyś. I to nie powód by robić z tego jakąkolwiek sensację. Św Paweł zanim został apostołem gorliwie mordował chrześcijan. A panu Łysiakowi nic do tego.
Niedawno w moim kościele parafialnym słyszałem kazanie, w którym ksiądz mówił o Jacku Kaczmarskim w kontekście właśnie tego chrztu. I ksiądz który to mówił, wcale nie ukazał Jacka jako kogoś kto opluwał Kościół. Było wręcz przeciwnie, mimo że Jacek nie był chrześcijaninem. Ale mniejsza z tym - zły jestem i jakoś tekst mi się nie klei, nie ma się tu nad czym rozwodzić, zgadzam się w pełni z wypowiedziami poprzedników a zwłaszcza piotru, który użył najwspanialszej metafory jaką się tu da użyć - kibla.

Pozdrawiam :evil:
Wszystkich pewnie nikt, ale znaczną ich część już wielu. Tobie zalecam też ten skromny zbiór.
<!-- m --><a class="postlink" href="http://www.kaczmarski.art.pl/wywiady/index.php">http://www.kaczmarski.art.pl/wywiady/index.php</a><!-- m -->

Łysiak publikował za komuny swoje prace w wielkich nakładach, jak myślisz, czemu mu pozwolono? Jakby zwalczał ustrój to by mu nawet na jedną prace nie pozwolili. Łysiak zrobił się taki odważny jak już można było.

O medalu już Kaczmarski mówił nieraz. Za co go dostał dowiedział się już w pałacu prezydenckim i nie starczyło mu odwagi by wyjść.

Theo

Janek napisał(a):Boć to nie Łysiak chyba kumlował się z Michnikiem Adasiem

Nie. On był TW.

ThV
Petrvs napisał(a):Napisał, że Jacek opluwał Kościół, Boga a na łóżku szpitalnym raptem wrócił do łask jako skruszony penitent. Po pierwszeoczywista bzdura, bo każdy wie jak było,
Ja nie wiem i wątpię żeby wszyscy wiedzieli, tak więc jeśli masz jakieś informacje to się podziel. Moja agentura nie ma tak długich macek jak twoja kagiebusie.
Nika napisał(a):I niech mi ktoś wytłumaczy skąd tacy ludzie sie biorą?
Zacznijmy od tego ile ty masz dziewczynko lat że już chcesz takie rzeczy wiedzieć.
No ale dobrze, trzeba młodzierz edukować. Ok 6 mln plemników dostaje sie do dróg rodnych kobiety i w świetle jajowody napotykają chopaki oocyt II rzędu. Atakują go. Zachodzi reakcja akrosomalna, jednemu sie udaje - przebija osłonkę przejrzystą i wlewa swój materiał genetyczny wo wnętrza komórki rozrodczej kobiety. Zostaje odzielony od komórki jajowej polocyt II rzędu. Przedjądrze męskie i żeńskie zlewają się i powstaje zygota. Następnie bruzdkowanie, gastrulacja, organogeneza i po 9 miesiącach wychodzi takie małe Łysiaczątko.
Co za świństwo.

Arek Kromski

Według mnie Jacek Kaczmarski faktycznie "wierzył, ale o tym nie wiedział". Wydaje mi się nieprawdopodobn, żeby osoba niewierząca napisała coś tak pięknego, jak "Dzieci Hioba", "Wygnanie z Raju", "Teodycea" czy "Źródło wszelkiego zła". Dla mnie każdy z tych tekstów jest próbą odpowiedzi na ważne pytania dotyczące właśnie spraw ostatecznych.

Zawsze byłem uczony, że skoro rodzice zwracają mi na coś uwagę to robią to dla mojego dobra. Myślę, że poezja Jacka Kaczmarskiego jest właśnie takim "klapsem", a nie krytyką dla krytyki. (Którą nomen omen jest tekst pana Łysiaka).

Choć oczywiście mogę się mylić i Bóg lub nicość raczy to wiedzieć, jak było z Jackiem na prawdę.

Janek

Artur napisał- "O medalu już Kaczmarski mówił nieraz. Za co go dostał dowiedział się już w pałacu prezydenckim i nie starczyło mu odwagi by wyjść". Cóż mogę dodać od siebie-prawdziwy nonkonformista z tego Kaczmarskiego!A bluzgi na Łysiaka nadal w stylu "świnia,bo świnia i już"!A ja się jeszcze raz pytam-ileście mądrale czytali tych wywiadów Kaczmarskiego emigracyjnych?Słownie ile?I nie chodzi mi o wywiady udzielane,kiedy przyjeżdzał do Polski na koncerty,tylko wywiady udzielane w Australii.Słownie ile ich czytaliście,skoro zarzucacie Łysiakowi kłamstwo?Jeśli fakty przeczą teorii,tym gorzej dla faktów...
-------------

