tmach napisał(a):Przeciez tak na dobrą sprawę śmiecą sami sobie.
Właśnie tak! Niezależnie, czy to las, działka, czy ulica... Kiedyś, jak powiedziałem jednemu takiemu, który stojąc obok kosza wywalił kubeczek z McDonald'sa na chodnik, że zastanawiam się, jak zaprosi stojącą obok dziewczynę do domu, skoro ma taki chlew, jak robi na ulic, mało nie skończyło się bijatyką...
Tak samo mnie dziwi, że ludzie nie zwracają uwagi na lumpów stojących/pijących/szczających/rzygających/demolujących na klatce/podwórku - przecież właśnie niszczą ich dom/podwórko. Przecież za wymianę ławek (przykład z mojego podwórka) nie zapłaci nikt inny, tylko mieszkańcy... Co z tego, kiedy zwrócisz uwagę, albo pogonisz towarzystwo, zostaniesz na 99% uznana za awanturnicę, albo zadzwoń po SM/policję - donosicielka...
I nie ma, że "komuna była" i "przyzwyczaiła" - to chyba najbardziej bzdurne tłumaczenie, jakie słyszałem!
Dopóki nie zmieni się mentalność, nie ma co zwalać na komune, polityków, etc... I tak naprawdę nie ma się co dziwić... Niestety... Brak szacunku dla siebie, dla innych, dla pracy i własności...
To jest jak z dziećmi i bezstresowym wychowaniem - na im więcej sobie pozwalasz, tym gorzej. A zaczyna się od rzeczy pozornie niewinnych...
Z obserwacji:
Prawie wszyscy moi koledzy lub koleżanki wyrzucają przeróżne papierki dookoła siebie. Wisi im to, że to będzie brzydko wyglądało. Często też kłócę się z kolegami, gdy nie mając kosza pod ręką - wyrzucają wszystko do np. rzeki. Nie ukrywam że mnie takie zachowanie wkur*ia okropnie.
Niestety, rodzice często uczą swoje dzieci takich postaw. Mój dom położony jest blisko rzeki, którą już nie nazywam rzeczką, tylko ściekiem. Każdy do niej spuszcza ścieki i wyrzuca śmieci.
Czasem ludzie chcąc oszczędzic na opłatach za wywóz smieci wyrzucają całe worki do rzeki. Mój kumpel mieszkający nad większą rzeką codziennie musi (ojciec mu każe) wkładac gumiaki i widłami 'popychac' te rzeczy dalej. Kiedyś rozerwał się mu worek na środku rzeki. Zdziwił się gdy wypadł z niego... stary dowód osobisty jakiegoś gościa. :o (Przynajmniej wiedział już kto mu te śmieci wyrzuca).
Z kolei ok. 1,5 roku temu mieliśmy ten problem, że co mniej więcej dwa dni znajdywaliśmy pod płotem kilka siatek ze żwirem-popiołem. Prawdopodobnie ktoś nam to podstawiał chcąc uniknąc opłat.
Najgorsze jest to, że czasami ludzie wyrzucają 'na rzekę' rzeczy, o których się nikomu 'nie śniło'. Raz widziałem połówkę arbuza wydrążoną i w środku wypchaną jakimiś obierkami. Do tego można zaliczyc także całe nieraz bochenki chleba. Jest wielu kolesi w Zielonkach, który mając trawniczek nad moją rzeczką, kosił go i wyrzucał wszystko do rzeki. Potem to płynąc zatrzymywało się na moim, niesprzątanym, fragmencie rzeki.
"Tak dalej już nie może byc"
Zbrozło napisał(a):Niestety, rodzice często uczą swoje dzieci takich postaw.
Mieszkam na parterze. Któregoś dnia na podwórku bawiły się dzieciaki, była tam ośmio- dziewięciolatka, która znalazła butelkę po jakimś napoju i rozbiła ją (celowo) o płyty chodnikowe.
Zwróciłam jej uwagę, powiedziałam, że rodzice się nie dowiedzą, ale musi posprzątać, dałam szczotkę i śmietniczkę. Posprzątała, ale potem rodzice przyszli do mnie z dziką awanturą! Jak ja mogłam kazać dziecku sprzątać! Od tego jest dozorczyni! Dziecko dostało histerii!
