Forum o Jacku Kaczmarskim

Pełna wersja: Filmy
Aktualnie przeglądasz uproszczoną wersję forum. Kliknij tutaj, by zobaczyć wersję z pełnym formatowaniem.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24
Luter napisał(a):
Kuba Mędrzycki napisał(a):A już tak zwane żarty fekalne

Znaczy się, skatologiczne?

Tak jest.
Kuba Mędrzycki napisał(a):...chociaż sala pękała ze śmiechu.
De gustibus...
Dla mnie Koterski to nieporozumienie. Do tego stopnia, że osobiście bardzo dosłownie odebrałem tytuł pewnego hitu kinowego jego reżyserii. Podobno Dzień świra jest niezły, ale ja już się zbyt zraziłem do firmy "Marek Koterski", by sięgać do jego dzieł.

A 1920 już widzieliście? Jakieś refleksje?
Dla mnie Koterski skończył się na Nic śmiesznego, ewentualnie na Ajlawju. Do nakręcenia tych filmów w moim odczuciu rzeczywiście był autentyczny, a jego dokonania niosły jakąś refleksję. Kolejne tytuły to już tylko biadanie tetryka.

Zgadza się, Dzień świra i Wszyscy jesteśmy Chrystusami mają w sobie to coś, co p prostu mnie odrzuciło.
M.S. napisał(a):Zgadza się
Ze mną nie do końca Wink
Mnie odrzuciło właśnie Nic śmiesznego.
MacB napisał(a):Mnie odrzuciło właśnie Nic śmiesznego.

A idź Wink. Świetny film. Ale przeżyłem zaskoczenie, gdy z napisów końcowych dowiedziałem się, że reżyserem jest Koterski...
M.S. napisał(a):Świetny film [Nic śmiesznego]
Nieraz się przekonałem, że na Sztuce nie zawszę potrafię się wyznać. Mógłbyś (albo ktoś inny, kto ocenia to dzieło wysoko) jakoś tę "świetność" przybliżyć? Ja najwyraźniej mam kłopot z dostrzeżeniem wielkości tego filmu, ale odpowiednio uczulony/pokierowany może i mnie będzie dane to dostrzec?
M.S. napisał(a):Dla mnie Koterski skończył się na Nic śmiesznego

Dla mnie wówczas się zaczął.
"Dom wariatów" mnie nie porywa. "Porno" było nie najgorsze. Widziałem natomiast niedawno taki 20minutowy obraz Koterskiego "Pieśń wojenna". Ale na to to już chyba jestem kompletnie za głupi, aby pojąć to "dzieło".

MacB napisał(a):Mógłbyś (albo ktoś inny, kto ocenia to dzieło wysoko) jakoś tę "świetność" przybliżyć? Ja najwyraźniej mam kłopot z dostrzeżeniem wielkości tego filmu

Ale chyba nikt nie twierdzi, że to film wielki? Po prostu, jak zazwyczaj u Koterskiego bardzo celna obserwacja tak zwanego życia. I do tego dość zabawny, pomimo tytułu Wink
Chociaż nie wiem jakbym go teraz odebrał, bo "Nic śmiesznego" widziałem z 10 lat temu, albo i wcześniej.

MacB napisał(a):A 1920 już widzieliście?

Mi chyba szkoda kasy i czasu na ten chłam.
M.S. napisał(a):Zgadza się, Dzień świra i Wszyscy jesteśmy Chrystusami mają w sobie to coś, co p prostu mnie odrzuciło.

Mój Boże! Moim zdaniem Dzień świra to jeden z lepszych filmów polskiej kinematografii, zaś Wszyscy jesteśmy Chrystusami to już wręcz arcydzieło.

Nic śmiesznego? Świetny film, odrobinę tylko słabszy od Dnia świra.
W skali od 1 do 10 Nic śmiesznego oceniam na 8, Dzień świra na 9-10, a Wszyscy jesteśmy Chrystusami zdecydowanie na 10. Dom wariatów natomiast jest już dużo słabszy.
Myślę, że Michał(bez obrazy!) jest chyba nieco za młody na "Dzień świra". Do tego filmu trzeba trochę dorosnąć i trochę przeżyć. A do tego najlepiej wieść kawalerski żywot jak ja, aby móc przeglądać się jak w zwierciadle w niektórych scenach tego filmu Smile
Kilka osób twierdziło, że "Dzień świra" to nie dla mnie. Na szczęście obejrzałam.
ja właśnie oglądam serial "W piątą stronę świata" oparty na dwóch doskonałych powieściach Adam Bahdaja (Telemach w dżinsach oraz Gdzie Twój dom Telemachu). Serial to tragedia absolutna, beznadziejne aktorstwo, debilne dialogi, tragiczna reżyseria i kretyńskie zmiany w stosunku do powieści, w zasadzie nic dobrego nie można powiedzieć o tym serialu, oglądam z ciekawości jedynie. Ale w 4 odcinku około 33 minuty jest pewne powiązanie z piosenką Kaczmarskiego, na pytanie o statek na którym pływa ojciec bohatera, Maciek odpowiada "Maria Konopnicka".

