Forum o Jacku Kaczmarskim

Pełna wersja: Przemek Bogusz i Jego "Ostatnia korespondencja"
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2
na wstępie chciałbym zaznaczyć, że to co napiszę nie będzie ironią i proszę nie dawać mi ostrzeżeń.
po drugie (to kieruję do Przemka osobiście) - popraw kodowanie na Swojej stronie.

tutaj jest tekst o którym będę mówił:
<!-- m --><a class="postlink" href="http://www.republika.pl/przemekbogusz/ostatnia_korespondencja.txt">http://www.republika.pl/przemekbogusz/o ... dencja.txt</a><!-- m -->

po przydługim wstępie przejdźmy do "mięsa":

W piosence Przemek ukazuje Milewicza jako sumienie świata, które donosi światu o zagładzie dziejącej się tuż obok. Bardzo, to romantyczne i piękne, lecz moim zdaniem bardzo naiwne. Jestem przekonany, że bardziej niż reportaże Milewicza, społeczeństwo porusza tragedia Michała z Klanu, który trafił na wózek.

Milewicz był profesjonalistą, wykonywał swoją pracę - tak jak reporterzy GW, czy Dziennika i innych gazet lub czasopism (przepraszam, miało być poważnie, ale nie mogłem się powstrzymać). Pracował na w trudniejszych warunkach - ale przez to zgarniał większość nagród. Był świadom ryzyka - wiedział co go może spotkać, przecież na świecie raz na jakiś czas ginie dziennikarz.

Czy w Jego pracy było tyle romantyzmu ile zawarte jest w piosence ? nie wiem. czy to była chęć zrobienia dobrego reportażu, czy może potrzeba ducha ? też nie wiem.
czy reporterzy ujawniający 'taśmy prawdy' są gorsi, niż Milewicz ? Na pewno ich praca nie jest, tak romatyczna.

Swoją drogą sam Milewicz nie za bardzo zabezpieczył swoich najbliższych na wypadek wypadku Smile - co chyba nie stawia go w bardzo pozytywnym świetle, jako człowieka 'na codzień'.

Ostatnia kwestia: Być może Przemkowi chodziło o Milewicza, jako człowieka z misją. Misją, którą sobie sam wyznaczył. To była jego pasja - wierzył, że to co robi jest słuszne i nie potrafił żyć inaczej - gdyby nie jeździł na wojny poprostu by umarł.

Chyba nie za bardzo odniosłem się do samego wiersza, ale mam nadzieję że ten post rozpocznie ciekawą i _rzeczową_ dyskusję o tym wierszu - który ni mniej, ni więcej jest dość ciekawy.

PS. aha referen "(...) z tej perspektywy nikt nie robił jeszcze zdjęć" kojarzy mi się z jednym z tekstów barda solidarności "z ich dynamiką dziką - lepiej kręcić z ręki".
Moim zdaniem jest trochę inaczej.
Przemek pisze o Milewiczu, jako starszym koledze po fachu - wzorze do naśladowania, profesjonaliście, podziwia właśnie Milewicza. Może zastanawia się między wierszami, czy byłby sam zdolny do takiej odwagi i profesjonalizmu. Ja to odbieram, jako wspomniene o jednym z uznawanych za najlepszych dziennikarzy i hołd dla tej postaci.
Poza tym osiągnął inny cel, który moim zdaniem powinna przed sobą stawiać dobra piosenka: sprowokowany jego twórczością, użytkownik "Ja" napisał na forum post - czyli choć chwilę pomyślał o Milewiczu... Smile
A odwołanie do JK (nie wiem czy zamierzone), myślę, że zauważone jak najbardziej słusznie. Zresztą chyba we wszystkich piosenkach Przemka, które miałem okazję słyszeć "piętno Kaczmarskiego" jest obecne. Ale nie jest to, moim zdaniem, powód do wstydu. Nawet wręcz przeciwnie. Bodaj Klawe, przy zapowiadaniu Przemka, potraktował to jako wyróżnienie i powód do dumy.

[ Dodano: 15 Grudzień 2006, 10:41 ]
Aha. No i jeszcze jedno wyróżnienie spotkało Przemka, dzięki Twojej wiadomości - został zaliczony do grona bardów Smile

Krasny

Ha, 'ja' ubiegłeś mnie, bo też chciałem o tej piosence napisać, ale nie miałem jakoś czasu żeby przysiąśćSmile
Krasny napisał(a):ale nie miałem jakoś czasu żeby przysiąśćSmile
boś buc Big Grin Big Grin Big Grin Big Grin Big Grin

ale to napisz, co Ty o tym uważasz Smile
A nic konkretnego nie macie do powiedzenia?
Kolejny temat trafi za chwilę do HP...

