Elessar napisał(a):Jeśli chodzi o filmy wojenne to warty uwagi jest "Zaginiony Batalion". To jeden z lepszych filmów tego gatunku jaki widziałem.
Słyszałem o nim. Mam na celowniku.
Simon napisał(a):A ja polecam radziecki "Idź i patrz". jeden z najgenialniejszych filmów o drugiej wojnie swiatowej. Coś niesamowitego.
Zdecydowanie potwierdzam. Obejrzałem to kiedyś kiedyś podczas dni filmu radzieckiego na które z nudów zawędrowaliśmy z kumplem. Wtedy byliśmy jedynymi widzami na sali!. W zestawieniu z tym niesamowitym filmem (oczywiście nie mieliśmy pojęcia na co idziemy) owo osamotnienie na widowni jeszcze wzmacniało jego przekaz. Ten film wyreżyserował bodaj Elem Klimow. Widziałem jego autorstwa również film o Rasputinie, ale niestety nie pamiętam tytułu. Także godny obejrzenia.
Był ktoś na "Pachnidle"? Warto? Czy tylko dla perwersów?
Jaśko napisał(a):Był ktoś na "Pachnidle"? Warto? Czy tylko dla perwersów?
Jakoś mnie nie ciągnie do tego filmu. Wolę seks od zbrodni
)
Jaśko napisał(a):Był ktoś na "Pachnidle"? Warto? Czy tylko dla perwersów?
Książka taka sobie (może to kwestia tłumaczenia, bardzo...klinicznie napisana) film taki sobie, chociaż estetycznie bardzo piękny, sceneria, ujęcia i ogólna kompozycja bardzo piękna. Muzyka też nie zła, poruszająca i nietypowa...co do samej treści...no, walory estetyczne filmu trochę przerastają treść... Moim zdaniem warto zobaczyć dla samego rzemiosła (że tak powiem) kinematograficznego.
Alan Rickman rządzi jak zawsze - a reszta taka sobie...
Książka podobała mi sie bardzo. " Połknęłam" ją od razu. Na filmie nie byłam, więc nie wiem, czy warto pójść.
Film zrobiony świetnie, ale tylko zrobiony. Niektóre sceny naprawdę magiczne, cały proces produkcji olejków zapachowych, destylowania zapachów, enflorage'u i perfumiarstwa. Ale zakończenie dla mnie było tym, co mnie odrzuciło całkiem od tego filmu i żałowałam, że nie wyszłam z kina 20 minut przed końcem :znudzony:
Alan Rickman świetny jako ojciec jednej z ofiar pachnidłomana , poznałam go dopiero jak zdjął perukę. Świetny też Dustin Hoffman jako włoski perfumiarz. (To poprawka po poście
Pilsa)
Ale zakończenie, zakończenie, zakończenie...
Przemek, powinno Ci się podobać. Zbiorowa orgia przez jakieś 10 minut na ekranie, gołe i brudne statystki i te klimaty...
Nowhere Woman napisał(a):Ale zakończenie, zakończenie, zakończenie... Przemek, powinno Ci się podobać. Zbiorowa orgia przez jakieś 10 minut na ekranie, gołe i brudne statystki i te klimaty...
ooooo, to zaraz obejrzę końcówkę
Daj spokój - przereklamowana ta orgia
Bo statystki są brudne
Nowhere Woman napisał(a):Alan Rickman świetny jako włoski perfumiarz, poznałam go dopiero jak zdjął perukę. Świetny też Dustin Hoffman jako ojciec jednej z ofiar pachnidłomana.
Coś Ci się pomerdało.
Alan Rickman świetny jako ojciec jednej z ofiar pachnidłomana , poznałam go dopiero jak zdjął perukę. Świetny też Dustin Hoffman jako włoski perfumiarz.
to chyba miało być tak
No dobrze, "Pachnidło" mnie nie zachęciło. Kolejna próba: "Ostatni król Szkocji" i z nieco innej półki "Ryś" - ktokolwiek widział?
