Forum o Jacku Kaczmarskim

Pełna wersja: Szkoła Aktorska Jana i Haliny Machulskich
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5
Paweł Konopacki napisał(a):No, jest to ich wybór. Zajebisty ich wybór. Wolny! Nikt przecież nikogo do niczego nie zmusza. Można nie jechać! No przecież można klepać bidę w Polsce.
Czy dobrze rozumiem, że fakt, iz Polska (czyli my wszyscy) zapewniła tym osobom (wielu z nich) zgodne z ich zainteresowaniami "darmowe" (czyli opłacone przez innych) studia to mało, niech jeszcze "zapewni" ciekawą pracę za zadowalającą płacę?

marek

ps mi to może łatwo pisac bo ja z różnych względów mialem łatwiej. Ale, Pawle, wierz mi, dziwne wydaje mi się, że pośród Twoich znajomych po studiach wszyscy pracują w Żabce czy w telemarketingu. Jeżeli tak jest to moim zdaniem świadczy to tym, że pieniądze wydane na ich studia zostały zmarnowane. Ja w tej chwili nie przypominam sobie takich znajomych w najbliższym otoczeniu, a są to ludzie po różnych szkołach.
MJ napisał(a):dziwne wydaje mi się, że pośród Twoich znajomych po studiach wszyscy pracują w Żabce czy w telemarketingu
Zapewne nie wszyscy. Ale jest to jakiś znak czasu, niestety, że częściej znajduje się pracę nie związaną z kierunkiem ukończonych studiów - tutaj, czy - zwłaszcza - za granicą. Mówimy do tej pory o absolwentach, ja tymczasem moge podać przykład pani doktor, która robi kanapki na pewnej wyspie.
MJ napisał(a):Czy dobrze rozumiem, że fakt, iz Polska (czyli my wszyscy) zapewniła tym osobom (wielu z nich) zgodne z ich zainteresowaniami "darmowe" (czyli opłacone przez innych) studia to mało, niech jeszcze "zapewni" ciekawą pracę za zadowalającą płacę?
A kto, do cholery, mówi, żeby "Polska, czyli my wszyscy, zapewniła" ciekawą pracę za zadowalającą płacę? Kto mówi, żeby "zapewniła"? Przecież tu nie chodzi o zapewnienie, tylko o prawie zerowe szanse większości wykształconych ludzi na taką "zadawalającą" pracę.
Dziś jest niestety tak, że w Polsce kształcą się ludzie, którzy, przy pierwszej nadażającej się okazji, jadą pracować - takż w swoich wyuczonych zawodach - na zachód". Czynią tak, gdyż tutaj, we własnym kraju, nie mają zazwyczaj szansy rozwoju zawodowego. Tutaj mogą co najwyżej fedrować w telemarketingu za 500 zł
Simon napisał(a):Mówimy do tej pory o absolwentach, ja tymczasem moge podać przykład pani doktor, która robi kanapki na pewnej wyspie.
Ale to jest jej, jak mniemam, wybór. Woli dostawać więcej za robienie kanapek (cóż za pasjonująca praca !) niż choćby uczyć w szkole... Cóż, to jest kwestia priorytetów.
Paweł Konopacki napisał(a):Przecież tu nie chodzi o zapewnienie, tylko o prawie zerowe szanse większości wykształconych ludzi na taką "zadawalającą" pracę.
Jeśli za wykształconych uznamy tych, którzy uzyskali tytuł magistra to być może masz nieco rację - ale...tytuł tytułowi nierówny. Większość najlepszych raczej daje sobie radę. A poza tym kogo Ty obwiniasz za ten stan rzeczy ?
Paweł Konopacki napisał(a):Dziś jest niestety tak, że w Polsce kształcą się ludzie, którzy, przy pierwszej nadażającej się okazji, jadą pracować - takż w swoich wyuczonych zawodach - na zachód
A czy nie wyjeżdżają po to, aby po prostu służyć mamonie ? Zresztą z pewnością jest wielu takich którzy, mimo wszystko, zostaną. Na przykład Ty, Pawle, bo w przeciwnym wypadku kto będzie śpiewał i grał Kaczmara na Waszych koncertach ? Wink Dwie trzecie Tria ?
Paweł Konopacki napisał(a):Tutaj mogą co najwyżej fedrować w telemarketingu za 500 zł
Śmiem przypuszczać, że trochę przejaskrawiasz, Pawle - nawet w McDonaldzie (gdzie przyjmują każdego) dostaje się na rękę dwa razy więcej.
MJ napisał(a):dziwne wydaje mi się, że pośród Twoich znajomych po studiach wszyscy pracują w Żabce czy w telemarketingu. Jeżeli tak jest to moim zdaniem świadczy to tym, że pieniądze wydane na ich studia zostały zmarnowane.
Trudno się nie zgodzić - w przeważającej większości takich przypadków, było zapewne tak jak napisał Marek - zmarnowali czas na studiach.
Szymon napisał(a):Ale to jest jej, jak mniemam, wybór. Woli dostawać więcej za robienie kanapek (cóż za pasjonująca praca !) niż choćby uczyć w szkole...
Oczywiście, że jej wybór. Ale to...tym gorzej. Skoro ona nie MUSI, a WOLI to robić niż np. uczyć w szkole - to jest przykre... Więcej zarobi tam na kanapkach niż tu na edukowaniu. Samo w sobie - jest to smutne. A że to nie jest "pasjonujące zajęcie"... Cóż, są takie momenty w życiu, kiedy zaczynają liczyć (!) się po prostu pieniądze.
Szymon napisał(a):A jeśli ktoś woli w wakacje zmywanie garnków zagranicą od czytania, to niech się potem nie dziwi, że może skończyć studia z gorszym wynikiem od tych, którzy w tym samym czasie starają się uczyć, a co za tym idzie mieć mniejsze szanse na pracę zgodną ze swoimi zainteresowaniami i widoki na powrót do zmywania - tym razem na stałe. Tylko po co idzie na studia ?
Nie każdy ma bogatych rodziców, którzy chetnie spełniaja wszystkie zachcianki latorosli. Duża częśc jest nieststy zmuszona d opracy w wakacje i nie tylkow wakacje, by mie za coś tudiowac i życ. A po pracy też można poczytac jeżeli ktoś chce.