Krasny

Napiszę, ale nie dzisiaj.
No to czekamy z niecierpliwością, co napiszesz Smile
Ja jakoś inaczej widzę tą piosenkę niż wy.
Mi się wydaje, że jest to opowieść o człowieku dla którego praca stała się misją, ale i narkotykiem. Nawet po śmierci myśli tylko o kolejnym dobrym reportażu, o zrobieniu tego, czego nikt szybciej nie dokonał.
Ostatnia strofa też o tym mówi, że to niby już niebo, ale żądze-pragnienia jeszcze ziemskie.
Markowa <!-- s:) --><img src=\{SMILIES_PATH}/smile.gif\" alt=\":)\" title=\"\" /><!-- s:) -->' napisał(a):Nawet po śmierci
po śmierci ??
"Ja", czyżbyś niedokładnie czytał tekst? Wszak ostatnia zwrotka wyraźnie traktuje o perspektywie z nieba, czyli po śmierci.
No dla mnie od pierwszej zwrotki jest jasne, że "akcja" zaczyna się w momencie smierci Milewicza.

Krasny

No coś Ty!
no dobrze może coś mi umknęło. przepraszam poprawię się.
ja napisał(a):
Markowa :) --><img src=\{SMILIES_PATH}/smile.gif\" alt=\":)\" title=\"\" /><!-- s:) -->' napisał(a):Nawet po śmierci
po śmierci <!-- s??
Przechodzisz samego siebie.

"Hełm jak najbardziej ma - błękitny" - to o pilocie ONZ'towskich sił zbrojnych?

Krasny

Czyli o pewnej piosencePrzemka Bogusza.

Istnieje pewne naturalne poczucie że przed przystąpieniem do rzeczy wypada sprecyzować kontekst w jakim się będzie mówiło, oraz powiedzieć coś o punkcie wyjścia. Doświadczenie uczy że czczym rojeniem jest wiara że uchroni to od manowców nieporozumień i niewłaściwiwych interpretacji, daje jednak osobie wypowiadającej się niejaki spokój i poczucie że się przynajmniej zrobiło w tym kierunku co było można.

W jednym z zamieszczonych na swojej stronie fragmentów wywiadu radiowego Przemek mówi o tym że do „gitary i pióra” pchnął go wieloletni kontakt z twórczością Jacka Kaczmarskiego. Myślę że w tym sensie jest to przypadłość powszechna, że istnieje –jak to się zgrabnie mówi - jeśli nie legion to spora centuria, takich którzy do pewnego wieku (zwłaszcza jeśli jest to nastoletni wiek) żyli mitem naśladownictwa, lub przynajmniej odtwarzania Mistrza. Część z nich jest w jakimś tam sensie „skupiona” wokół tej pięknej strony i sprawia że dział „Własna twórczość” powoli puchnie od prezentujących wyższy bądź niższy poziom produktów artystycznych. Naturalna selekcja w postaci konieczności posiadania sporej dawki iskry bożej i jeszcze chyba większej wytrwałości, powoduje że poziom sensowny osiągają nieliczni. Jeśli nie liczyć p. Leszka Czajkowskiego, którego można chyba uznać za epigona Jacka Kaczmarskiego w dokładnym sensie tego słowa, oraz zaskakującego objawienia jakim jest piosenka Krzysztofa Gajdy o Wandzie Rutkiewicz, naturalną koleją rzeczy trzeba przyznać że piosenki Przemka Bogusza są zdecydowanie najciekawszą propozycją artystyczną w tym nurcie piosenki literackiej który swoją twórczością zdefiniował Kaczmar. Dlatego też wypada na nie patrzeć z perspektywy prawdziwej poezji i piosenki, nie zaś przez pryzmat kontekstu narzucanego przez wykwity myśli twórczej użytkowników forum kaczmarski.art.pl.

Oto i ów rzeczony kontekst, punktem zaś wyjścia niech będzie stwierdzenie które chciałbym tutaj wypowiedzieć, że mianowicie „Ostatnia korespondencja”, zdecydowanie najciekawsza piosenka Przemka, prezentuje poziom autentycznie wysoki i – mówiąc wprost – jest po prostu dobra. Podkreślam to dlatego że chyba większość tego co napiszę będzie powiedziane w formie swoistej krytyki, zależy mi więc na uprzednim zaznaczeniu że pokazanie tego co tej piosence brakuje, a może lepiej – tego co jest w niej niekonsystentne, nie ma stanowić dowodu na jej marność, zaczynamy tu bowiem naprawdę z wysokiego poziomu.

