Marek, zazdroszczę poczucia humoru.
Przeciętny absolwent zarobi 800-1200 netto, tak? Ja wiem, są i wyższe pensje, ale sporo osób zarabia te 650 na rękę albo i mniej, gdy pracodawca podpisuje umowę na 3/4 etatu, a każe siedzieć 12 godzin. Ale zakładamy te pierwsze kwoty, które wcale nie są małymi, bo, powtarzam, to daje ok. 1200-1700 brutto. Na pierwsze lata pracy to naprawdę nieźle w tym kraju, jeśli nie jest się informatykiem, który na dzień dobry dostaje więcej (ale dlaczego każdy ma kończyć informatykę?). Rata dwupokojowego mieszkania, standardowo czterdzieści parę-pięćdziesiąt metrów to ok. 800 (zakładam optymistyczną wersję), plus opłaty za prąd, wodę, inne składniki. Czyli masz co najmniej 1000 zł. Czyli już w wersji pesymistycznej dopłacasz, w wersji optymistycznej zostaje Ci 200 zł. Na chemię, ubrania, jedzenie, utrzymanie dziecka, które musi mieć odpowiednią dietę, higienę, więc go chlebem ze smalcem nie nakarmisz. Zakładamy, rzecz jasna, że dziecko przez pierwsze kilka-kilkanaście lat życia ani razu nie zachoruje.
Dlaczego dokładać mają rodzice? Z czego? Jeśli ktoś ma dwadzieścia parę-trzydzieści lat, to ma rodziców po pięćdziesiątce. Albo są oni na emeryturze, albo sami mają kłopoty z pracą. Matka najczęściej nie pracuje, bo nawet jeśli pracowała, to będąc w tym wieku, od kilku lat jest już bezrobotna. I współczesny 30-latek najczęściej ma jeszcze jakieś rodzeństwo, które też ma identyczne kłopoty - ile rodzice są w stanie pomóc i pytam - dlaczego mają utrzymywać dorosłe, wykształcone dzieci? Tylko dlatego, że ten kraj jest chory? A gdzież to dorosłe dziecko ma mieszkać ze swoją rodziną? W dwóch-trzech pokojach? W jednym rodzice, w drugim jeden absolwent z żoną i dwójką dziecki, w trzecim absolwentka z mężem i dzieckiem w drodze? Abstrahując od faktu, że są rodziny z takimi relacjami, że wspólne mieszkanie nie wchodzi w grę. Czytałeś kiedyś, co jest przyczyną całkiem sporej liczby rozwodów?
Chyba normalne jest, że owi absolwenci chcą mieć własne pieniądze na mieszkanie i utrzymanie rodziny, tymczasem dostają 800-1200.
Zanim zaczną zarabiać tyle, by się utrzymać, mija parę lat.
I ciesz się, bo nigdy nie będziesz w sytuacji, że ktoś Cię nie zatrudni, bo masz trzydziestkę i jesteś bezdzietny, więc - oho! na pewno przychodzisz do roboty tylko po to, żeby zaraz śmignąć na macierzyński. Że kobiety z małymi dziećmi dla pracodawcy są trędowate, ale mężczyzna z takim samym dzieckiem to najwartościowszy pracownik, bo bez problemu siedzi po godzinach.
Dlaczego zakładasz, że absolwent dostanie mieszkanie w spadku po dziadkach? A co on, jedyne wnuczę? A może mieszkanie dostanie kuzyn? Jeden z ośmiorga, bo dziadkowie mieli zwykle więcej niż 1 dziecko. Poza tym dziadkowie przeciętnego absolwenta mają po siedemdziesiątce i mogą żyć jeszcze spokojnie 10-20 lat, w chwili ich śmierci absolwent będzie miał około czterdziestki. A jak absolwent nie ma dziadków, to powinien się powiesić, bo mu polityka rządowa nie da przetrwać?
Więc po co ironizujesz?
Po co robisz sarkastyczne założenia o samotnej matce z dzieckiem, która nie może z różnych powodów liczyć na partnera? Myślisz, że mało jest takich sytuacji? A założyłeś sytuację, w której jedno z nich jest chore i leczenie kosztuje tysiące złotych, a że w tym kraju leczenie=kupa formalności i wszystko trzeba załatwiać w godzinach pracy, więc nawet gdy chory/-a mógłby pracować choćby w częściowym wymiarze godzin, to i tak nie może, bo siedzi w szpitalach, przychodniach, NFZ, ZUS itd. A dziecko? Ot, choćby to - coraz więcej dzieci jest alergikami - wiesz, ile kosztuje miesięczne leczenie astmatyka? 300 zł, lekko licząc. Nie mówimy o poważnych chorobach, które wykluczają jednego z rodziców (najczęściej matkę) z aktywności zawodowej. Takich sytuacji jest od groma i ciut, ciut.
Jakież więc konstruktywne wnioski wypływają z Twojej argumentacji? Wytruć dziadków, zabrać rodzicom pensje/emerytury, zajść w ciążę na zasadzie - jak się uda, to bachor przeżyje? A jak absolwent chce odpowiedzialnie przeżyć swoje życie, bez liczenia na mieszkanie dziadków, zapomogę z Caritasu i zmywak w Londynie - to co?
[ Dodano: 6 Wrzesień 2006, 11:23 ]
Szymon napisał(a):Sugerując, że z dwóch takich pensji nie można utrzymać rodziny, obrażasz tych, którzy dają sobię jakoś radę... sam znam taką jedną rodzinę.
Dlaczego zakładasz, że pensje są dwie?
Szymon napisał(a):Może łaskawie wyjawisz, Karol, jakie są Twoje miesięczne przychody, bo nie chce mi się wierzyć, żeby to było osiemset złotych na rękę.
Ze względu na moją specyficzną sytuację moje dochody, wynoszące obecnie DUUUUŻO mniej, mówiąc delikatnie, niż 800 zł na rękę, nie są miarodajne dla tego wątku. Dolicz sobie do tego jeszcze 3500 zł miesięcznie wydatków na leczenie, co też nie jest udziałem każdego.