[ Dodano: 3 Wrzesień 2006, 22:21 ]
Szymon napisał(a):Ale to jest jej, jak mniemam, wybór. Woli dostawać więcej za robienie kanapek (cóż za pasjonująca praca !) niż choćby uczyć w szkole... Cóż, to jest kwestia priorytetów.
To jest kwestia przeżycia.
Szymon napisał(a):Większość najlepszych raczej daje sobie radę. A poza tym kogo Ty obwiniasz za ten stan rzeczy ?
Większośc powiadasz ???
Szymon napisał(a):A czy nie wyjeżdżają po to, aby po prostu służyć mamonie ? Zresztą z pewnością jest wielu takich którzy, mimo wszystko, zostaną. Na przykład Ty, Pawle, bo w przeciwnym wypadku kto będzie śpiewał i grał Kaczmara na Waszych koncertach ? Dwie trzecie Tria ?
Nie! nie żeby slużyc mamonie,ale żeby móc normalnie zyc. Miec własny dom, mieszkanie. Ty pewnie wolałbys mieszkac pod mostem, byle tylko mamonie nie slużyc...
Szymon napisał(a):Trudno się nie zgodzić - w przeważającej większości takich przypadków, było zapewne tak jak napisał Marek - zmarnowali czas na studiach.
To nie oni zmarnowali czas na studiach, to nasza kochana Ojczyzna (a raczej politycy) zmarnowała ich czas...
Simon napisał(a):Więcej zarobi
Jeśli stosuje się wyłącznie kryterium ekonomiczne to nie należy narzekać na niskie płace tylko w te pędy wyjechać "na zachód" i zmywać czy coś w ten deseń. W Burger Kingu na Wyspach można zarobić więcej niż wynosi pensja profesora uniwerstyetu - tylko co z tego wynika ? Skoro liczą się po prostu pieniądze to można (raczej jeśli jest się kobietą) znaleźć doskonale płatną pracę (przypuszczam, że klikanaście - kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie) w Polsce - dostępną dla każdej kobiety :rotfl: Dla mnie przykre jest właśnie to, że ludzie tak zapamiętale służą mamonie.
Szymon napisał(a):Jeśli stosuje się wyłącznie kryterium ekonomiczne to nie należy narzekać na niskie płace tylko w te pędy wyjechać "na zachód" i zmywać czy coś w ten deseń. W Burger Kingu na Wyspach można zarobić więcej niż wynosi pensja profesora uniwerstyetu - tylko co z tego wynika ? Skoro liczą się po prostu pieniądze to można (raczej jeśli jest się kobietą) znaleźć doskonale płatną pracę (przypuszczam, że klikanaście - kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie) w Polsce - dostępną dla każdej kobiety Dla mnie przykre jest właśnie to, że ludzie tak zapamiętale służą mamonie.
Chciałem Ci coś odpisac w prostych dresiarskich słowach na twoje wynurzenia pasujące raczej do rozpieszczonego gówniarza, a nie takiego intelektualisty jak Ty, ale nie wypada mi. Walnąc z dyńki też nie bardzo jest jak.
Więc tylko grzecznie powiem, że brakuje ci wyobraźni Szymonie. Chęc ułożenia sobie normalnego w miarę wygodnego życia, to nie jest zapamiętałe służenie mamonie, jak kiedyś dorośniesz, to może zrozumiesz...
berseis13 napisał(a):Niestety egzaminy wstępne niczym nie przypominały ogniska lub kółka teatralnego, tym bardziej zajęcia prowadzone przez Panią Machulską w ramach egzaminacji.
Nie wątpię. "Egzaminy" do studia teatralnego HYDEPARK przy ośrodku kultury OCHOTA w Warszawie, czy do studia aktorskiego przy teatrze Żydowskim, także nie przypominały kółka teatralnego. W tym pierwszym przypadku, podczas zajęć także używano tam określeń Igo czy IIgo roku. Owszem, bardzo warto brac udzial w podobnych przedsięwzięciach, choćby po to aby pod okiem fachowców poprawić dykcję, ustawić głos i nabrać jako takiej scenicznej ogłady.
Tyle tylko, że nie ma co sobie robić nadziei na jakieś zawodowe aktorskie perspektywy. Do tego służą AT w Warszawie, Krakowie, Wrocławiu czy łódzka "filmówka".
No niestety, takie mamy realia.
Szkoła Machulskich w sensie szerszej działalności artystycznej absolwentów w tzw.środowisku, zawsze słynęła z kreowania dziecięcych gwiazd,aktorów. Większość tzw.dziecięcych czy nastoletnich gwiazd, które mamy/mieliśmy okazję oglądać w tv, wywodziła się właśnie "od" Machulskich. Tyle, że ze starszymi absolwentami szkoły jest już gorzej. Wystarczy spojrzeć na ich nazwiska(są na stronie szkoły), nie wspominając już o tym, że szkoła nie kształci tez w kierunku zawodowej sceny teatralnej.
W moim poście nie ma ani krzty złośliwości. To tylko takie moje drobne refleksje - osoby która coś nie coś o tym co napisałe, wie. Wink

[ Dodano: 3 Wrzesień 2006, 22:56 ]
Paweł Konopacki napisał(a):Ooo tak! Propozycja udziału w Teatrze TAUW Rysia Adamskiego jest z tego całego Twojego posta najśmieszeniejszym fragmentem.
Zapewniam Cię, że to mimo wszystko dobra sceniczna szkoła. A że Ty akurat widziałeś raczej mało utalentowany skład teatru, tojuż nie moja wina. Współpracowałem z tym teatrem od 95go roku i przewijały się przezeń naprawde utalentowane osoby. Ale nie o to chodzi - Ryszard jest osobą, która potrafi udzielić wielu cennych wskazówek scenicznych, a że trafia na oporny materiał... - cóż, wszak to nie Akademia Teatralna.
Ale TAUW, to naprawdę dobra szkoła. Całkiem serio to mówię! Wiele osób, które były u niego przez te wszystkie lata, potem dostawało się do szkół teatralnych. I on im w tych przygotowaniach bardzo pomógł.