Zacznę przewrotnie, bo od końca. Zdarza się przecież nie tylko w piosence że zakończenie bywa dobrym punktem wyjścia. Waldemar Milewicz, „Wiadomości” – w dzisiejszym zmedializowanym świecie nie wypada nawet wyjaśniać do jakiej formuły jest to nawiązanie. W tym miejscu widać explicite co to znaczy „wpływ poetyki Jacka Kaczmarskiego”. Jak mówił JK w wywiadzie dla p. Preder – „kiedy śpiewam o Rosji jestem Rosjaninem, kiedy śpiewam o Pompei jestem Pompejańczykiem”. Przywołanie kaczmarystycznego schematu jest tutaj oczywiste i... właśnie! w pewnym sensie aż nazbyt oczywiste. Tzn. jest to pomysł naturalnie się narzucający i w pewnym sensie jedyny możliwy, ale medal się samorzutnie obraca na drugą stronę i widać że jest to jednak jakoś zbyt banalne i zbyt oczywiste. Zwłaszcza jeżeli mówimy nie tylko o samym zakończeniu, ale w ogóle o całym koncepcie napisania piosenki jako „reportażu z nieba”. Pomysł w sumie bardzo banalny, a nawet momentami rażący, jednak tak się składa że dopiero w zakończeniu wypływa jawnie na powierzchnię, przez większość tekstu będąc w zasadzie ukrytym. I nie trzeba dodawać że te partie tekstu gdzie jest on niejawny są zdecydowanie najlepsze. Ostatecznie można powiedzieć tak - jeśli by chcieć urwać w tym miejscu, to można by stwierdzić że „Ostatnia korespondencja” jest przykładem tego jak znakomitą piosenkę można napisać wychodząc od pomysłu który nie jest w gruncie rzeczy specjalnie odkrywczy.

Ponieważ jednak po to fascynujemy się piosenką literacką aby starać się uczyć nie prześlizgiwać po powierzchni zagadanień, nie wypada na tej konstatacji poprzestać. Owe trzy słowa zakończenia są bowiem jedynie konkretyzacją pewnego ogólnego aspektu tej piosenki – a który można by określić jako starcie między dwiema poetykami, czy też między dwoma rodzajami przekazu artystycznego. Próba zaspokojenia ich obu kończy się (jak to bywa w takim wypadkach) pewnym obniżeniem jakości całości, pobudzanie wszakże intelektu odbiorcy w różne strony jednocześnie kończy się jego pewnym mimowolnym rozczarowniem. Nie widzę jednak w tym nic strasznego z tej przyczyny, że nie traktuję „Korespondencji” jako opus magnum i zwieńczenie jakiegoś procesu, ale przecwnie – jako pewną propozycję wstępną, nie w sensie rzecz jasna sugerowania że wymaga ona jakiś poprawek, ale raczej postrzegania jej jako otwarcie pewnego sposobu patrzenia na ten sposób wyrazu jakim jest wiersz śpiewany przy gitarze. Czego zresztą Przemkowi gorąco życzę.

W tej naturalnej przecież pozie
wyglądam, jakbym odpoczywał.
Przy cichej sytuacji grozie
jest w całej scenie jakiś spokój.

Twarz swą oglądam jakby z góry -
nieznana wcześniej perspektywa.
Weź no kamerę podnieś Mounir!
Jak to wygląda - powiedz - z boku?

Podnieś kamerę, Mounir, kręć!
Z tej perspektywy nikt nie robił jeszcze zdjęć.
Trzymaj kamerę mocno, kręć!
Nikt tak nie robił jeszcze zdjęć.

Tam w dole został plan szeroki,
później dokręci się przebitki,
bo już nas niesie pod obłoki
śmigłowiec co się zjawił z dali.

Pilot co tym śmigłowcem leci
hełm jak najbardziej ma błękitny.

Pisane było już o tym że Przemek śpiewa „piosenki-reportaże”. Jest to bardzo zgrabna kategoria , znakomicie nazywająca charakter tych utworów. Konwencja „reportażowa” oznacza jednak odwrócenie się od możliwości wejścia na poziom uniwersalny, w czym jednak nie ma nic złego bo jest to świadomy wybór artystyczny, a znakomita spójność tego stylu fantastycznie wróży płytowemu debiutowi Przemka. Rzecz w tym jednak że „Ostatnia” rozpoczyna się z zupełnie innego „C”, zacytowany powyżej fragment dalece przekracza ograniczenia wspomnianej konwencji i sprawia że naprawdę gdzieś w dole zostaje ów kostium „piosenki-reportażu”. Nie chcę się wypowiadać autorytatywnie bo się na tym najzwyklej w świecie nie znam, ale zacytowany wyżej fragment, a w szczególności ostatnie sześć wersów, należą do zupełnie innej klasy jakości sztuki słowa. I jeżeli waham się przed użyciem określenia „należą do dziedziny pełnoprawnej poezji” to tylko dlatego że wiem że kruche są moje podstawy intelektualne dla wydawania takich sądów.