Na nic tłumaczenia, że dziecko butelkę rozbiło celowo, że inny dzieciak mógł się przewrócić i pokaleczyć a dozorczyni nie będzie za każdym biegać i sprzątać. Nie rozmawiali ze mną coś około roku czasu. I - żeby było śmieszniej - matka tej dziewczynki sama w owym czasie była dozorczynią, tylko kilka domów obok.
gosiafar napisał(a):Posprzątała, ale potem rodzice przyszli do mnie z dziką awanturą! Jak ja mogłam kazać dziecku sprzątać! Od tego jest dozorczyni! Dziecko dostało histerii!
A rodzice postanowili stanąć murem za swoją dzieciną... Ciekawe, co też strasznego się tej dziewczynce stało... korona jej z głowy spadła chyba. :evil: Dorośli powinni jednak czasem wykazać odrobinę zdrowego rozsądku i poczuwać się do solidarności... z innymi dorosłymi. Mam tu na myśli np. sytuacje szkolne i przedszkolne (rodzice bywają, niestety, przekleństwem tych instytucji), ale też takie, jak opisana przez gosięfar. Chyba nie ma lepszych manipulatorów niż dzieciarnia.
Drobna obserwacja dotycząca obrzydliwego śmiecenia i paru absurdów, które to śmiecenie ułatwiają.
Jakoś miesiąc temu zmieniono lokalizację najbliższego ode mnie przystanku - pętli autobusowej. Teraz znajduje się kilkanaście metrów dalej, w pewnej odległości od budynków, sklepów itd. Jest OK: całkiem ładna wiata, kawałek chodniczka, jakieś drzewa, spory kawałek dzikiego trawniczka. Ale nie ma ani jednego kosza na śmieci - jak okiem sięgnąć.
Spróbujcie sobie wyobrazić, jak to wygląda. :zly:
Nie pojmuję, jak można rzucać za siebie - albo wręcz przed siebie - puszki, butelki, pety i bilety. Swoje śmieci mam zwyczaj chować do torebki lub kieszeni, jeśli nie mogę ich wyrzucić. Ale nie pojmuje również, jak można było nie postawić na przystanku kosza.
Julioanna napisał(a):Dorośli powinni jednak czasem wykazać odrobinę zdrowego rozsądku
Swego czasu pracowałam w księgarni . Złapaliśmy siedmiolatka na kradzieży. Nie chcąc wzywac milicji itp zadzwoniliśmy po rodziców. Co " mamuśka" wyprawiała przechodzi ludzkie pojęcie. Kojarzy mi się Musierowicz i " Ida sierpniowa" .
Julioanna napisał(a):Ale nie ma ani jednego kosza na śmieci - jak okiem sięgnąć.
Często wystarczy jeden telefon do przedsiębiorstwa komunikacyjnego, albo zarządcy drogi...
gosiafar napisał(a):Mieszkam na parterze. Któregoś dnia na podwórku bawiły się dzieciaki, była tam ośmio- dziewięciolatka, która znalazła butelkę po jakimś napoju i rozbiła ją (celowo) o płyty chodnikowe.
Zwróciłam jej uwagę, powiedziałam, że rodzice się nie dowiedzą, ale musi posprzątać, dałam szczotkę i śmietniczkę. Posprzątała, ale potem rodzice przyszli do mnie z dziką awanturą!
Moja żona raz zwróciła uwagę chłopczykowi, który kopał siedzącą na chodniku dziewczynkę.
I co ?
Z okna dobiegł głos przyglądającej się całej sytuacji mamuśki :
Niech się pani nie wpierdala, nie widzi pani, że to brat ze siostrą, krzywdy se nie zrobią.
Historii ciąg dalszy. Uznając, że niektórzy z Was mają rację i czasami zbyt nerwowo reaguję dzisiaj postanowiłem zareagować łagodniej.
Dzisiaj na warszawskim placu Trzech Krzyży, taksiarzowi wypadł niedopałek. Poinformowałem o tym (nie)zainteresowanego:
- coś panu wypadło
- nie zauważyłem
- to ja panu pokażę
Taksiarz zamknął okno i odjechał kawałek. Przeczuwając, że będzie chciał uciec postanowiłem cisnąć petem w uciekający samochód. Ale nie! Samochód nie mógł pojechać dalej - światło nieustanie świeciło się na czerwono.
Spokojnie podjechałem włożyłem zgubę za tylną wycieraczkę i odjechałem, gdyż światło w tej chwili postanowiło zmienić kolor.
ja napisał(a):dzisiaj postanowiłem zareagować łagodniej.
ja napisał(a):- to ja panu pokażę
To dopiero zabrzmiało groźnie...