[ Dodano: 3 Wrzesień 2006, 23:00 ]
Z resztą, przykład Akademickiego był akurat jednym z wielu. W Warszawie działa wiele podobnych czy to teatrów czy to szkółek aktorskich. Choćby Teatr "13" Tomka Służewskiego czy studio aktorskie przy teatrze Żydowskim. W tym ostatnim zajęcia prowadza naprawde wybitni wykładowcy. Uważam, że zajęcia ze śpiewu i emisji głosu, z taką wybitną artystką jak choćby Gołda Tencer, to już coś.
Nierzadko sa to także wykładowcy prosto z Akademii Teatralnej. No, ale czego się nie robi dla Szymona Sz... Wink

[ Dodano: 3 Wrzesień 2006, 23:03 ]
Karol napisał(a):Co za różnica - dyplom - i tak większość absolwentów skończy na zmywaku w Londynie
Jeśli chodzi Ci o absolwentów państwowych szkół teatralnych, czyli magistrów sztukiWink, to nie sądzę aby akurat oni kończyli na zmywaku w Londynie. Takie myślenie, to powielanie stereotypów. Kto jak kto, ale świeżo upieczeni ansolwenci Warszawskiej AT czy łódzkiej filmówki, na brak możliwości nie powinni narzekać. Oczywiście, jeśli ktoś z nich zamierza poprzestać na etacie w teatrze, to oczywiście najłatwiej mu nie będzie.
Szymon napisał(a):można (raczej jeśli jest się kobietą) znaleźć doskonale płatną pracę (przypuszczam, że klikanaście - kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie) w Polsce - dostępną dla każdej kobiety
To nie jest dział "Kawały"! :rotfl:
Simon napisał(a):
Szymon napisał(a):można (raczej jeśli jest się kobietą) znaleźć doskonale płatną pracę (przypuszczam, że klikanaście - kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie) w Polsce - dostępną dla każdej kobiety
To nie jest dział "Kawały"! :rotfl:
Nie znajdziesz tego w Kawałach, bo nie jest to śmieszne. Raczej stanowi przejaw niekulturalnego podejścia do tematu i wierzyć mi się nie chce, że takie podsumowanie Cię bawi...
Karol napisał(a):Nie znajdziesz tego w Kawałach, bo nie jest to śmieszne. Raczej stanowi przejaw niekulturalnego podejścia do tematu i wierzyć mi się nie chce, że takie podsumowanie Cię bawi...
Co nie jest śmieszne? Zgadzasz sie z tym "podsumowaniem"? Uważasz, że to prawda? Że to takie łatwe: jesteś kobietą, zarabiasz kilkanaście - kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie?
Mnie nie bawi sytuacja. Mnie bawi, że można mieć tak odległe od rzeczywistości złudzenia.
Mimo pasjonującej wymiany zdań, chyba po mału robi się drobne OT Wink
Racja. Koniec zatem.
Szymon napisał(a):Śmiem przypuszczać, że trochę przejaskrawiasz, Pawle - nawet w McDonaldzie (gdzie przyjmują każdego) dostaje się na rękę dwa razy więcej.
Pomijam, czy praca w McDonadsie w sensie jakościowym diametralnie różni się od pracy w telemarketingu (może w MD klienci mniej opier...pracownika), ale co do płacy, to nie sądzę byś miał rację. Tzn nie wiem, jak w Krakowie, ale w Łodzi we wszystkich tego rodzaju pracach człowiek dostaje najniższą stawkę miesięczną (coś koło 550 zł netto). Między innymi MD to jedno z niewielu miejsc, gdzie wciąż trwa rekrutacja. Rotacja pracowników jest bowiem potężna.
Szymon napisał(a):Większość najlepszych raczej daje sobie radę.
Gó.no prawda! Większość najlepszych kończy tak samo albo podobnie, jak większośc przeciętnych - musi szukać zajęcia na własną rękę, imać się byle czego, aby przeżyć. No i oczywiście może jeszcze uruchomić wszelkiego rodzaju znajomości, aby dostać lepszą pracę. Nieliczna garstka rzeczywiście sobie radzi. Ale głowy bym nie dał, że to są najlepsi.
Znam takich sporo. Nade wszystko znam ludzi, którzy marzyli od początku studiów, by zostać na uczelni. Ryli przez 5 lat, mieli średnie w okolicach 5 i ....skończyli tak, jak Ci, którzy mieli średnią 3,9. Ponieważ na uczelni zablokowano etaty, albo dlatego, że jest tylko 5 miejsc na studiach doktoranckich na cały Wydział Filoz-Hist. Jeśli jest 5 miejsc na cały wydział, to z każdego kierunku na doktoranckie studia idzie..1 osoba. I, jak już wcześniej wspomniałem, wcale to nie musi być akurat najlepsza studentka/student.
Znam dziewczynę, która zaraz po studiach dostała pracę w liceum. Pracowała tam dwa lata. Za każdym razem podpisywano z nią umowę na 10 miesięcy. I co się okazało? Okazało się, ze od września już umowy kolejnej nie podpisze.
Dlaczego? Bo w cześci gimnazjów dokonano ostatnio redukcji etatów i poprzesuwano nauczycieli do innych szkół - głównie liceów. Nagle na miejsce wspomnianej dziewczyny znalazł się kto inny. Ten ktoś musi być przyjęty do pracy na miejscu wspomnianej osoby. Jest bowiem tak, że nauczyciel z odpowiednim stażem, jeśli jest zwalniany z pracy (w gimanzjum), powinien dostać odpowiednią odprawę. A na takie odprawy nikogo nie stać. Więc, żeby nie płacić, daje się możliwość pracy gdzie indziej i przesuwa nauczycieli z jednej szkoły do innej. Co za tym idzie, wypieprza się nauczycieli ze stażem krótkim a na ich miejsce wpycha tych ze stażem długim, którym trzeba by było płacić odprawy. I nie ma absolutnie żadnego znaczenia, czy zwalniany nauczyciel był młody, prężny i świetnie się zapowiadał.
Trochę podobnie jest ponoć z aplikacjami. Znam panią adwokat, która mówi tak: jeśli ja mam obowiązek przyjąć na aplikację absolwenta prawa, to w momencie, gdy musze wybierać między synem swojego kolegi a obcym człowiekiem, zawsze wybieram syna swojego kolegi. Bo skoro już muszę przyjąć, to przyjmuję swojego. Skoro już muszę płacić Zusy i inne świadczenia za niego to wolę płacić za swojego, niż za obcego.
I nie ma tu znaczenia średnia w indeksie. Bierze się swojego a obcego odrzuca. Ja tą panią adwokat zresztą rozumiem.
Rozumiesz Szymonie? To, ze ktoś jest dobry, nie ma w wielu przypadkach żadnego znaczenia. To jest daleko posunięty idealizm myśleć, że jeśli ktoś jest dobry, to sobie na pewno poradzi i znajdzie pracę w zawodzie.
A pamiętać należy, że mówimy tutaj o sytuacji studentów z większych miast. Pomyśl Szymonie, co się dzieje z ludźmi pochodzącymi z mniejszych miejscowości, ludźmi bez żadnych znajomości, bez żadnych możliwości. Ich sytuacja jest naprawdę trudna.
Szymon napisał(a):Trudno się nie zgodzić - w przeważającej większości takich przypadków, było zapewne tak jak napisał Marek - zmarnowali czas na studiach.
Marek nie ma pojęcia, o czym pisze. Prawdopodobnie należy do garstki ludzi, którym było łatwiej. Sam to przyznał zresztą. Optyka, jaką przyjmuje, to jest zwykłe teoretyzowanie oderwane od rzeczywistości. Najwyraźniej Marek nie zetknął się z tym, z czym styka się większość ludzi po studiach. I, trzeba to przyznać, miał szęście.
Ty Szymonie, chwalić Boga, jeszcze nie musiałeś się stykać z rzeczywistością, która spotyka absolwentów wyższych uczelni. I obyś nie musiał się stykać.
Paweł ma rację. Nie na darmo mówi się, że najgorszą karą w Polsce jest pozbawić kogoś na 5 lat znajomości... Ja już ponad 10 lat temu miałem problem żeby znaleźć pracę w wyuczonym zawodzie historyka (fakt faktem, prymusem absolutnie nie byłem), więc zrezygnowalem z jałowych poszukiwań i zająłem się czymś innym. Zacząłem swoją drogę zawodową od pracy fizycznej i parę dobrych lat to trwało zanim udało się przeskoczyć wyżej. Jedyna satysfakcja jaką mam jest taka, że dokonałem tego sam, jedynie dzięki zanjomością nabytym w trakcie pracy, a nie wcześniejszym koneksjom. Zaś to co dzieje się w zawodach medycznych czy prawniczych, woła o pomstę do nieba. Skala nepotyzmu i kolesiostwa jest przeogromna. Na tę chwilę jedynie absolwenci kierunków technicznych i ścisłych, jeśli są naprawde dobrzy mogą liczyć na ciekawe oferty od dużych firm poszukujacych młodych, wyksztalconych kadr. Nie muszą się też specjalnie martwić absolwenci filologii, głównie angielskiej. Ale wielu innym jest bardzo trudno przebić się przez układy i koterie. O jakąkolwiek pracę nie jest już tak trudno, ale o pracę zgodną z zainteresowaniami czy powołaniem jest bardzo ciężko.
Paweł Konopacki napisał(a):najniższą stawkę miesięczną (coś koło 550 zł netto)
899 Brutto,

