Przemek napisał(a):Jedną z ofiar owego hochsztaplera Zygmunta B. był Jacek Kaczmarski...
A to już można o tym wszystkim mówić? No, skoro można to ok
Krasny napisał(a):Po pierwsze, ja nie wierzę w to że Jacek był na tyle głupi że autentycznie wierzył że go to wyleczy.
Tonący chwyta się brzytwy, Kraśny! A chory śmiertelnie może się chwytać każdej obietnicy i pocieszenia- choćby racjonalnie nie dających się obronić. W materiale dla 'Faktów" na temat Zygmunta B. osoba przez oszusta poszkodowana mówi mniej więcej tak: "Za obietnicę wyzdrowienia lub przeżycia choćby kilku dni dłużej, człowiek jest w stanie zapłacić każdą cenę"
Nie tak dawno rozmawiałem z osobą, która w tamtych dniach była (albo lepiej powiedzieć, bywała) bardzo blisko Jacka. Osoba ta twierdziła, że Jacek bardzo silnie wierzył w to, że zdrowieje i miał ogromną wolę wyzdrowienia. Zarówna ta wiara, jak i ta wola, być może pozowliła Kaczmarowi przeżyć z rakiem ponad dwa lata od diagnozy. Nie od dziś wiadomo, że wola, chęć życia, chęć walki są nieodzowne w walce z każdą chorobą, zwłaszcza śmiertelną.
Oczywiście, znam też teorię, którą między innym Ty, Kraśny teraz forsujesz, że JK nie wierzył w moc specyfiku a motywacją do przyjmowania leku była zupełnie inna. Przyznam, że mnie ta wersja coraz mniej przekonuje.
Krasny napisał(a):Po drugie, twierdzić że przyczynił się do śmierci oznacza (abstrahując od kwestii oszukiwania bądź nie) zakładać milcząco że inne metody leczenia (np. operacyjne) były potencjalnie skuteczniejsze (skuteczne). A z tym jak wiemy było różnie...
Widzisz, Kraśny, po pierwsze, tak naprawdę to nie MY (zbiorowść, środowisko) wiemy tylko pewna grupa ludzi ze środowiska wie (Ty np. wiesz, że było różnie, ale nie sądzę, by cokolwiek na ten temat wiedział Elessar albo Tomek Cieśla).
Większość środowiska dzisiaj i w tamtych czasach , tzn w czasach choroby, była karmiona kawałkami o stałej poprawie zdrowia, o terapii w górskich kurortach i otorbianiu się guza. Te kawałki można też było wyczytać w publikacjach prasowych. One - te kawałki - zresztą były po części prawdziwe. Ale tylko po części.
O tzw. politykę informacyjną na temat zdrowia JK trwały wojny na Liście dyskusyjnej. Za pewne niejedną z tych wojen pamiętasz, Kraśny.
Po drugie, nie wiemy, czy inne metody leczenia byłyby lub nie byłby skuteczniejsze. Tu jest masa niejasności, niedomówień, sprzecznych informacji, nowych ujęć starego tematu. My nawet nie wiemy, czy z tymi "innymi metodami" było rożnie. Nie wiemy też, jakie to dokładnie były metody (poza operacją, której JK nie chciał). No właśnie - ale czy wobec ostatnich doniesień na temat Zygmunta B. można do końca wierzyć w to, ze nie chciał? A może nie tyle nie chciał (nie tyle miał wewnętrzne przekonanie, że nie chce), co zaproponowano mu metodę leczenia niekonwencjonalnego, ale warunkiem było odrzucenie metod konwencjonalnych?
My tak naprawdę g... wiemy, Kraśny! My - w znaczeniu środowisko, bo oczywiście poszczególne osoby, czy grupki osób zawsze wiedziały więcej (co nie znaczy, ze wiedziały dużo, że ich wiedza była pewna. Wiedziały więcej od tych, którzy w zasadzie wiedzieli tyle, co nic). Z tym, że ich wiedza - choć obszrniejsza - też była jednostronna. Masa osób,która była blisko JK w tamtych czasach nie dzieliła się refleksjami odnośnie sytuacji zdrowotnej Mistrza. Nie można mieć zresztą do nich pretensji - nie musieli się dzielić. Nie składali obietnicy, ze będą środowisko o zdrowiu JK informować.