Rzeczone ostatnie sześc wersów zwłaszcza. Z powodów oczywistych znakomitym pomysłem jest umieszczenie tu idei ruchu „do góry”, a realizacja tegoż ruchu za pomocą helikoptera jest dowodem posiadania pomysłu na zadośćuczynienie najpoważniejszej chyba potrzebie współczesnego pisania, którą jest mówienie o stechnicyzowanej rzeczywistości XXI wieku bez porzucenia wierności klasycznej idei poezji. Doskonałość wieloznaczności tego czym jest ów śmigłowiec i kim jest pilot sprawia że nie pozostaje nic innego jak tylko z pełnym szacunkiem uścisnąć wyciągniętą przez autora dłoń metafory. Zresztą, to jest tak napisane że czytelnik siedzi na tylnym siedzeniu śmigłowca i twarzy pilota nie widzi, co schlebia potrzebie wyrażenia pewnego naturalnego poczucia że unoszą nas czynniki z których tożsamości sprawy sobie nie zdajemy. Może jedynie razi ów „błękitny” hełm, ale nie wypada już chyba nawet żądać aby w tym jednym wersie było to jeszcze zawarte że ów pilot odwraca się i żąda kilku dinarów zapłaty za tę przejażdżkę która to ma do siebie że każdemu jest pisana choć mało kto jej sobie życzy.

Kapitalnie mi się podoba określenie świata jako „planu szerokiego”. Lepsze jest już chyba tylko „później dokręci się przebitki”. Bardzo mnie ujmuje wskazanie metaforyczności jaka drzemie w slangu telewizyjnych reporterów, a w tych przebitkach jest chyba apogeum całej piosenki, zwłaszcza gdy się pomyśli o naturalności z jaką prowadzi nas to zdanie do myśli że przecież o to właśnie idzie że nie ma już żadnego „później”. Jak powiada klasyk:Już się nie błąkaj. Ani bowiem własnych wspomnień odczytać raz jeszcze nie będziesz miał sposobności, ani czynów starożytnych Rzymian i Greków, i wyjątków z ksiąg, które na starość odłożyłeś.

Ale oto w dwa wersy po spotkaniu z pilotem mamy: „pod nami chaos nagłej śmierci, na bocznej drodze do Karbali”. Zwrotkę później – „z ziemi do nieba jeszcze dalej, niż z Camp Babilon do Warszawy”. To drugie jest jeszcze w znacznej mierze dyskusyjne – w tym sensie że mimo swej dosłowności jest w pewnym sensie ujmujące. Zwłaszcza jak się pomyśli o tym że przecież Warszawa jest nie tylko szczególnym miejscem w geografii wewnętrznej każdego Polaka, ale też swoistym terminem technicznym oznaczającym w języku zagranicznych reporterów studio i znajdującą się „pod drugiej stronie kabla” siedzibę telewizji w kraju. Halo, Warszawa!

Dosłowność użycia jednak tych nazw geograficznych – razi. I to jest chyba właściwy moment aby powiedzieć o zasadniczej niekonsystencji która obniża wartość tego tekstu. Cała pierwsza część, właściwie to co zacytowałem wyżej, jest na wysokopoetyckim poziomie. Od jednak „chaosu nagłej śmierci”, a właściwie od użycia słowa „Karbala”, mamy bardzo gwałtowny przeskok z powrotem do konwencji „piosenki – reportażu”. Podkreślam raz jeszcze – to nie jest złe same w sobie, razi dopiero niespójność poziomów wypowiedzi. Zaczynamy naprawdę wysoko, później zaś przystrajamy się w garnitur piosenki-reportażu, który – acz dobrze skrojony – jest na pewno czymś innym niż wykwintna szata poezji która zdaje się dominować w pierwszej części piosenki. W zasadzie, gdyby było odwrotnie, gdyby najpierw był niższy poziom językowy a potem wyższy, byłoby dużo lepiej. Rzeczą swoiście zgrabną jest przecież podbijanie poziomu na jakim się mówi, sugeruje to wręcz pewną celowość zabiegu artystycznego. Obniżanie zaś w trakcie mówienia, przywodzi raczej na myśl pewne mimowolne oskarżenie o nieumiejętność zachowania spójności wypowiedzi. Dokładnie analogicznie jak podnoszenie co zwrotkę akordu na jakim się gra jest dalece bardziej frapujące (i chyba częściej spotykane) niż jego obniżanie.

Ta więc dwójłomność stylów przeszkadza najbardziej. Karbala, Camp Babilon, Somalia, Afganistan, “korespondentów śmierć wojennych” – to wszystko uchodzi w „piosence-reportażu”, więcej, jest tam nawet bardzo na miejscu. W poezji jednak – razi. Jeśli bowiem poezja ma być kolorowym balonikiem upiększającym szarą prozę sceny codziennej egzystencji, to trzeba pamiętać że jak każdy balonik boi się ona kłującej szpileczki dosłowności.