Jaśko napisał(a):"Ryś"
Nieeeeeeeee aaaaaaaaaaaaaaaa aaaaaaaaaaa aaaaaaaaaaaaaaa nieeeeeeeeeeeeeeeeee
Cytat:Wyszła... straszna porażka
"Życie na podsłuchu" - tak!
Jaśko napisał(a):"Ryś" - ktokolwiek widział?
Jeden wikipedysta chyba widział:
Krasny napisał(a):Jeden wikipedysta chyba widział:
"Zajawki" zdają się potwierdzać refleksje wikipedysty.
Wikipedysta nie wytrzymał nawet do połowy!
Hej- a widział ktoś już zwiastuny "Strajku"? Ciekawa jestem okrutnie... Bo jeśli to będzie podobna afera do tej, która wybuchła przed "Kodem Leonarda" to ja tam dziękuję za taki film...
K. Wyszkowski zarzuca filmowi, że reżyser nie pokazał strajku w Stoczni jako zaplanowanego działania, lecz jakiś 'narodowy zryw'. Jeśli tak jest w istocie to nie dziwię się postawie A. Walentynowicz, która odcięła się od filmu.
Jasny gwint napisał(a):K. Wyszkowski zarzuca filmowi, że reżyser nie pokazał strajku w Stoczni jako zaplanowanego działania, lecz jakiś 'narodowy zryw'.
Po prostu kolejne schematyczne spojrzenie na owe wydarzenia.
Ja również tak myślę...
Zawsze uważałam, że filmy dotyczące osób, czy wręcz bohaterów danego kraju powinni kręcić rodacy. Potwierdziło się to z przypadku filmu "Jan Paweł II", bo dla mnie to był po prostu koszmar... Z drugiej strony spojrzenie na historię z perspektywy cudzoziemca też na swoje walory...
Ale "Strajk" ma dotykać wydarzenia, które było takim wielkim bodźcem do dalszych przemian w całej Europie Śwodkowej i Wschodniej, że naprawdę podziwiam odwagę reżysera... Odwagę, lub głupotę..
Mam nadzieję, że się to wszystko wyjaśni i nie będzie niedomówień... Albo po prostu film zostanie obrzucony błotem przez polską publikę i na tym się skończy. Podniesie się hałas i głośne okrzyki o przekłamywanie historii, Zachód skwituje to milczeniem, a my wyjdziemy jak zwykle na awanturników... Bo kto liczy się z Polaczkami i ich historią...?
Ja się tylko cieszę, że to nie jest film produkcji rosyjskiej
Dopiero byłoby co komentować
zamocik_23 napisał(a):Z drugiej strony spojrzenie na historię z perspektywy cudzoziemca też na swoje walory...
Zazwyczaj wątpliwe.
zamocik_23 napisał(a):Zawsze uważałam, że filmy dotyczące osób, czy wręcz bohaterów danego kraju powinni kręcić rodacy.
Nie zawsze jest to regułą. Znakomity film pt. LOT 93 nakręcił brytyjski reżyser i udało mu się uchwycić doskonale klimat dramatycznych chwil z września 2001 bez uderzania w tanią narodową nutę i uniknąć patosu. Film jest nakręcony niezwykle obiektywnym okiem, a ogląda się go z nieprawdopodobnym napięciem... Choć wiemy jak się skończy, to jednak realizm wiejący z ekranu jest porażający. Peter Greengras przedstawił w sposób niezwykle sugestywny ogromną tragedię i nie śmiem zawahać się przed stwierdzeniem, iż udało mu się to jak mało komu.
To samo tyczy się chyba wspomnianych wydarzeń w stoczni. Wydaje mi się, że (zwłaszcza w przypadku "obcego" rezysera) powinno się zebrać jak najwięcej faktów i przedstawić je chłodnym okiem obserwatora z zewnątrz. Bez wikłania się w politykę, której za bardzo się nie rozumie.