ps. chyba jedyną osobą, która dobrze zagrała w tym filmie jest Agnieszka Kruk (Krukówna, jak to pisano o niej), reszta to dno i 7 metrów mułu
Ciekawi mnie, czy byliście już na ostatnim filmie A. Holland?
Uważam, że warto. Z wielu powodów. Koncertowa wręcz gra Roberta Więckiewicza, ciekawa historia z prawdziwymi ludźmi (a nie naprędce skleconymi bohaterami, którzy swą niewiarygodnością psują często efekt), bombowy pomysł z oryginalną gwarą lwowską (co pociągnęło konieczność umieszczenia napisów w trakcie całej niemal projekcji) i uniwersalność pewnych prawd pokazanych w tym obrazie - to atuty filmu W ciemności. Polecam.
Przyznam się, że nie miałem zamiaru iść na kolejny "Holocaust" do kina. Namówiono mnie. Ale nie żałuję. Dziś przytaczają słowa reżyserki, która twierdzi, że
Agnieszka Holland napisał(a):to [potworne doświadczenie (Holocaust)] [...] nauczyło nas jednego; że to się może powtórzyć
I podpisuję się pod tymi słowami i dziś twierdzę, że nigdy nie dość przypominania - właśnie po to, by się nie powtórzyło...
A Rzeź? Byliście? Jakieś refleksje? Z FilmWebu wiem, że osoba, na której ocenie zależy mi najbardziej, jeszcze tego filmu nie widziała, ale chętnie poznam wszystkie pozostałe Wasze opinie.
Generalnie film spełnił moje oczekiwania, choć zabrakło mi czegoś w końcówce. Nie wiem -jakiegoś akcentu? Nie mówię tu o klamrze, która spaja film (sceny w parku), a o zasadniczym wątku - w mieszkaniu państwa Longstreet. Muszę samokrytycznie przyznać, że miałem takie samo wrażenie, jak to opisane w niezapomnianym Amadeuszu :) Cóż - wychodzi na to, że jestem nieprzygotowany na geniusz Polańskiego...
MacB napisał(a):A Rzeź? Byliście? Jakieś refleksje? Z FilmWebu wiem, że osoba, na której ocenie zależy mi najbardziej, jeszcze tego filmu nie widziała, ale chętnie poznam wszystkie pozostałe Wasze opinie.
Generalnie film spełnił moje oczekiwania, choć zabrakło mi czegoś w końcówce. Nie wiem -jakiegoś akcentu? Nie mówię tu o klamrze, która spaja film (sceny w parku), a o zasadniczym wątku - w mieszkaniu państwa Longstreet. Muszę samokrytycznie przyznać, że miałem takie samo wrażenie, jak to opisane w niezapomnianym Amadeuszu :) Cóż - wychodzi na to, że jestem nieprzygotowany na geniusz Polańskiego...
A dlaczego tak zależy Ci na opinii pewnej osoby, skoro film już widziałeś, nie jesteś też jego autorem...?
Bo lubię tę osobę i lubię czytać to, co napisze.
Swoją ocenę filmu podałem - nie zamierzam się sugerować tamtą, jeśli to miałeś na myśli.
Polecam Macieju książkę, na podstawie której Holland nakręciła film.
Żona czyta. Jestem w kolejce :)
Mnie się Rzeź tak sobie podobała. Choć nawet nie wiem, jak to argumentować. Poza tym nie mogę patrzeć na Waltza i nie widzieć Hansa Landy.
Polecam za to nowego Szerloka, jeśli ktoś lubi kino Ritchiego. Dziewczyna z tatuażem w sumie też nie powinna być straconym czasem.
I z niecierpliwością czekam na Różę.
Z Waltzem też miałem taką obawę, ale moim zdaniem potrafił u Polańskiego uciec od tamtej "tarantinowskiej" roli. Cała czwórka aktorów była wiarygodna.
Z Dziewczyną... mam ten kłopot, że już szwedzka ekranizacja dość mi się "nałożyła" na przeczytaną książkę i teraz znów będę musiał zmieniać wyobrażenie o bohaterach. Przyznam, iż pomstowałem na Amerykanów, że odgrzewają nie tak dawny pomysł, jakby im własnych brakowało. Pójdę jednak do kina, bo... ze zwykłej ciekawości pójdę :)
Raz już miałem do czynienia z amerykańskim "poprawianiem" Skandynawów; kiedyś niechcący zobaczyłem kilka minut amerykańskiej wersji Królestwa, ale do Larsa von Triera miało się to nijak i bez żalu zrezygnowałem z dalszego oglądania. Cóż, kiedy tamto było w TV, a tu... kino - a ja nie mam w zwyczaju wychodzenia w połowie seansu. Pożyjemy - zobaczymy! :)
Na Rzeź na pewno się wybiorę - w końcu mój ukochany Polański...!