Jeżeli idzie o tę drugą część piosenki – dorzucić trzeba jeszcze że (chyba że czegoś nie zrozumiałem) to „przede mną wszyscy od zachodu – ja pierwszy dziś od wschodu wjadę” pachnie mocno niewykorzystanym potencjałem. Zdaję się że tak właśnie było, że Milewicz pojechał jakąś alternatywną do zalecanej drogą, jednakże trzeba pamiętać że („zwłaszcza w polskim języku”) słowa „wschód” i „zachód” mają daleko szersze znaczenia niż tylko kierunki na mapie. Jeśli się więc tak bardzo je eksponuje, to nie wypada wręcz pobudziwszy odbiorcę pozostawiać go w mało satysfakcjonującym stanie niespełnienia.

Powiedziałem że zaczynam od końca, a więc teraz kończę początkiem, a konkretnie muzyką (załóżmy że stanowi ona początek piosenki, wszak rozpoczyna ją charakterystyczny i przewijający się później przez całość motyw gitarowy) – która piosenkę otwiera i od razu ustala odpowiedni nastrój. Nie trzeba znać nut i umieć odróżniać mole od durów aby natychmiast przyznać jedno – pomysł na muzykę jest znakomity. Jest w niej poezja zmęczenia.

I jeszcze powtórzę – wszystkie te uwagi nie mają mieć charakteru stricte krytycznego. Wręcz przeciwnie, są pewnym wyrazem uznania za poziom który „Korespondencja” prezentuje. Reasumując – uszy do góry Przemku, pisz. Z tej perspektywy mało komu się to tu udaje.
Godzieneś pochwał Kraśny mój sąsiedzie,
Że o poezji myślisz nawet przy obiedzie!

Kraśny:
Twoje piękne wynurzenia na temat pewnej piosenki pana Przemysława Bogusza łamią dobrą dziennikarską zasadę unikania używania przymiotników. Pójście jej na przekór w sposób sztuczny oddziaływuje na czytelnika narzucając mu Twoje poglądy. O ile dla kogoś nienawykłego do czytania i myślenia jest to drobiazg, to dla innych staje się to męczące, gdyż wymusza ciągłe pomijanie ich w celu wyciągnięcia uwag pozbawionych odautorskiej oceny. Jako, że udało mi się jednak cudem przebrnąć przez tę trudną drogę bez nieprzyjemnych niespodzianek, postaram się rzucić garść spostrzeżeń.

Nie można moim zdaniem mówić przy okazji tej piosenki o oczywistości odwołań do piosenek i w ogóle stylu poetyckiego Jacka Kaczmarskiego. To o czym Ty piszesz, że widać explicite co to znaczy „wpływ poetyki Jacka Kaczmarskiego” ja uważam za zwyczajny zabieg przy pisaniu piosenek, tak poetyckich, jak i reportażowych. Takie tłumaczenie wszystkiego Jackiem Kaczmarskim, wyciąganie cytatów jego autorstwa i odnoszenie ich do danego tekstu jest zabiegiem, moim zdaniem, raczej retorycznym niż rzeczywiście wartościowym. Pan Jacek nie był pierwszym, który kiedy śpiewał [lub pisał] o Rosji był Rosjaninem, kiedy śpiewał o Pompei był Pompejańczykiem. Nie sądzę aby był to schemat kaczmarystyczny, jak to nazwałeś, gdyż sama forma reportażu jest u Jacka bardzo odmienna, a poza tym jak zauważyłeś specjalnością pana Bogusza jest właśnie piosenka-reportaż, co powoduje jego wyjątkowość w tym temacie.
Co więcej ja w ogóle nie widzę związku między tym niby kaczmarystycznym schematem, a piosenką "Ostatnia korespondencja", no chyba, że mówimy tylko o podmiocie wypowiadającym się w pierwszej osobie liczby pojedynczej.