zbych

Olaffie, zgadzam się ze wszystkim, co piszesz, z drobnym wyjątkiem.
To były duże nakłady i wznowienia, nie pytaj jakie, nie mam tych książek pod ręką, ale możesz wziąć w bibliotece dowolną i sprawdzić. To nie były wówczas tajne dane, drukowano je w stopce. Albo uwierz mi na słowo. Obie drogi są dobre.
Po drugie – nie chodzi o to, że ktoś publikował za komuny, bo robili to wszyscy, którzy mogli i chwała im za to. Chodzi o to, że Łysiak udaje teraz, że nie publikował, walczył i był zwalczany. Więc jedno czy drugie? O to chodzi. O dopisywanie sobie fałszywych kombatanckich papierów. Takie bajerowanie jest śmieszne niezależnie od tego, co JK powiedział w Australii albo na Grenlandii.
(Notabene JK za wiele za komuny się nie nawydawał, nie przesadzajmy. Nagrody na festiwalach studenckich zawsze miały u władz lekko wariackie papiery, a „Epitafium dla WW” nagrodzono mu w czasie tzw. karnawału Solidarnościowego, zdaje sie.)
A Jankowi się wszystko myli ze wszystkim, bo pisze z pamięci i widocznie nie zapamiętał dokładnie tej audycji Radia Maryja.
-----------------------

zbych

Olaffie, piszesz to, co ja, tylko innymi słowami, sugerując, że chodzi o jakaś subtelną różnicę zdań. Ja tej subtelności nie chwytam.

Cytat pierwszy – mnie też nie chodzi o sam fakt drukowania i sądziłem, że to wyjaśniłem zrozumiale. Jeśli czujesz niedostatek, dopowiadam: druk pojęty jako szereg literek postawionych na papierze jest neutralny światopoglądowo i amoralny. Mnie chodziło o to, co działo się potem, czyli udawanie, że drukowało się bez akceptacji władz, a przynajmniej z ich niechęcią. A wszak władze akceptowały każdą książkę, nawet instrukcję obsługi cepa, dodaję na użytek młodszego pokolenia. Choć były książki, które akceptowały chętniej, nawet szczególnie dotowały, inne mniej chętnie, ale nie drukowano książek-sprzeciwów, mimo istnienia tzw. języka ezopowego, który służył porozumieniu się autora z czytelnikiem ponad głową cenzury. (Np. ówczesna „Obława” JK napisana jest językiem ezopowym i ma dwa oblicza.) Dopiero po 1976 pojawił się wielki nurt drugiego obiegu wydawniczego (nielegalnego), ale w nim Łysiak nie drukował. To równało się wykluczeniu z obiegu legalnego, który dawał kasę. I nie jest to zarzut – dla wyjaśnienia. Bo jestem zdania, że od nikogo nie wolno wymagać bohaterstwa albo poświęcenia. To jest tylko jego osobista sprawa, czy chce i czy może. Ma prawo siedzieć za linią frontu w spokoju i nie tracąc godności, tylko niech potem nie opowiada, jak wiódł natarcie na bagnety, bo wtedy godność traci.

Cytat drugi – tu zawodzi Cię słuch albo udajesz, że traktujesz dosłownie figurę retoryczną zwaną hiperbolizacją. Oczywiście, że nie udaje literalnie, że nie drukował, bo to nawet na niego byłoby za ostro. Chodzi o to, co tłumaczyłem (powyżej jeszcze raz), bez wyrywania zdań z kontekstu, co zastosowałeś bez sensu.

Cytat trzeci – ja o gruszce, Ty o pietruszce. Ja piszę, że nie wydawał, a Ty, że nie mógł, bo dopiero zaczynał. No to co z tego? Ale nie wydawał i o tym pisałem. Wiem, kiedy zaczynał, doskonale pamiętam moje pierwsze z nim zetknięcie. Gdybym napisał, że JK nic nie opublikował w XV wieku, to bym napisał nieprawdę? Przecież nie wyjaśniałem, dlaczego nie opublikował, tylko pisałem, że nie, rozumiejąc, że wszyscy tu wiedzą kiedy zaczynał tak samo dobrze jak ja.

Stosujesz coś, co się nazywa czepialstwem, na dodatek kompletnie niczemu nie służy w tym przypadku, jak podejrzewam.

A na koniec nauczasz mnie, że niebo jest niebieskie, a deszcz pada z góry, nie z dołu. Przecież właśnie to miałem na myśli mówiąc o wariackich papierach dawanych przez władze festiwalom studenckim (a i całemu ruchowi, jak logicznie z tego wynika, ale nie sądziłem, że muszę to tłumaczyć od a do z). W jaki sposób i którędy i jakimi metodami władze kanalizowały nastroje społeczne wiem niezależnie od tego, że „sam JK”, jak piszesz, to powiedział. I nie od dziś.

Podsumowując – jest to nieporozumienie między nami wynikłe z niczego, ale za to na własną prośbę. Widzę dwa wyjaśnienia. Albo powtarzasz własnymi słowami mój wywód – nie wiem po co, bo zdaje mi sie jasny, albo szukasz dziury w całym – też nie wiem, po co. Taka drobiazgowość, jaką uprawiasz, przypomina mi znane nam z telewizji ciało komisyjne, które rozpieprzy się samo na własne życzenie działając skądinąd w słusznej sprawie.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31