ogolnie zgadzam sie z Toba, bez znajomosci nie znajdziesz pracy ktora by cie satysfakcjonowala, chyba ze praca w MD, albo Tesco zaspokaja Twoje potrzeby.
Znam wielu ludzi ktorzy skonczyli studia pracuja wykladajac towar, jest to strasznie upokarzajace.

Natomiast przez 5 lat studiow mozna sobie wyrobic w kazdym miescie niezle znajomosci zeby po skonczeniu studiow moc podjac prace chociaz zblizona z zainteresowaniami czy kierunkiem studiow. Wiadomo ze nikt swierzemu absolwentowi nie da 5 tysiecy. samochodu i laptopa, zaczyna sie wlasnie od 899 brutto i trzeba troche popracowac, czym sie wykazac, zeby zasluzyc na podwyzke, albo zyskuje sie doswiadczenie i zmiania prace gdzie zaplaca 1200 itd.

Dodam tylko ze przez 3 lata studiow zaocznych zmienialem prace 6 razy w krakowie i wiem ze jak sie wytrwale szuka to wreszcie sie znajdzie, tylko sie nie mozna poddawac

pozdrawiam Smile
Paweł Konopacki napisał(a):Marek nie ma pojęcia, o czym pisze. Prawdopodobnie należy do garstki ludzi, którym było łatwiej. Sam to przyznał zresztą. Optyka, jaką przyjmuje, to jest zwykłe teoretyzowanie oderwane od rzeczywistości. Najwyraźniej Marek nie zetknął się z tym, z czym styka się większość ludzi po studiach. I, trzeba to przyznać, miał szęście.
Żeby było jasne - ja napisalem, że pieniądze podatników wydane na ich edukację zostały zmarnowane, a nie - że oni zmarnowali czas na studiach. Tego to nie wiem.
A co do tego, o czym mam pojęcie a o czym nie to przypuszczam, ze Twoja znajomość tematu jest podobna do mojej. Nie piszemy tu tylko o własnych doświadczeniach, bo pojedynczy przypadek nie jest reprezentatywny. Wyciągamy więc wnioski nie tylko ze swoich przejść, ale również - a właściwie to przede wszystkim - z sytuacji naszych znajomych. Jak pisalem wcześniej w moim przypadku sa to ludzie po różnych szkołach. Ktos po medycynie jest lekarzem, po prawie - sędzią, urzędnikiem czy radca prawnym, po anglistyce - tłumaczem, inny - nauczycielem, po historii - kierownikiem w domu kultury, ale z kolei inna osoba po historii opiekuje się dziećmi klientow supermarketu podczas gdy rodzice robią zakupy, po fizyce - zajmuje sie grafiką komputerową, po (lub w trakcie) informatyce - jest informatykiem, po politechnice - ma firmę tworzącą strony internetowe. Ot, pierwsze przykłady z ksiązki telefonicznej w telefonie komórkowym. Ludzie w wieku 24-31 lat. To Twoim zdaniem nie jest reprezentatywne dla grupy młodych wykształconych?
Przypuszczam, że większość z nich zarabia więcej niż ja, no ale to już moja "zasługa" (czy też wybór).