Trudno się nie zgodzić z twierdzeniem, że forma reportażu ogranicza szersze rozumienie utworu. Trzeba jednak pamiętać, że nie jest rzeczą niemożliwą stworzenie uniwersalnego utworu opisującego konkretne wydarzenie.
"Ostatnia Korespondencja" nie jest tu jednak piosenką wyróżniającą się, jej miejscowa niedoskonałość psuje często zbudowany wcześniej nastrój i niestety każe spojrzeć na tę piosenkę jako na próbę jedynie wyjścia poza schemat piosenki doraźnej, przypisanej do jednego wydarzenia i miejsca. Jeśli natomiast udało się przemycić do niej fragmenty bardzo dobre, to niespójność całości prowokuje myśl, że były one pisane nie do końca świadomie, bez tak zwanego kunsztu.
Przywołałeś przykład "Epitafium dla Wandy Rutkiewicz" - jest to przecież też utwór, który opisuje daną sytuację, można nawet powiedzieć, że jest reportażem z tragicznego wypadku. I jeśli chciałbym przeprowadzić tu analizę porównawczą tych dwóch utworów, to jest "Epitafium..." oraz "Ostatniej korespondencji", to bez wątpienia wykazałaby ona wyższość poetycką utworu Krzysztofa Gajdy.
Przypomnę jeszcze trzeci utwór, który szczególnie w kontekście Twojego zakorzeniania twórczości pana Bogusza w fascynacji twórczością Jacka Kaczmarskiego jest bardzo adekwatny, a więc "Reportaż Bośnia II" autorstwa pana Jacka.
Jak się okazuję wystarczy nie wypowiedzieć imienia, bądź nazwiska podmiotu (Epitafium dla Wandy Rutkiewicz), bądź wskazać dokładnego miejsca zdarzenia (Reportaż Bośnia II), aby stworzyć wiersz/piosenkę o szerokim kontekście, który da się odczytać uniwersalnie.
Piosenka "Ostatnia Korespondencja" łamie obie te zasady, co wrzuca ją automatycznie do zbioru piosenek o drastycznie ograniczonym polu interpretacji.
Niestety z powodu na momenty dosłowności cały utwór traci bardzo wiele i nawet te wyróżniające się fragmenty nie wiele pomagają, wręcz sprawiają wrażenie niepasujących(!).

Napisałeś, że fragment o helikopterze jest dowodem posiadania pomysłu na zadośćuczynienie najpoważniejszej chyba potrzebie współczesnego pisania, którą jest mówienie o stechnicyzowanej rzeczywistości XXI wieku bez porzucenia wierności klasycznej idei poezji.
Szczerze mówiąc nie bardzo rozumiem o co Ci chodzi... Chciałbym poznać utwory, poetów, dzięki którym sformułowałeś tezę o najważniejszej potrzebie współczesnego pisania. Rozwiń to proszę.
Ja przyznam szczerze, że nic podobnego nie zauważyłem, co więcej w utworach takich twórców jak np. Wisławy Szymborskiej (A więc poetki z tej wyższej kategorii) widać zupełne pominięcie pędzącej technicyzacji codziennego życia. Tu można by się wdać w dyskusję o powiązaniu różnych przejawów sztuki z rozwijającą się techniką na przestrzeni wieków, ale chyba nie o to Ci chodziło.

Zgadzam się generalnie z Tobą co do słabych punktów piosenki, takich jak używanie nazw geograficznych, czy dosłownych zwrotów.
Nie zgadzam się jednak w temacie muzyki - dla mnie ona się w ogóle nie wyróżnia, nie niesie tekstu, ani tekst nie potęguje wrażenia jaki ona powinna wywierać. Zauważyłem, że dużo lepiej słucha się tej piosenki na żywo, niż z głośników. To zdawałoby się powinien być plus dla artysty, jednak wydaje mi się, że odsłuchanie tej piosenki z komputera zmniejsza po prostu jej wartość artystyczną.

PS. Moje uwagi w dużej mierze krytyczne, wynikają stąd, że Kraśny na swój sposób pokazał już mocne strony tej piosenki i uznałem, że nie ma potrzeby ich powielać. Wydawać by się mogło, że "Ostatnia korespondencja" wywarła na mnie jak najgorsze wrażenie - to nie prawda. Utwór posiada bardzo ciekawą koncept, a to zawsze mi się bardzo podobało. Pozwoliłem sobie wyrazić tu moje wątpliwości, ponieważ uznałem, że utwór ten wart jest dyskusji. Podczas, gdy nad działem "Własna Twórczość" przechodzę raczej z milczeniem, są utwory, których pominięcie jest szkodą dla czytelnika, forumowicza, czy każdego człowieka. Dyskutujemy więc, bo utwór wart jest dyskusji, a nie po to, by pokazać jego słabości.

Pozdrawiam
Dodam, że autor piosenki popełnił błąd rzeczowy:
Mounir nie był operatorem kamery. Podczas tej pamiętnej misji dziennikarskiej pełnił funkcję montażysty obrazu i dźwięku, oraz jednocześnie tłumacza.
Operatorem kamery był Jerzy Ernst, który w wyniku zamachu został ranny.

Pozdrawiam

Krasny

Szanowny Panie Filipie!
Postaram się odnieść do Pańskich zarzutów, na tyle na ile mi mój skromny intelekt pozwoli.

Po pierwsze więc, nazwisko operatora jest niewątpliwą pomyłką autora, należy jednak podkreślić że nie ma ona żadnego wpływu na wartość artystyczną piosenki. Rzecz jasna słusznie zwrócił Pan na to uwagę, fakt ten jednak nie ma znaczenia dla oceny całości. Piosenka ma być przecież próbą eksternalizacji doświadczenia wewnętrznego autoa, nie zaś informacyjnym sprawozdaniem o emocjonalnej suchości godnej wzmianki w gazecie. Zresztą, w fakcie że piosenka ta skłoniła Pana do prywatnej kwerendy w kwestii przebiegu wydarzeń na bocznej dordze do Karbali tkwi poniekąd pewne potwierdzenie jej wartości.

