03-14-2006, 02:51 PM
Od zawsze ten utwór robił na mnie duże wrażenie. Wydawał się szczególnie odstający, najbardziej uniwersalny w programie Muzeum, najtrudniej też byłoby przypisać mu podteksty polityczne (chociaż…
).
Intrygowała mnie również postać artysty – Józefa Gielniaka. Zaintrygowała jeszcze bardziej, kiedy dowiedziałem się, że ostatnie lata spędził na Ziemiach Zachodnich, z których pochodzę. Urodził się w 1932 roku we Francji w środowisku polskich robotników (nota bene bardzo podobny kontekst jak w przypadku Edwarda Stachury, który również urodził się we Francji w latach trzydziestych, był związany z Wrocławiem, a zmarł przedwcześnie w latach siedemdziesiątych).
Gielniak specjalizował się w linorytach, czyli mówiąc po prostu ciął linoleum (materiał wykorzystywany np. do wykonywania płytek PCV). Jest to prosta technika graficzna, uważana przez zawodowych grafików za raczej mniej poważną od tradycyjnego miedziorytu czy drzeworytu, więc jest z zasady ignorowana. Artysta nie miał jednak wyboru - technikę wymusił zły stan organizmu spowodowany gruźlicą (musiał pracować na leżąco). Zrobił jednak użytek z tego ograniczenia, windując technikę linorytu na nie widziany dotychczas poziom. (Na podobnej zasadzie ostatnio Endo zrobiła furorę korzystając z anachronicznego Painta.)
Gielniak pracował nad jednym linorytem bardzo długo, nawet rok. Cykl „Improwizacje dla Grażynki” wykonywał przez ponad dekadę w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Nie wiem z ilu grafik się składa (co najmniej z siedmiu), ani kim była Grażynka.
Mam reprodukcje odbitek pięciu z nich.
Wariacje II
Wariacje IV
Wariacje VI
Wariacje VII
Wariacje (x)
Do piosenki najbardziej pasuje VI (jak na stronie <!-- w --><a class="postlink" href="http://www.kaczmarski.friko.pl/artysci.html">www.kaczmarski.friko.pl/artysci.html</a><!-- w --> ).
Zabawne, że właściwie wszystkie grafiki Gielniaka wywołują w odbiorcy, przynajmniej we mnie, uczucie niepokoju: są mroczne, fatalistyczne. Tymczasem sam autor często pisał o swoich pracach jak o miłych obrazkach, które sobie powoli dłubie. Wzmiankował np. w liście, że wycina kwiatki i dmuchawce, żeby całość miała wydźwięk pozytywny i ciepły. Ale jakoś przypadkowo wychodziła mu znów apokalipsa.
W 2001 roku odwiedziłem Bukowiec, a właściwie Kowary. To urokliwe miejsce leżące niedaleko Jeleniej Góry. Nieprzypadkowo na tych terenach kręcono film „Weiser”. Na kowarskim cmentarzu znajduje się grób artysty.
Zrobiłem zdjęcie sanatorium dla gruźlików, w którym leczył się, a właściwie mieszkał artysta. Muszę się przyznać, że nie jestem pewien, czy leżał w tym akurat budynku. Obok stoi jeszcze jeden, brzydszy. Zrobiłem zdjęcie tego ładniejszego, zbudowanego w pruskim stylu bajkowym (II poł XIX w.)
Bukowiec
Grafika ma tę zaletę, że istnieją setki oryginalnych odbitek. Czasami wystawiają je na aukcjach. Ktoś chce kupić? Proszę:
VII za 3800 PLN
IV za 2600 PLN

Intrygowała mnie również postać artysty – Józefa Gielniaka. Zaintrygowała jeszcze bardziej, kiedy dowiedziałem się, że ostatnie lata spędził na Ziemiach Zachodnich, z których pochodzę. Urodził się w 1932 roku we Francji w środowisku polskich robotników (nota bene bardzo podobny kontekst jak w przypadku Edwarda Stachury, który również urodził się we Francji w latach trzydziestych, był związany z Wrocławiem, a zmarł przedwcześnie w latach siedemdziesiątych).
Gielniak specjalizował się w linorytach, czyli mówiąc po prostu ciął linoleum (materiał wykorzystywany np. do wykonywania płytek PCV). Jest to prosta technika graficzna, uważana przez zawodowych grafików za raczej mniej poważną od tradycyjnego miedziorytu czy drzeworytu, więc jest z zasady ignorowana. Artysta nie miał jednak wyboru - technikę wymusił zły stan organizmu spowodowany gruźlicą (musiał pracować na leżąco). Zrobił jednak użytek z tego ograniczenia, windując technikę linorytu na nie widziany dotychczas poziom. (Na podobnej zasadzie ostatnio Endo zrobiła furorę korzystając z anachronicznego Painta.)
Gielniak pracował nad jednym linorytem bardzo długo, nawet rok. Cykl „Improwizacje dla Grażynki” wykonywał przez ponad dekadę w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych. Nie wiem z ilu grafik się składa (co najmniej z siedmiu), ani kim była Grażynka.
Mam reprodukcje odbitek pięciu z nich.
Wariacje II
Wariacje IV
Wariacje VI
Wariacje VII
Wariacje (x)
Do piosenki najbardziej pasuje VI (jak na stronie <!-- w --><a class="postlink" href="http://www.kaczmarski.friko.pl/artysci.html">www.kaczmarski.friko.pl/artysci.html</a><!-- w --> ).
Zabawne, że właściwie wszystkie grafiki Gielniaka wywołują w odbiorcy, przynajmniej we mnie, uczucie niepokoju: są mroczne, fatalistyczne. Tymczasem sam autor często pisał o swoich pracach jak o miłych obrazkach, które sobie powoli dłubie. Wzmiankował np. w liście, że wycina kwiatki i dmuchawce, żeby całość miała wydźwięk pozytywny i ciepły. Ale jakoś przypadkowo wychodziła mu znów apokalipsa.
W 2001 roku odwiedziłem Bukowiec, a właściwie Kowary. To urokliwe miejsce leżące niedaleko Jeleniej Góry. Nieprzypadkowo na tych terenach kręcono film „Weiser”. Na kowarskim cmentarzu znajduje się grób artysty.
Zrobiłem zdjęcie sanatorium dla gruźlików, w którym leczył się, a właściwie mieszkał artysta. Muszę się przyznać, że nie jestem pewien, czy leżał w tym akurat budynku. Obok stoi jeszcze jeden, brzydszy. Zrobiłem zdjęcie tego ładniejszego, zbudowanego w pruskim stylu bajkowym (II poł XIX w.)
Bukowiec
Grafika ma tę zaletę, że istnieją setki oryginalnych odbitek. Czasami wystawiają je na aukcjach. Ktoś chce kupić? Proszę:
VII za 3800 PLN
IV za 2600 PLN