marek
Generalna tendencja jest taka, że po większości studiów absolwenci nie dostają pracy w wyuczonym zawodzie. Oczywiście, jest im łatwiej znaleźć cokolwiek, niż ludziom bez wyształcenia. Ale i ambicje ludzi z dyplomami wyższych uczelni są inne.
Oczywiście, są wyjątki. Oczywiście, nie każdy szuka pracy w wyuczonym zawodzie. Oczywiście, jest i tak, że ilość absolwentów znajdujących pracę w wyuczonym zawodzie jest zminna i zależy od regionu Polski. Bezrobocie w woj. łódzkim przekracza średnią krajową. Wg. danych z dzisiejszego "Dziennika Łodzkiego" pod względem zarobków, woj. łodzkie znajduje się na 11 miescu w kraju. Można powiedzieć ogólnie że łódzkie jest gorsze od przeciętnej krajowej. Ale pewne oczywiste różnice nie zmieniają generalnej tendencji, która uwidacznia się w wysokiej ogólnokrajowej stopie bezrobocia, czy w masowej emigracji zarobkowej.
Zarówno emigracja, jak i bezrobocie są znakiem naszych czasów.

Pewnie, jak się usilnie szuka, to się w końcu coś znajduje. Ja sam mam pracę, poza pracą także inne źrodła dochodu i na swoj los nie narzekam. Ale nie dam sobie wmówić banialuków w stylu, że jak ktoś jest rzeczywiście dobry, to znajdzie prace tam, gdzie chce. Niestety, tak różowo nie jest.
Paweł Konopacki napisał(a):Wg. danych z dzisiejszego "Dziennika Łodzkiego" pod względem zarobków, woj. łodzkie znajduje się na 11 miescu w kraju.
To i tak możecie mówić o szczęściu... :/
Szymon napisał(a):niż choćby uczyć w szkole...
Pokaż mi, gdzie jest praca w szkole...
Szymon napisał(a):Jeśli za wykształconych uznamy tych, którzy uzyskali tytuł magistra to być może masz nieco rację - ale...tytuł tytułowi nierówny. Większość najlepszych raczej daje sobie radę.
Pogadamy jak skończysz studia.
Przemek napisał(a):To nie oni zmarnowali czas na studiach, to nasza kochana Ojczyzna (a raczej politycy) zmarnowała ich czas...
"Politycy", o ile mi wiadomo, "zapewniali" pracę w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej - bezrobocie oficjalnie nie istniało. Teraz (zapewne dla niektórych "niestety!") czasy się zmieniły i już nie można się "obijać" bez żadnych konsekwencji. To chyba zrozumiałe, że nie wszyscy absolwenci wyższej szkoły pedagogicznej w Wygwizdowie otrzymają pracę zgodną z ich kierunkiem kształcenia. I oni zapewne na brak pracy i na marne perspektywy będą najbardziej narzekać - tylko, że często to są ludzie, którzy byli za mało zdolni czy też za mało pracowici, żeby dostać się na studia na lepszą uczelnię. Mamy konkurencję we wszystkich dziedzinach i trzeba się z tym pogodzić, a nie narzekać, że automatycznie wszyscy, którzy skończyli jakiekolwiek studia, dostaną dobrze płatną pracę w swoim zawodzie.
Simon napisał(a):Uważasz, że to prawda? Że to takie łatwe: jesteś kobietą, zarabiasz kilkanaście - kilkadziesiąt tysięcy miesięcznie?
Twoja lotność mnie po raz kolejny zadziwia, Drogi Imienniku ! Zadaj sobie trud znalezienia w jakiejś gazecie ogłoszenia zaczynającego się na przykład od słów "Agencja zatrudni panie..." to zrozumiesz co miałem na myśli.
Paweł Konopacki napisał(a):Jeśli jest 5 miejsc na cały wydział, to z każdego kierunku na doktoranckie studia idzie..1 osoba.
:o W Krakowie to wygląda "trochę" inaczej, jeśli chodzi o studia doktoranckie - a że z wolnymi etatami na uczelniach jest nienajlepiej to się trudno nie zgodzić... Może to wynika z tego, że różnica w finansowaniu wydziałów które mają 1, i tych które mają 3 czy 4 klasę KBN-owską jest dosyć znacząca. Z drugiej zaś strony dwie osoby z mojej dalszej rodziny (obie mniej więcej koło trzydziestki, jedna po historii, druga po archeologii) znalazły niedawno pracę na uczelniach w Warszawie i Rzeszowie, o ile wiem bez jakichkolwiek znajomości - więc chyba nie jest tak zupełnie beznadziejnie ?
Paweł Konopacki napisał(a):I nie ma tu znaczenia średnia w indeksie. Bierze się swojego a obcego odrzuca.
Relikt kilkudziesięciu lat komuny - zmiany w mentalności narodu nie nastają niestety w ciągu ledwie kilkunastu lat.
Paweł Konopacki napisał(a):Rozumiesz Szymonie? To, ze ktoś jest dobry, nie ma w wielu przypadkach żadnego znaczenia. To jest daleko posunięty idealizm myśleć, że jeśli ktoś jest dobry, to sobie na pewno poradzi i znajdzie pracę w zawodzie.
Ja nie mówię, że dobry tylko, że najlepszy Wink Dwadzieścia lat temu bardzo mi bliska osoba z rodziny skończyła dwa kierunki studiów na obu uzyskując średnią 5,0 - mimo to nie znalazła pracy na pewnym humanistycznym kierunku na pewnej uczelni, bo "wygryzł" ją ktoś kto był krewnym dziekana bodajże (i miał średnią 3,5 czy coś w tym rodzaju). Udało jej się jednak znaleźć pracę w drugim kierunku (ścisłym z kolei) w którym się kształciła - na uczelni właśnie. Jeśli ktoś się naprawdę postara i jest naprawdę najlepszy to raczej powinno mu się udać...
Paweł Konopacki napisał(a):A pamiętać należy, że mówimy tutaj o sytuacji studentów z większych miast. Pomyśl Szymonie, co się dzieje z ludźmi pochodzącymi z mniejszych miejscowości, ludźmi bez żadnych znajomości, bez żadnych możliwości. Ich sytuacja jest naprawdę trudna.
To prawda, ale chyba nie zaprzeczysz, że wyrównywanie szans wszystkich to utopia. Zawsze jedni bedą mieli lepiej, a inni gorzej - i nie będzie to tylko od nich samych zależało. Narzekanie na to nie wydaje się mieć, moim zdaniem, głębszego sensu. Ktoś z małej miejscowości, z ubogiej rodziny, jeszcze dajmy na to robotniczej ma dalece trudniejszą drogę do zostania pracownikiem naukowym niż ktoś lepiej sytuowany, z dużego, uniwersyteckiego miasta, mający na przykład rodziców pracujących na uczelni. I to nie dlatego, że to mu pomoże bezpośrednio, choćby w dostaniu się na studia (o tym decydują teraz wyłącznie punkty z matury, ocenianej zewnętrznie, a wszystkie listy, przynajmniej na UJ-ocie są jawne, więc możliwość jakichkolwiek przekrętów została wyeliminowana), ale dlatego, że lepiej zna realia, ma więcej możliwości dokształcania się (choćby w zakresie uczenia się języków obcych), swobodniejszy dostęp do literatury i tak dalej. Ale czy to jest takie dziwne i czy naprawdę należy nad tym ubolewać ?
Paweł Konopacki napisał(a):I obyś nie musiał się stykać.
Dziękuję !