Zostawiając już na boku kwestie faktograficzne; w Pana uwadze na temat związków Ostatniej korespondencji z poetyką Jacka Kaczmarskiego dostrzegam pełną miałkość, wydaje się on krążyć wokół sedna sprawy po orbicie pewnego niedoprecyzowania. Oczywiste przecież że to nie JK był pierwszym który pisząc o Rosji był Rosjaninem, (więcej nawet, przecież jeśli coś konkretnego miałoby z poezji JK wynikać, to właśnie to że nie da się w naszych czasach być pierwszym w czymś nowym i oryginalnym), pytanie tylko co z tego wynika?
Filip P. napisał(a):w ogóle nie widzę związku między tym niby kaczmarystycznym schematem, a piosenką "Ostatnia korespondencja", no chyba, że mówimy tylko o podmiocie wypowiadającym się w pierwszej osobie liczby pojedynczej

Właśnie, widzi Pan, żeby coś tu konkretnie powiedzieć to trzeba by jasno powiedzieć jak rozumiemy ów tajemniczy „schemat kaczmarystyczny”. I tym samym dyskusja zabrnie w nieprzejrzyste bagna ogólności, oddalając się zarazem zupełnie od tematu.

Następnie, jeżeli Pan pisze że lepiej się tej piosenki słucha na żywo niż z nagrania, to moim zdaniem również świadczy to na jej korzyść. Pomijając narzucające się tu pytanie „czego w ogóle jest gorzej słuchać na żywo niż z kasety?”, trzeba przypomnieć że w piosence autorskiej zwłaszcza, cała magia uwidacznia się w kontakcie z publicznością. Jeśli więc żywość i szczerość przekazu są (co wynika z Pana opinii) danego utworu istotnym elementem – to tym lepiej dla niego.

Jeśli idzie o porównanie „Korespondencji” z „Epitafium dla Wandy Rutkiewicz” to w znacznej mierze się zgadzamy. Przy całym szacunku dla tekstu o którym tu mówimy, utwór K. Gajdy jest lepszy. I znaczny w tym udział ma złamanie dwóch reguł o których Pan wspomniał – nienazywania dosłownie czasu i miejsca akcji, oraz niewymieniania z imienia i nazwiska osób których piosenka dotyczy. Rzecz jasna nie są to zasady o sztywności dogmatów, ich przekroczenie nie musi z siłą logicznej konieczności powodować drastycznego obniżenia wartości tekstu, jednakże faktem jest że dzieje się tak w większości wypadków – dlatego też mimo iż mogą one kusić, lepiej się chyba jednak trzymać z dala.
Filip P. napisał(a):Napisałeś, że fragment o helikopterze jest dowodem posiadania pomysłu na zadośćuczynienie najpoważniejszej chyba potrzebie współczesnego pisania, którą jest mówienie o stechnicyzowanej rzeczywistości XXI wieku bez porzucenia wierności klasycznej idei poezji.
Szczerze mówiąc nie bardzo rozumiem o co Ci chodzi... Chciałbym poznać utwory, poetów, dzięki którym sformułowałeś tezę o najważniejszej potrzebie współczesnego pisania. Rozwiń to proszę.
Ja przyznam szczerze, że nic podobnego nie zauważyłem, co więcej w utworach takich twórców jak np. Wisławy Szymborskiej (A więc poetki z tej wyższej kategorii) widać zupełne pominięcie pędzącej technicyzacji codziennego życia. Tu można by się wdać w dyskusję o powiązaniu różnych przejawów sztuki z rozwijającą się techniką na przestrzeni wieków, ale chyba nie o to Ci chodziło.
A w tym wypadku akurat zarzut jest celny. Bo widzi Pan, ja się na poezji współczesnej znam bardzo słabo, dlatego też „tezę” tę sformułowałem w znacznej mierze intuicyjnie. Pan tutaj zresztą pomieszał dwie sprawy, p. Szymborska nie jest dla mnie przedstawicielką tej grupy wiekowej którą miałem na myśli. Chodziło mi o poetów znacznie młodszych roczników, tymniemniej podany przez Pana przykład drogą antytezy pokazuje w pewnej mierze w czym leży problem. Pan pisze że Szymborska zupełnie pomija pędzącą technicyzację codziennego życia i... o to właśnie chodzi. Poetyka Szymborskiej to – w sprawie o której mówimy – unik. Nic w tym rzecz jasna złego, ale przypuszczalnie jest to jednak rozwiązanie łatwiejsze – efektowne ominięcie problemu. Rzecz w tym jednak że przecież poezja nie jest i nie może być zupełnie oderwana od rzeczywistości, to z niej wszak czerpie mateiał który ma przetransformować w doznania wyższego rodzaju. W związku z tym omijanie prozaicznej codzienności technicyzującego się MacŚwiata nie może być rozwiązaniem trwałym i musi zostać odnaleziona droga do artystycznego tejże codzienności przetworzenia.

