05-13-2007, 03:56 PM
Poniższy wiersz Herberta jest, jak mi się wydaje, mało znany, dlatego pozwoliłem go sobie tutaj przepisać. O ile mi wiadomo, nie znalazł się w żadnym książkowym wydaniu wierszy Herberta, został jedynie opublikowany w "Tygodniku Powszechnym" w roku 1951 (a więc na pięć lat przed debiutancką "Struną światła" [!]).
Wiersz ów jest opisem fresku Fra Angelica o takim właśnie tytule (kolejna niespodzianka - kiedy Herbert sięgał do tematyki hagiograficznej?).
Miłego czytania życzę wszystkim wielbicielom poezji Herberta.
Zbigniew Herbert
Męczeństwo świętych Kosmy i Damiana
Lewa strona obrazu
Na lewo gesty faryzejskie
fałszywie ułożone twarze
we fałdach tysiąc wątpliwości
a w szparach oczu twarda pewność
Kapłani zwalonych ołtarzy
żołnierze krzywej przysięgi
oparci plecami o miasto
patrzą spokojnie na męczeństwo
Surowy błękit blask na hełmach
a w rękach łuki ostre włócznie
kaleczą nieba lewy bok
kamień na kamieniu
murów gruby grzebień
w kamiennych strzelnicach
wypalone niebo
wieża samotna jak maszt
wieża głęboka jak stłumiony krzyk
podnoszą głowy długowłosych proroków
na głębokich cynowych misach
To jest miasto
i kamienni ludzie
i to jest lewa strona obrazu
i świata
Tło
Wzgórza – ziemia wzruszona, podłużne westchnienia obłoków
niebo otwarte na błękit, błękit o barwie podróżnej
i jeszcze pięć topoli, pięć wyprężonych topoli
pięciu aniołów –
Za późno.
Prawa strona obrazu
dałeś nam słowa
czułe ręce
zioła na rany
i konanie
i szum aniołów
A teraz cisza
świsty miecza
I pot śmiertelny
i czekanie
na kamień z dawidowej procy
Tylko powietrze ścięte płacze
tylko horyzont ścięty drży
Za duży rozmach –
Trawa jest lepsza od ludzi
pogłębia oliwną zieleń
głowa na chwilę utonie
potem wypłynie czysta
bez rosy ludzkiego strachu.
Wiersz ów jest opisem fresku Fra Angelica o takim właśnie tytule (kolejna niespodzianka - kiedy Herbert sięgał do tematyki hagiograficznej?).
Miłego czytania życzę wszystkim wielbicielom poezji Herberta.
Zbigniew Herbert
Męczeństwo świętych Kosmy i Damiana
Lewa strona obrazu
Na lewo gesty faryzejskie
fałszywie ułożone twarze
we fałdach tysiąc wątpliwości
a w szparach oczu twarda pewność
Kapłani zwalonych ołtarzy
żołnierze krzywej przysięgi
oparci plecami o miasto
patrzą spokojnie na męczeństwo
Surowy błękit blask na hełmach
a w rękach łuki ostre włócznie
kaleczą nieba lewy bok
kamień na kamieniu
murów gruby grzebień
w kamiennych strzelnicach
wypalone niebo
wieża samotna jak maszt
wieża głęboka jak stłumiony krzyk
podnoszą głowy długowłosych proroków
na głębokich cynowych misach
To jest miasto
i kamienni ludzie
i to jest lewa strona obrazu
i świata
Tło
Wzgórza – ziemia wzruszona, podłużne westchnienia obłoków
niebo otwarte na błękit, błękit o barwie podróżnej
i jeszcze pięć topoli, pięć wyprężonych topoli
pięciu aniołów –
Za późno.
Prawa strona obrazu
dałeś nam słowa
czułe ręce
zioła na rany
i konanie
i szum aniołów
A teraz cisza
świsty miecza
I pot śmiertelny
i czekanie
na kamień z dawidowej procy
Tylko powietrze ścięte płacze
tylko horyzont ścięty drży
Za duży rozmach –
Trawa jest lepsza od ludzi
pogłębia oliwną zieleń
głowa na chwilę utonie
potem wypłynie czysta
bez rosy ludzkiego strachu.