Pozdrawiam serdecznie !

[ Dodano: 4 Wrzesień 2006, 22:35 ]
Paweł Konopacki napisał(a):Tzn nie wiem, jak w Krakowie, ale w Łodzi we wszystkich tego rodzaju pracach człowiek dostaje najniższą stawkę miesięczną (coś koło 550 zł netto).
To ciekawe... bo wszyscy moi znajomi, którzy pracują w Krakowie (głównie jako kelnerzy, kelnerki) zarabiają powyżej ośmiuset na rękę, a większość powyżej tysiąca. A jeden kolega z samych napiwków ma ponad sto złotych dziennie. Czyżby była aż tak duża różnica pomiędzy Łodzią, a Krakowem ?
Szymon napisał(a):To chyba zrozumiałe, że nie wszyscy absolwenci wyższej szkoły pedagogicznej w Wygwizdowie otrzymają pracę zgodną z ich kierunkiem kształcenia. I oni zapewne na brak pracy i na marne perspektywy będą najbardziej narzekać - tylko, że często to są ludzie, którzy byli za mało zdolni czy też za mało pracowici, żeby dostać się na studia na lepszą uczelnię.
A nie przyszło Ci do głowy, że może nie być ich stać na studia zbyt daleko od domu? Że miejsca na lepszych uczelniach mogą być zajęte przez miejscowych albo ludzi z większych miast? I dlaczego automatycznie zakładasz, że większość ludzi z "Wygiwzdowa" jest mniej zdolna czy pracowita niż ludzie z dużych miast?
A ja Szymkowi stawiam piwo. Choć mieszkam raczej w Wygwizdowie, pochodzę z rodziny raczej ubogiej, a moja córka stał (i może jeszcze nie raz stanie) za barem będąc studentką.

Ma rację Szymon pisząc o najlepszych, ma rację nawet wtedy, gdy ktoś przedstawi jednostkowy przykład temu przeczący.
Szymon napisał(a):Relikt kilkudziesięciu lat komuny - zmiany w mentalności narodu nie nastają niestety w ciągu ledwie kilkunastu lat.
Nie zwalałbym wszystkiego na komunę.
Szymon napisał(a):To ciekawe... bo wszyscy moi znajomi, którzy pracują w Krakowie (głównie jako kelnerzy, kelnerki) zarabiają powyżej ośmiuset na rękę, a większość powyżej tysiąca. A jeden kolega z samych napiwków ma ponad sto złotych dziennie. Czyżby była aż tak duża różnica pomiędzy Łodzią, a Krakowem ?
W McDonaldsie ma ponad 100 zł dziennie z napiwków? Ciekawe! Musi sprzedawać rzeczywiście gigantyczne frytki.
A o różnicach w zarobkach możesz sobie poczytać w danych publikowanych przez GUS. Polecam!

Pozdrawiam!

