01-08-2006, 09:11 PM
Wszystkim, których skrzywdziłem.
Płynę,przez trzy oceany
w łodzi, bez żagli
bez wioseł...
Jak codzień w rejs
ruszył mój statek
z portu pustego,
na puste morze.
Pierwszego oceanu
łzy oblewają dłonie,
okrzepła skóra,
sczerwieniały wody.
Kocham, kocham ten ból
chorego uporu
i drogę swoją do granic swobody.
Tak, drugi ocean
otwiera przede mną swe fale
ufności, bezdusznej
bezbrzeżnej nadzei.
Zanurzam usta, skonany piję,
szaleńcze pragnienie
woda go nie ugasi...
Trzeciego oceanu
głaszczą mnie języki.
Krwawa rozkosz,
chłosta, nie słuchałem za co?
Klęczę, brocząc pustymi słowy,
pora wracać
z tym,że nie ma dokąd...
Płynę,przez trzy oceany
w łodzi, bez żagli
bez wioseł...
Jak codzień w rejs
ruszył mój statek
z portu pustego,
na puste morze.
Pierwszego oceanu
łzy oblewają dłonie,
okrzepła skóra,
sczerwieniały wody.
Kocham, kocham ten ból
chorego uporu
i drogę swoją do granic swobody.
Tak, drugi ocean
otwiera przede mną swe fale
ufności, bezdusznej
bezbrzeżnej nadzei.
Zanurzam usta, skonany piję,
szaleńcze pragnienie
woda go nie ugasi...
Trzeciego oceanu
głaszczą mnie języki.
Krwawa rozkosz,
chłosta, nie słuchałem za co?
Klęczę, brocząc pustymi słowy,
pora wracać
z tym,że nie ma dokąd...