I mi właśnie o to chodziło że te próby z reguły nie wychodzą dobrze. Jak już wspomniałem, ja się nie znam dobrze na temacie, ale proszę popatrzeć na poetów najmłodszego rocznika. Taki Dehnel – proszę zwrócić uwagę że sam jego arcystaroświecki sposób ubierania się jest metaforycznym wyrazem pewnej zasadniczej niewiary w możliwość spoetyzowania dzisiejszego „tu i teraz”. Bez wyciągnięcia dłoni ku asekurującej wzoracami przeszłości nie ma mowy stworzeniu wiersza ulepionego z gliny naszej codzienności. Albo Bajon, proszę posłuchać:
K. Bajon napisał(a):Przecież przez całą dobę
CNN transmituje z nieba
na żywo
Jak Matka Boska
ubrana przez Diora
Tok szoł prowadzi
lub:
Cytat: Lucky Strike
Coca Cola
chce się żyć
Nivea
body shower gel
Pana podobno bierze poezja, więc Pan powinien wiedzieć że to powinno świecić, jak próchno w lesie. A to? Pan wybaczy, ale to jest jakaś porażka...
W środę, 4 kwietnia w Domu Kultury Śródmieście przy ul. Smolnej 9 zagramy piosenki, które mają ukazać się na płycie. Wystąpią ze mną znakomici muzycy: Dominika Świątek (fortepian), Anna Bianka Balasiewicz (skrzypce), Piotr Gołębiowski (gitara elektryczna) i Artur Krawczyk (kontrabas). Informację o tym koncercie podała już w innym wątku Strefa Piosenki (której dziękuję za nieustającą życzliwość), przepraszam więc, że ją tu powtarzam, ale chcę osobiście zaprosić wszystkich zainteresowanych.
A więc zapraszam na godz. 19, wstęp wolny.
Ponieważ - tak się złożyło - że znam (chyba) wszyskie piosenki, które Przemek Bogusz przygotowuje na koncert, mogę z przyjemnością stwierdzić, że jest to twórczość znakomita, w pełni profesjonalna - zarówno w warstwie literackiej jak i muzycznej oraz wykonawczej - absolutnie godna polecenia.
Myślę, że już bardzo niedługo Przemek Bogusz będzie oficjalnie i medialnie zaliczany do ekstraklasy piosenki autorskiej w kraju. Jest najciekawszym poetą śpiewająym jaki pojawił się od wielu lat.
Leszku, nie przesadzasz? Troszkę? Wink
Ani troszkę.

Niestety Wink
Leszek jest pierwszym artystą, który tych piosenek słuchał i niektóre z nich zna niemal z pierwszych, eksperymentalnych właściwie wykonań. Od ponad roku obserwuje to, co robię, jest mi bardzo przychylny i zawsze chętnie służy pomocą, co jest dla mnie bardzo ważne - bo wciąż uważam siebie za początkującego wykonawcę. I oczywiście doskonale zdaję sobie sprawę, że aby zasłużyć choćby na część komplementów, które napisał, muszę jeszcze dużo pracować.
Ale ja się tylko boję, żebyś Przemku nie wpadł w samouwielbienie Wink
Leszek przesadza w jedną stronę, a Ty, Przemku w drugą Tongue
Żeby nie było wątpliwości: jestem pod wrażeniem i szanuję to, co robisz. Mało tego! Podoba mi się to!
Ale czemu środa? Sad
Kilka razy miałam przyjemność słuchać piosenek Przemka i podobały mi się. Z chęcią pzrejdę się na koncert.
Ja z wielką chęcią przeszedłbym się, ale niestety...

Wyczekuję wydania płyty i koncertów na południu Polski.
Na dzisiejszym środowym koncercie (przypominam W-wa, DKS ul. Smolna, godz. 19) Przemek zagra prawdopodobnie już cały materiał, który znajdzie się na płycie.
Pierwszy raz widziałam coś takiego. Umilkły po koncercie brawa, ale nikt nie wstawał i nie wychodził. Wszyscy czekali na "jeszcze". I Przemek stanął na "wysokości zadania"!
Dzięki, Przemku, było S U P E R! Oby częściej!
Ja się tylko po raz kolejny pytam KIEDY PŁYTA? Bo się już, kurczę, nie mogę doczekać...
Stron: 1 2