Kuba Mędrzycki napisał(a):MacB napisał(a):Luter pisze:
...szczególnie na tle kiepskiej Drogówki...
A ja Smarzowskiego lubię. Właśnie obejrzałem Drogówkę - 8/10
Obejrzałem i ja. U mnie podobnie - mocna siódemka.
Choć przyznam, obawiałem się, że będzie dużo gorzej. Zwłaszcza po rozmaitych opiniach, recenzjach i zwiastunach.
To ja Wam, Panowie, gratuluję obejrzenia dobrego filmu. Najwyraźniej Smarzowski wie, co spodoba się koneserom. Sam jednak będę się upierał, że to nie jest dobry film. Zanim jednak przejdę do argumentacji, zdefiniujmy, co to jest dobry film, a to z kolei wymaga ustalenia kilku kwestii.
Otóż dla mnie dobry film to taki, który uznaję za sztukę filmową (na zasadzie, że nie każdy wiersz jest poezją, nie każdy tekst literaturą i nie każdy bohomaz sztuką). Jednocześnie w swoim prywatnym systemie dla filmów, które są sztuką (dla ułatwienia nazwijmy je "Filmami" przed wielkie "f") rezerwuję trzy najwyższe oceny filmwebowe, czyli 8, 9 i 10. Jeśli zatem oceniam film na 8 lub więcej, to automatycznie uznaję, że jest on Filmem, jeśli natomiast daję mu ocenę od 1 do 7, to albo nie jest on Filmem albo po prostu nie umiałem go docenić.
Druga rzecz wymagająca wyjaśnienia, to kwestia oczekiwań. Otóż rozmawiając o filmach, nie sposób nie brać pod uwagę ambicji reżysera i pozycji, na jakiej on się stawia. Tak, wiem, że film to film i należy tylko nań patrzeć. A jednak nie potrafię być równie surowy dla debiutanta co dla reżysera, który aspiruje do roli twórcy wybitnej sztuki filmowej - a takim zdaje się być Smarzowski.
Co do samej
Drogówki... W krótkim wstępie przed światową premierą
Pianisty (w warszawskiej Filharmonii Narodowej - <!-- m --><a class="postlink" href="http://www.youtube.com/watch?v=jnq9THjObq4">http://www.youtube.com/watch?v=jnq9THjObq4</a><!-- m --> od 11:18) Polański mówi między innymi: "Nie trzęśliśmy kamerą, nie kręciliśmy na czarno-białej taśmie, nie dopisaliśmy scen samogwałtu". Skądinąd wiadomo, że trzęsienie kamerą Polański uważa za wyraz szczególnej niemocy i nieudolności reżyserskiej. Oczywiście można się z nim nie zgadzać; jeśli ktoś lubi oglądać filmy, w których operator trzęsie kamerą, to gratuluję. Ja natomiast całkowicie zgadzam się z Polańskim.
Niestety, w
Drogówce jest wszystko - trzęsienie kamerą, liczne sceny kręcone komórką i z kamery przemysłowej, epatowanie ohydztwem. Oczywiście wszystko jest dla ludzi - potrafię sobie wyobrazić, że jakaś, choćby wyjątkowo niesmaczna scena, jest w filmie potrzebna i musi w nim być. Potrafię sobie nawet wyobrazić, że potrzebna jest scena kręcona z trzęsącej się kamery. Problem w tym, że u Smarzowskiego te zabiegi to sztuka dla sztuki. To one stanowią sens i treść filmu. Zabiegi mają być nowatorskie, więc całe sekwencje są kręcone z telefonu komórkowego. Sceny mają szokować i szokują. Kiedy prostytutka po tzw. "lasce" w samochodzie wypluwa spermę Petryckiego, sala zgodnie wydaje z siebie głośne "Łeeee!". I o to chodzi, nie? Spoko, ale ja dziękuję. Nie, nie zniesmacza mnie to; po prostu nie kupuję zabiegu reżyserskiego polegającego na przyciskaniu klawiszy, które wiadomo, że wywołają u widza silne emocje. Te sceny są w filmie tylko po to, żeby szokować i żeby o reżyserze było głośno. To samo zresztą można powiedzieć o
Róży. Nie opowiedzenie historii, a epatowanie okrucieństwem zdaje się być celem samym w sobie, a to z kolei dla mnie grzech ciężki, przekreślający wręcz film. Oczywiście można się z tym nie zgadzać, bo ludzie szukają przecież w filmie różnych rzeczy - najczęściej rozrywki, a niektórzy lubią właśnie taką.
W
Drogówce jest jeszcze historia - całkiem niegłupia i całkiem ciekawa. Gdyby reżyser na niej się skupił i dobrze ją opowiedział, też dałbym mocną siódemkę, a tak - "ujdzie" (4/10).