Edyta napisał(a):Czego i Tobie Pawle, w świetle zbliżającego się Kołobrzegu, życzliwie życzę.
Na szczęście ja jeszcze nie muszę się przyznawać, że "bywało cięzko". Ale rozumiem, że życzysz mi tego, abym kiedyś w przyszłości przyznać się musiał. Twoja życzliwość, Edyto, zawsze była dla mnie zagadką.
Edyta napisał(a):Oglądając lub czytając wywiad z JK można było wysłuchać spójnej wypowiedzi na temat źródła jego zachowania i konsekwencji jakie to za sobą niosło.
Na temat konsekwencji - tak, zgadzam się. Co do źródła to te wypowiedzi były na tyle spójne, na ile spójna jest wiedza o źrodłach alkoholizmu w ogóle. A jak wiadomo, przyczyny tego zjawiska nie zostały jak dotąd do końca rozpoznane.
Inna sprawa, ze kiedy Kaczmar mówi o przyczynach alkoholizmu to w zasadzie mówi o przyczynach tej choroby w ogóle (tak, jak np. w wywiadzie z Jagielskim, w którym JK mówi, ze "mniej więcej połowa lekarzy reprezentuje teorię, że alkoholizm jest dziedziczny a druga połowa - że nabyty). Mało mówi o przyczynach, dla których ON, Jacek Kaczmarski pić zaczął. Inna jeszcze sprawa, że istnieją teorie wedle których alkoholizm może być dziedziczny, ale by osoba obciążona dziedzicznie została alkoholikiem muszą zaistnieć jeszcze pewne kontkretne okoliczności.
Edyta napisał(a):Nie otrzymywał mało wiarygodych informacji z drugiej ręki, często mało wiarygodniej.
Widzisz, wiarygodność lub niewiarygodność informacji to jest problem bardziej skomplikowany, niż usiłujesz go przedstawić. Bo, owszem, JK mówiąc o pewnych aspektach swojej choroby alkoholowej rzeczywiście wydaje się być wiarygodny (kiedy np. mówi o tym momencie, w którym zdał sobie sprawę z uzależenienia). Z drugiej strony, jak się czyta "Pożegnanie barda" to odnosi się wrażenie, że JK w niektórych momentach nie tyle od siebie mówi o swoim aloholizmie, co powtarza frazesy z broszur dla AA. Kaczmar twierdzący, że po terapii odwykowej osiągnął stan "kontrolowanego picia" również jest mało wiarygodny. Z powszechnie dostępnej wiedzy bowiem wiemy, że stan kontrolowanego picia jest u osób uzależnionych od alkoholu w zasadzie nieosiągalny, lub tez osiąga się go po wielu, wielu latach pracy. I teraz: nie chodzi o to, że JK kłamie! Chodzi o to, że powszechna wiedza o alkoholizmie stawia pod dużym znakiem niepewności łatwość, z jaką JK - wedle słów samego Kaczmara - z chorobą sobie poradził. Powatarzam: nie chodzi o to, ze JK kłamie. Za pewne wierzył w to, co mówił. Ale jego wiara w jego słowa nie oznacza jeszcze, że te słowa pokrywają się z wiedzą o naturze uzależnienia.
Istnieją - jak to już też mówiliśmy w innym wątku - różne typy uzależnienia od alkoholu. NIe trzeba uwalać się w sztok i tkwić w ciągach całymi tygodniami, aby być alkoholikiem. Można się nie upijać, pić trzy piwa dziennie i jedną pięćdziesiątkę (rzekome kontrolowane picie) - ale jednocześnie spozywać te dawki systematycznie. I takie picie też jest piciem alkoholicznym - tylko przyjmowane dawki są mniejsze.
Można nie pić całymi miesiącami, ba! - latami. I nadal jest się alkoholikiem. Można pić na próbę, na zasadzie: wypiję jednego drinka i zobaczę czy dam radę nie wypić drugiego. Oczywiście rady nie dałem, bo wypiłem trzy, ale jednak nie wypiłem pięciu, czyli można powiedzieć, ze w jakimś stopniu kontroluję już picie.