[ Dodano: 4 Wrzesień 2006, 23:49 ]
MacB napisał(a):Ma rację Szymon pisząc o najlepszych, ma rację nawet wtedy, gdy ktoś przedstawi jednostkowy przykład temu przeczący.
Raczej jednostkowe przykłady potwierdzają tezę Szymona.
Tylko jest jeszcze kwestia utrzymania sie za zarobione pieniądze. Mówię to z własnego podwórka. Wiadomo, ze Warszawa to najdroższe lub jedno z najdroższych miast. Zarabiając 500 zł w Warszawie i te same 500 zł w przykładowym Pipidówku ( nie chcę nikogo urazić) , to jednak nie to samo. A co do zarobków. Uważam, że niestety, rynek pracy psują osoby przyjezdne. Godzą sie pracować za naprawdę małe pieniądze. Ja rozumiem, że mają wybór albo tyle, albo wcale. Tylko, że oni mają niekiedy pomoc rodziców. Żeby nie być gołosłowną dam przykład. Swego czasu pracowałam z nazwijmy ją Marysią. Pracowała za naprawde małe pieniądze. Tylko, że jajka, ziemniaki, włoszczyznę, od czasu do czasu mięso przywoziła od rodziców. Jej mąż znalazł pracę w piekarni, więc pieczywa też nie kupowała. A ja to wszystko na codzień muszę kupić. Jej sie opłacało. Mnie juz by sie nie opłacało. Wiadomo, ze jak pracodawca może zapłacic komus mniej za ta pracę, to wybiera ta osobę, która mniej żąda.Wiadomo, że koszty pracy są w Polsce wysokie, to i pracodawcy nie ma sie co dziwić, ale może jak takie Marysie powiedziały - nie , za taką pensję nie pracuję, to pracodawca musiałby dac godziwą stawkę. A moze jestem naiwna?
Paweł Konopacki napisał(a):W McDonaldsie ma ponad 100 zł dziennie z napiwków?
zdaje sie ze w tym lokalu nie wolno przymowac napiwków...
Szymon napisał(a):Jeśli ktoś się naprawdę postara i jest naprawdę najlepszy to raczej powinno mu się udać...
Oczywiście! Można np. robić doktorat z tzw. wolnej stopy (od 5 do 9 tys zł, w zalezności od uczelni i kierunku). Z takim doktoratem łatwiej znaleźć prace na uczelni. Można mieć wówczas etat na uczelni, albo np. sporo godzin zajęć na umowę o dzieło.
Można zrobić ten doktorat także nie płacąc za niego - jesli instytucja w której się pracuje pokryje koszty kształcenia. Wszystko mozna, Szymonie! Jakież to proste, prawda?
Problem polega na tym, że po pierwsze, na taki doktorat, zważywszy na problemy z pracą, stać nielicznych. Nieliczni też dostają sie do pracy w instytucjach, którym zależy i które stać na pokrycie kosztów doktoratu. Ale, oczywiście, jak ktoś chce, to może.
Mam kolegę, który skończył KSAP i aktualnie pracuje w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Miał szczęście mieć dość zamożnych rodziców, którzy po pierwsze wysłali go do pryatnego liceum, po drugie przez 10 lat wkładali pieniądze w naukę języków swojego syna, po trzecie stać ich było na pokrycie kosztów zagranicznych wojaży swojej pociechy. Dzięki znajomości języków, dzięki dobremu kierunkowi studiów, mój kolega dostał się na KSAP a dzisiaj - pracuje w Ministerstwie. Ma dobrą i ciekawą pracę zgodną z proflem jego zainteresowań. Ale on jest wyjątkiem. On nawet nie był jakoś tam wybitnie zdolny, czy inteligentny (do dzisiaj nie umie niczego konkretnego powiedzieć o swoich podróżach). Ale mu się udało.
Jednak większości nie stać. Większośc bierze się za pracę taką, jaka jest. A często jest to zajęcie...gówniane. Ale jest! Lepsze takie, niż żadne. Pamiętaj, Szymonie, że dla ludzi nie jest ważna jedynie wysokośc zarobków. Często nie mniej ważny jest sam fakt posiadania zajęcia - bo on daje poczucie względnej stabilizacji. Większości ludzi nie stać na wieloletnie poszukiwanie wymarzonej pracy latami. Chcą zakładać rodziny, mieć dzieci, jakoś się ustablizować. Nie chcą czekać 10 lat na wymarzoną pracę. Dlatego kombinują. Rzucają marzenia i szukają zarobku. Jadą za granicę z nadzieją na zgromadzenie funduszy, które pozwolą im rozkręcić jakiś interes. Cierpliwość i wieloletnie poszukiwania to juz jest pewien luksus.
Tak dzisiaj, na początku XXI wieku wygląda los znacznego odsetka młodych Polaków.

Szymonie, emigracja zarobkowa z powodu braku pracy jest faktem.
Odpływ pracowników do krajów UE jest faktem.
Notoryczne łamanie Kodeksu Pracy przez pracodawców też jest faktem. Dlaczego ten Kodeks jest łamany? Bo konkurencja na rynku pracy jest tak duża, tak duża jest podaż siły roboczej, że pracodawcy mogą ciepłą struga olewać kodeksowe zapisy (np. o ewidencji czasu pracy, o urlopach itp). Prawa pracownicze sa w większości, zwłaszcza mniejszych firm, nagminnie łamane.
Mogą, bo mało kto postawi się w swojej własnej sprawie (przykład słynnej "Biedronki" jest tu bardzo wymowny). Każdy, albo prawie każdy siedzi cicho, bo zależy mu na jego własnym stołku. Siedzi cicho, bo na jego miejsce może przyjśc 10 innych. Pracodawca ma z czego wybierać.

[ Dodano: 5 Wrzesień 2006, 00:20 ]
Przemek napisał(a):zdaje sie ze w tym lokalu nie wolno przymowac napiwków...
Najwyraźniej więc kolega Szymona przyjmuje kase "pod stołem" Smile
Paweł Konopacki napisał(a):Miał szczęście mieć dość zamożnych rodziców, którzy po pierwsze wysłali go do pryatnego liceum, po drugie przez 10 lat wkładali pieniądze w naukę języków swojego syna, po trzecie stać ich było na pokrycie kosztów zagranicznych wojaży swojej pociechy.
Dodajmy może, że nie trzeba być szczególnie zamoznym, żeby zapewnić dziecku prywatne lekcje jezyka, czy w niektórych przypadkach prywatne liceum. Jeden uzna, że lepiej wydać 20 zł tygodniowo na butelkę wódki albo 4 paczki papierosów, inny - na lekcje języka dla dziecka. Jeden wymieni auto na nowsze, bo jest fanem motoryzacji, inny - zafunduje dziecku obóz językowy. Jest to wiec przede wszystkim kwestia priorytetów. Uprzedzając zarzut jakbym nie wiedział o czym piszę: przyznaje, że są ludzie, których nie bedzie stać. Ale nie trzeba być też szczególnie zamożnym, żeby pomagać dziecku choćby w takim wymiarze.

