Luter napisał(a):Zresztą nie ma co tłumaczyć. Zacietrzewiliście się w poczuciu, że ktoś sprzedaje "Waszego" Ciro i tyle - zupełnie bezsensownie i zupełnie niepotrzebnie, moim zdaniem.
Nie jestem zacietrzewiony. Piszę spokojnie, nawet z lekkim dystansem do sprawy.
Babosa.Azul napisał(a):Nie jestem jednak prawnikiem (...)
To prawda (nadal nie jestem prawnikiem), ale widzę, że muszę wycofać to stwierdzenie, bo sprowadza ono dyskusję na błędne tory:
Luter napisał(a):To nie jest tak i prawo to wyraźnie rozróżnia.
Tańczący z lagami napisał(a):Ale to wszystko zależy od tego, czy darczyńca spisał z obdarowanym odpowiednią umowę.
Najważniejszym stwierdzeniem w moich poprzednich postach było to, że uważam sprzedaż za nieetyczną. Nie wiem, czy jest zgodna, czy niezgodna z prawem - trudno mi to ocenić - ale śmiem twierdzić, że jest nieetyczna. Spróbuję to wyjaśnić tak:
- Co właściwie przesądza o (domniemanej) wartości przedmiotu sprzedaży? Powiedziałbym, że dwie rzeczy. Po pierwsze - że jest ten album, po drugie, że jest na nim autograf Ciro (albo wszystkich członków zespołu, ale dla uproszczenia piszę tylko o Ciro).
Gdyby ktoś sprzedawał sam autograf Ciro, np. na kawałku kartki - czy ktoś inny by go kupił?
Według mnie ewidentnie album przynajmniej częściowo stanowi o wartości "sprzedawanej całości". A album nie powinien być sprzedawany.
- Cała sprawa opiera się - w swoich początkach - nie na umowach prawnych, spisanych, itd., tylko na swego rodzaju "umowie dżentelmeńskiej". Jeżeli ktoś ją łamie, nie jest dżentelmenem.
Nie wiem, jakie były ustalenia między Ciro a muzeum. Nie wiem, dlaczego wysłał im dwa egzemplarze. Jestem pewien, że nie było żadnej pisemnej umowy określającej przeznaczenie daru, warunki użycia, itd. Ale...
Gdyby Ciro wiedział przed uczynieniem darowizny, że drugi egzemplarz zostanie przeznaczony na sprzedaż, moim zdaniem, jako dżentelmen - którym jest - powiedziałby: W takim razie dostaniecie tylko jeden.
Zakładam, że Ciro nie wiedział, że drugi egzemplarz zostanie sprzedany. Wyobrażam sobie, że w ogóle nie było na ten temat rozmowy. Jeżeli tak, to odbiorca daru też nie wiedział, że dar nie powinien być sprzedawany. Czyli na razie wszystko jest OK, co zaznaczyłem zresztą w jednym z poprzednich postów, pisząc: "Co nie zmienia oczywiście faktu, że sprzedawca postąpił nieetycznie... chyba że nie wiedział, co czyni."
Drugi egzemplarz w jakiś sposób trafia z muzeum do Sprzedawcy (nie wchodzę w to jak, nie mam informacji) i zostaje wystawiony na sprzedaż. Sprzedawca dostaje e-maila z informacją, że album nie powinien być sprzedawany i z uzasadnieniem, dlaczego.
W tym momencie, jeżeli jest dżentelmenem, powinien wycofać przedmiot ze sprzedaży. Jeżeli tego nie zrobi, ktoś inny (np. ja czy Zeratul) ma prawo uważać, że postąpił nieetycznie.
A gdyby teraz Ciro napisał do Sprzedawcy i poprosił go o zdjęcie płyty z aukcji, ponieważ została podarowana do muzeum, a nie na sprzedaż - co Waszym zdaniem powinien zrobić sprzedawca?
Jeżeli nie było spisanej umowy, jak rozumiem, nie ma żadnego prawnego obowiązku przerywania sprzedaży. Ale powiedziałbym, że ma obowiązek etyczny, który oczywiście może spełnić albo może zignorować. A inne osoby mogą oceniać, w kategoriach etycznych, jego decyzję.
Luter napisał(a):Masz prawo mieć zdanie jakie chcesz, ale to jeszcze nie powód, żeby zgłaszać naruszenie regulaminu.
Jeżeli ktoś uważa, że regulamin został naruszony, ma prawo to zgłosić. Jeżeli się myli, jego zgłoszenie powinno zostać rozpatrzone negatywnie przez Allegro.