W Australii chodziłam do Katolickiego liceum (ku wielkiej dezaprobacie Rabina Freilicha

) I w ramach zajęć religijnych, dyskutowaliśmy na temat wiary i wartości człowieka. Oglądaliśmy m.in film dokumentalny o kobiecie w Angli, która żyła...nie, ledwo żyła. Była prawie że kompletnie sparaliżowana, była w stanie tylko poruszać się na tyle żeby mówić. W Anglii (kraju bez konstytucji) odbywały się debaty, protesty, podpisywano podania itp, niestety dla tej Pani, bez skutku, męczyła się jeszcze przez długi czas zanim zmarła.
Jeśli chodzi o religijne aspekty eutanazji: Postawa wschodnich religii na temat eutanazji bazuje na ich wierze że cierpienie i śmierć człowieka jest powodowane tym że dusza jest przemocą objętą w materię, dusza ludzka jest uwięziona i pragnie powrócić do tego 'Boskiego' stanu, czyli stanu pokoju. Reinkarnacja, kolejne wcielenia, są karą, lub raczej konsekwencją grzechów popełnionych w poprzednich wcieleniach. W odróżnieniu od Religii Chrześcijańskiej, Hinduizm nie zna pojęcia miłosierdzia, tylko sprawiedliwego rozliczania się z poprzednim wcieleniem, w następnym (mam nadzieję że klarownie to napisałam

)
Śmierć, tymczasem, w Hinduizmie, jest widziana jako możliwe wyzwolenie, kolejna szansa żeby powrócić nareszcie do Nirvany, lub być wcielonym w 'lepszą' materię. Może też być karą, przedłużającą cierpienie duszy w kolejnym wcieleniu. Czyli jeśli chodzi o postawę tej religii, eutanazja jakby nie ma najmniejszego sensu, a może wręcz zaszkodzić, bo człowiek tylko wróci, i w następnym wcieleniu będzie jeszcze gorzej.
Religie Pogańskie, w przeciwieństwie do Hinduizmu, wierzyły w to że życie jest nirwaną, że tutaj na ziemi jest raj, a śmierć znaczyła zejście do krainy umarłych (kto nie czytał Mitologię Greków i Rzymian - świetna lektura, polecam

) Tam, w krainie u Hadesa (Boga śmierci) nie ma szczęścia ani światła. Więc, odbieranie sobie życia było widziane aż wręcz głupie i komiczne.
Judaiści wierzą że cierpienie i śmierć nie są częścią świata materialnego. Śmierć i cierpienie są powodowane przez grzechy popełniane przez ludzkość. Grzech Adama i Ewy (Adom i Hava) sprowadził cierpienie i śmierć, dzieła szatana na świat (aczkolwiek chodząc do synagogi przez prawie 2 lata, ani razu nie przypomina mi się żeby była dyskusja na temat szatana). Judaizm wierzy że grzechy są konieczne dla doświadczenia. Popełniając grzechy, uczymy się na nich poprzez cierpienie które wywołują. Grzech staje się próbą wiary. Cierpienie człowieka sprawiedliwego ma moc zbawczą. Także śmierć nie jest definitywnym końcem życia. Po śmierci nadal człowiek istnieje w szeolu, gdzie ludzie oczekują na nadejście Mesjasza i Królestwa Bożego. Kiedy ono nadejdzie nastanie zmartwychwstanie umarłych i nowe życie. Już po śmierci następuje oddzielenie dobrych od złych i każdy z nich inaczej doświadcza śmierci. Śmierć jest koniecznym i ważnym etapem życia, jest wyzwoleniem z ułomnej cielesności, może być także końcem cierpienia, do dziś śmierci nazywają „pocałunkiem Boga” jest śmierć w wigilię szabatu. Człowiek umiera kiedy śpi, jego dusza wędruje w wszechświecie, dlatego istnieje modlitwa mówiona jak tylko człowiek się obudzi, dziękując Bogu za to że przywrócił mu duszę.
W Judaizmie odebranie cierpienia może być pozbawieniem człowieka cennego, choć bolesnego upomnienia wzywającego go do nawrócenia
W religiach pogańskich i w Hinduizmie jest niedopuszczalną ingerencją w sprawy bogów.
Ja, osobiście uważam że każdy człowiek, właśnie dlatego iż jest ponoć 'istotą Boską' stworzoną na podobieństwo i wizerunek Boga, i dlatego, jak Bóg, ma prawo decydować o swoim życiu. W tak drastycznych sytuacjach jakie się zdarzają na świecie, nie widzę sensu zabraniania komuś odebrania własnego życia jeżeli ten człowiek sobie tego życzy. W wypadku tej kobiety w Anglii, jej cała rodzina ją wspierała, widzieli jak cierpi i również byli przekonani że to jedyne dla niej wyjście. Eutanazję nie można określać jako samobójstwo w tym tego słowa znaczeniu że jest bezsensowne. Samobójcy nie widzą wyjścia ze swojego bólu, żalu itp, i najczęściej się mylą. Ci którzy się decydują na eutanazję, najczęściej wiedzą że dla nich polepszenia czy też innego wyjścia nie ma.
Zauważyłam że temat się przeniósł na aborcję i antykoncepcję. Wiecie co? w Perth jest taki ośrodek w Mount Lawley (ich odpowiednik naszego Starego Mokotowa) gdzie chodziłam jako wolontariuszka. W tym ośrodku przeprowadzano aborcje. Pewnego dnia przyszła piętnastoletnia dziewczyna, która bała się przyjść do tego ośrodka wcześniej, a jej własny lekarz nie zgodził się przeprowadzić operacji... i ta dziewczyna poszła do tzw 'wieszaczki', powiem Wam dlaczego to się tak nazywa. Do 'wieszaczki' się idzie kiedy jest się w mniej więcej 2.5 - 3 miesiącu ciąży, i taka kobieta (lub taki mężczyzna, ) przeprowadza zabieg bez jakichkolwiek uprawnień, nie są to lekarze za pomocą czegoś co usilnie przypomina metalowy wieszak na ubrania, bez znieczulenia, to się nazywa 'backyard abortion' czyli 'aborcja w ogrodzie'. No i w przypadku tej dziewczyny, 'operacja' się nie udała, przyszła do nas z przekłutą macicą i umarła na zakażenie krwi. W czasach kiedy aborcja była nielegalna w Australii, takich przypadków była cała masa...więc teraz popatrzmy na to tak: zdelegalizujemy środki antykoncepcyjne, aborcja nadal będzie nielegalna, ile ciężarnych dzieci stracimy? To nie jest tak że człowiek bawi się w Boga i igra z życiem, morduje własne dziecko itp, tylko ratuje siebie, i przy okazji to dziecko, bo nie wszystkie kobiety zabiorą dziecko do sierocińca.