marek
michalf napisał(a):A nie przyszło Ci do głowy, że może nie być ich stać na studia zbyt daleko od domu?
Przyszło mi to do głowy - jak najbardziej ! Tyle, że (jakkolwiek nieprawdopodobnie by to nie brzmiało) ja znam trzy osoby z niewielkiej (sześciuset mieszkańców) wsi na Spiszu, z trzech różnych, niezbyt zamożnych rodzin, którzy dostali się na studia w Krakowie, ukończyli je i teraz mają całkiem nieźle płatne prace - wszyscy w swoich zawodach. Mieli na pewno trudniej niż inni - ale, mimo wszystko, im się udało. To chyba nie jest przypadek, prawda ? Jakoś nie bardzo wierzę w rzesze tych, których naprawdę nie stać na studiowanie w obcym mieście. Obawiam się, że przyczyna w przeważającej większości przypadków jest inna - po prostu za słabo zdają maturę czy też niedostatecznie dobrze przygotowują się do egzaminów wstęnych (czy z własnej winy - to już osobna kwestia), żeby dostać się na studia na lepszej uczelni.
michalf napisał(a):Że miejsca na lepszych uczelniach mogą być zajęte przez miejscowych albo ludzi z większych miast?
Jak to zajęte ? Przecież teraz wszyscy piszą tę samą maturę - ocenianą zewnętrznie i na podstawie tejże są przyjmowani na wybrane przez siebie kierunki studiów. I samo miejsce zamieszkania nie ma nic do tego, czy zostaną przyjęci.
michalf napisał(a):I dlaczego automatycznie zakładasz, że większość ludzi z "Wygiwzdowa" jest mniej zdolna czy pracowita niż ludzie z dużych miast?
Dlaczego miałbym przyjmować tak absurdalne założenie ? Nie widzę powodów dla których mieliby być mniej zdolni i przypuszczam, że są średnio bardziej pracowici niż młodzież z dużych miast, z wykształconych (a co przeważnie jednak za tym idzie) lepiej sytuowanych rodzin, której niczego brakuje. Miałem na myśli to, że ktoś z, na przykład tak zwanego "pierwszego pokolenia" (innymi słowy, pierwszy w rodzinie, który wybiera się na studia, chociaż aspirację jego rodziców czy rodzeństwa kończyły się najwyżej na szkole zawodowej), dodatkowo pozbawiony dostatecznego wsparcia finansowego ze strony rodziny ma siłą rzeczy mniejsze szanse na sukces w dziedzinie choćby nauki i pochodnych. Zwłaszcza dotyczy to humanistyki, gdzie tzw. background (wydaje mi się, że to słowo lepiej oddaje istotę, tego co chcę napisać niż jakikolwiek polski odpowiednik) zdaje się często grać niepoślednią rolę. Łatwiej jest komuś, komu rodzice czytają jeszcze za niemowlęctwa i który idąc do zerówki umie już czytać i pisać niż komuś kto o istnieniu książek dowiaduje się dopiero w szkole ? Dalej - trudno jest nadrobić zaległości "słownikowe" - wszak zasób słów nierzadko wynosi się z domu, ciężej chyba jeszcze jest pozbyć się akcentu - i ja naprawdę podziwiam ludzi, którym się udaje osiągnąć zamierzony cel, mimo takich przeszkó. I nigdy nie napisałbym, że są mniej zdolni czy mniej pracowici - wręcz przeciwnie. Muszą oni przecież podjąć przecież o wiele większy wysiłek niż ci, którym "nic nie brakuje" - i pewnie w ostatecznym rozrachunku lepiej na tym wychodzą - nauczeni, że trzeba walczyć o swoje, a nie przychodzić na gotowe.

A co do słabszych uczelni to miałem na myśli jedynie to, że spora część pracodawców (zwłaszcza w szkołach) bardziej ceni sobie dyplom któregoś z renomowanych uniwersytetów niż pierwszej lepszej, szkoły pedagogicznej. I nierzadko taki pracodawca wie co robi (chociaż pewnie czasami może to być krzywdzące) - bo różnica w poziomie nauczania, przykładowo w Krakowie między UJ, a Akademią Pedagogiczną jest naprawdę spora, więc przeciętny absolwent uniwersytetu jest lepiej wykształcony od absolwenta szkoły pedagogicznej.
Paweł Konopacki napisał(a):W McDonaldsie ma ponad 100 zł dziennie z napiwków? Ciekawe! Musi sprzedawać rzeczywiście gigantyczne frytki.
A o różnicach w zarobkach możesz sobie poczytać w danych publikowanych przez GUS. Polecam!
Pawle - w McDonaldsie (przynajmniej w Krakowie) za ośmiogodzinny dzień pracy dostajesz na rękę około czterdziestu złotych - co daje miesięcznie osiemset złotych. W restauracji włoskiej w której pracuje mój wyżej wspomniany kolega z klasy maturalnej stawka godzinowa wynosi trzy złote i piećdziesiąt groszy za godzinę, z tym, że klienci zostawiają zwykle pięcio-dziesięcioprocentowy napiwek od każdego rachunku, co daje około stu złotych dziennie (fakt, że to jest dosyć droga restauracja) - za dwadzieścia dni pracy w miesiący dostaje zatem ponad dwa tysiące. Inna moja koleżanka pracuje w księgarni, gdzie ruch jest naprawdę niewielki - i właściwie całe dnie tylko czyta i dostaje też, na rękę, pięć złotych za godzinę (czyli osiemset złotych miesięcznie) - to o jakich pięćset pięćdziesięciu Ty piszesz ? Pięćset pięćdziesiąt to może i jest głodowa pensja, ale kto z ręką na sercu może powiedzieć, że tyle (i nic więcej) zarabia ? Poza jakimś marginesem ? Więc pisanie, że można w Polsce liczyć tylko na pracę za pięćset złotych to jest gruba przesada.

Dziękuję za piwo, Maćku ! Mam nadzieję, że to nie jest piwo "ironiczne"...

Pozdrawiam serdecznie !
Stron: 1 2 3 4 5