Głosy na temat "Strajku" już są. Protestujący mówią, że przedstawiono strajkujących jako bandę pijaczków. Zobaczymy co będzie działo się dalej.
No, ale czy twórcy filmu nie mają prawa do swojego punktu widzenia?
Przecież to jest film fabularny, a nie dokumentalny. Mogą sobie przedstawić strajkujących jak im się podoba - to jest ich sprawa.
Ich sprawa w tym sensie, że wytaczanie reżyserowi czy też producentowi procesów z tego powodu wydaje się być absurdalne. Oczywiście krytykować można i zapewne powinno się, do woli. Ale żeby od razu składać "oficjalne protesty", pozywać do sądu? To jest już przesada.
A działania Walentynowicz, Wyszkowskiego i Gwiazdy do tego właśnie zmierzają.
[ Dodano: 21 Luty 2007, 12:27 ]
Anna Walentynowicz domaga się wycięcia niektórych scen z niemieckiego filmu o strajku w Stoczni Gdańskiej. Zdaniem Walentynowicz film Volkera Schlöndorffa "Strajk" ukazuje ją jako postać "moralnie dwuznaczną".
Na dzisiejszej konferencji prasowej w obronie Walentynowicz wystąpili Joanna i Andrzej Gwiazdowie oraz Krzysztof Wyszkowski. Według byłych działaczy Solidarności film Schlöndorffa szkaluje dobre imię Walentynowicz, pomimo że główna bohaterka filmu nosi inne imię i nazwisko. Scenariusz wzorowany jest jednak na historii legendarnej działaczki Sierpnia '80.
(...)
Ten film przedstawia w sposób nieprawdziwy fakty z życia Anny Walentynowicz dotyczące ojca jej syna, uczestnictwa syna w ZOMO, analfabetyzmu Walentynowicz i jej życia duchowego (rzekome modlitwy do telewizora), a także narusza jej życie intymne - powiedziała Joanna Gwiazda.
(...)
Organizatorzy dzisiejszej konferencji wymieniali przekłamania fabularne, które ich zdaniem dyskwalifikują film. Chodzi tutaj m.in. o poboczne wątki ojca syna Walentynowicz i samego syna. W filmie pierwszy jest przewodniczącym komunistycznego związku zawodowego, a drugi ochotnikiem w ZOMO. Zdaniem Gwiazdów i Wyszkowskiego nie jest to prawdą.
Walentynowicz domaga się od producenta filmu wycięcia wskazanych przez nią scen lub ich przerobienia.
(...)
Popołudniu producent filmu "Strajk - bohaterka z Gdańska", profesor Juergen Haase przesłał list do Anny Walentynowicz. Poinformowała o tym w rozmowie z IAR współautorka książki biograficznej o Walentynowicz pod tytułem "Cień przyszłości". Anna Baszanowska ujawniła, że profesor Haase wyjaśnił w liście, iż autorzy obrazu posługiwali się wykreowanymi przez siebie sytuacjami. Zapewnił, że związek jednej z bohaterek filmu, Agnieszki, z działaczem związkowym, jest fikcją. To samo po części dotyczy także przedstawionych relacji matka-syn.
(...)
Z kolei Anna Baszanowska dodała, że na razie nie została podjęta decyzja, czy twórcom filmu zostanie wytoczony proces.
Wyjaśniła, że nie jest to wykluczone, ale na razie Anna Walentynowicz będzie czekać na kolejne gesty dobrej woli
Źródło:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1...30184.html
A widział już ktoś Testosteron?
Podobno, mimo przybytku rodzimych gwiazd, całkiem śmieszny.
Alek napisał(a):A widział już ktoś Testosteron?
Ja widziałem. Powiem tak, zachowana konwencja z przedstawienia teatralnego, ten sam rodzaj humoru, który mi się podobał. Plus niezła, momentami bardzo dobra gra aktorów. Mi się podobało.