Powszechnie tez wiadomo, ze antikol lub inne podobne środki, które Kaczmar przyjmował, jedynie wspomagają terapię, ale nie sprawiają, że przestaje się być alkoholikiem. Jak podaje pewna mądra księga, u uzależnionych przyjmujących te środki strach przed wypiciem alkoholu (i konsekwencjami, jakie to za sobą pociąga) jest równie silny, co chęć odstawienia owych środków, które przykre konsekwencje wywołują i napicia się wreszcie bez stresu.
Inna jeszcze sprawa - już nie związana bezpośrednio z problemem alkoholizmu - to taka, że nasz ocena wiarygodności relacji zależy w znacznej mierze od naszego osobistego nastawienia względem żrodła informacji (informatora). Najcześciej jest to więc ocena irracjonalna. Po porstu albo komuś wierzymy albo nie wierzmy. I nic tu nie pomogą choćby najprecyzyjniejsze dowody na to, ze tkwimy w błędzie dając lub nie dając wiary zgodności z prawdą czyjejś relacji.
Nikt z nas tutaj - oprócz jednej osoby - nie jest w stanie podważyć wiarygodności np. tej relacji na temat JK, która mówi, że Kaczmar był brutalny wobec swojego psa (o czym pisze J. Lindenberg). Wiarygodnośc tej relacji na dzień dzisiejszy może podważyć tylko autor wspomnień, bo tylko on był świadkiem zdarzenia.
My, czytelnicy relacji albo założymy wiarygodność z góry (bo podaje ją świadek zdarzenia i nie ma powodu kłamać), albo z góry ją zakwestionujemy (świadek jest niewiarygodny) będąc przekonanym, ze JK - wrażliwy i ciepły człowiek - nigdy nie obszedłby się brutalnie z bezbronnym zwierzęciem. Za każdym razem musimy coś założyć. Jeśli zakładamy niewiarygodność - to winniśmy to uzasadnić, bo formułujemy pod adresem informatora zarzut. Jeśli zakładamy wiarygodność to uzasadniać tego nie musimy na takiej samej zasadzie, jak nie musimy uzasadniać domniemania niewinności sprawcy przestępstwa. Jeśli zakładamy wiarygodnośc to nie formułujemy pod czyimś adresem zarzutu.
Ja osobiście zakładam, że nie mam prawa podważać wiarygodności
świadków zdarzeń, jeśli nie istnieją poważne przesłanki (zwłaszcza konttrelacje innych świadków), aby w wiarygodnośc nie wierzyć. A już na pewno nie podważą mojej wiary uczciwość relacji świadków kontrrelacje o zdarzeniach podwane już nawet nie z drugiej, ale z trzeciej czy czwartej ręki.
To, co piszę tyczy się o oczywisty sposób także zenznań Paci na temat jej układów z ojcem. Nikt z nas tutaj nie jest w stanie tych relacji podważyć ponieważ nikt tutaj - oprócz Paci - nie był świadkiem zdarzeń, o których Pacia mówi. Także twierdzenie, że zdarzenia o których mówi Pacia nie miały miejsca jest pozbawione jakichkolwiek podstaw ponieważ - znów - nikt z nas nie dysponuje wiedzą, która mogłaby zakwestionować wiarygodność zenznań Paci.
Oczywiście, biorąc pod uwagę różne okoliczności (zawodność pamięci ludzkiej, emocjonalne nastawienie informatora do przedmiotu relacji) możemy mieć wątpliwości co do pewnych detali zeznań. Bo taka jest natura zenznań w ogóle, że są subiektywne a więc mogą teoretycznie rozmijać się w szczegółach z prawdą. Ale do chwili, gdy nie będziemy dysponować kontrrelacją innego świadka, musimy założyć, ze jedny świadek który zeznawać się zdecydował - ogólnie rzecz biorąc - mówi prawdę.
Piszę to wszystko dlatego, ze, gdy piszesz Edyto o mało wiarygodnych relacjach z drugiej, mało wiarygodnej ręki, to brak tej wiarygodności zakładasz Edyto z góry. Nie masz bowiem - bo mieć nie możesz - żadnych dowodów na to, aby ową wiarygodnośc podważać.
I na koniec: przepraszam za post, który w sumie mało się ostatecznie ma do tematu, ale wypowiedź Edyty sprowokowała mnie do szerszych wynurzeń na temat niektórych problemów w poście Edyty poruszonych.