Z nowości polecę nowego Holmesa. O dziwo jeszcze lepszy niż pierwsza część. No i przyjemnie się odnajduje nawiązania do prozy Doyle'a :).
MacB napisał(a):Generalnie film spełnił moje oczekiwania, choć zabrakło mi czegoś w końcówce. Nie wiem -jakiegoś akcentu? Nie mówię tu o klamrze, która spaja film (sceny w parku), a o zasadniczym wątku - w mieszkaniu państwa Longstreet.

Jeśli chodzi o mnie, to ja sztukę Rezy znałem z wybitnej, moim zdaniem, interpretacji Teatru Słowackiego w Krakowie. Na przedstawienie poszedłem oczywiście za sprawą Polańskiego - wiedząc, że realizuje on film według Boga mordu Rezy. Z góry więc wiedziałem, że film nie olśni mnie samą fabułą, bo tę już znałem (wiedziałem również, że scenariusz Rzezi jest niemal identyczny z oryginałem).
Krakowski Bóg mordu wbił mnie w fotel. Wyszedłem oszołomiony - przede wszystkim treścią sztuki, ale doskonała gra aktorska również miała na to wrażenie duży wpływ. Głęboka trafność obserwacji oraz genialne oddanie mentalności współczesnego społeczeństwa naszego kręgu kulturowego to główne cechy sztuki Rezy. Ale największy mój szacunek autorka zaskarbiła sobie tym, że od początku do końca zachowała doskonały obiektywizm, w żadnym momencie nie wypadając poza rolę bezstronnego kierowania swoimi bohaterami. Dzięki temu obraz współczesnego człowieka, który rysuje ta sztuka, jest bardzo prawdziwy i bardzo smutny. Moim zdaniem jest to sztuka wybitna.
Oczywiście zapewne nie jest to dzieło, która wejdzie do kanonu arcydzieł literatury, ale nie o to też chodzi. Osobiście sto razy wolę coś, co niekoniecznie niesie ze sobą odkrywczość na miarę Hamleta, byleby przemawiało to do mnie, potrząsało, odciskało piętno. Pewnie dlatego nie cenię, a nawet nie lubię Obywatela Kane'a i guzik mnie obchodzi, że nikt wcześniej nie filmował wnętrz w taki sposób jak Wells. Jasne, że z rzadka udaje się stworzyć coś, co jest nowe, odkrywcze i jednocześnie dociera do najdalszych zakątków serca. Takim czymś dla mnie jest na przykład Amadeusz.

Jeśli chodzi o Rzeź, to na film poszedłem przede wszystkim z uczuciem ciekawości, jak Polański - geniusz w budowaniu napięcia i mistrz, jeśli chodzi o umiejętność doboru aktorów i sprawienia, by zagrali dokładnie tak, jak sobie to wymyślił - zrealizuje sztukę Yasminy Rezy. Dodatkowo bardzo ciekaw byłem jak zaprezentują się aktorzy, których znam i cenię. No i oczywiście nie rozczarowałem się. Nie mogło być inaczej - doświadczeni świetni aktorzy plus Polański to mieszanka doskonała. Film ten jest więc dla mnie przede wszystkim ucztą, jeśli chodzi o warsztat - popis gry aktorskiej, zdjęcia, reżyserię.

MacB napisał(a):Muszę samokrytycznie przyznać, że miałem takie samo wrażenie, jak to opisane w niezapomnianym Amadeuszu :) Cóż - wychodzi na to, że jestem nieprzygotowany na geniusz Polańskiego...

Tutaj nie do końca rozumiem. Czyżby w Amadeuszu zabrakło Ci czegoś w końcówce? Nie wierzę! Tym bardziej, że z ostatniego zdania wynika, że Amadeusza niejako przeciwstawiasz Rzezi w kontekście końcówki...
Wracając do meritum:
Mnie niczego nie zabrakło - z kilku powodów. Po pierwsze - znałem sztukę wcześniej i na tę końcówkę byłem przygotowany. Po drugie - myślę, że końcówka Boga mordu powinna taka być, bo to jest sztuka o kondycji psychicznej współczesnego człowieka. No a w tym temacie nie ma przecież puenty. Na tym cała rzecz polega, że większość obserwacji, choćby nie wiem jak dogłębnych, nie daje recept; na większość pytań nie ma odpowiedzi. O tym między innymi jest przecież twórczość Kaczmarskiego.
Owszem, generalnie rzecz biorąc w takim dziele jak film wyrazista puenta jest pożądana i dobrze, kiedy się pojawia. Ale z drugiej strony źle, jeśli pojawia się na siłę - bo to wtedy zazwyczaj jest żałosne. Przy okazji: czy uważasz, że Chinatown ma puentę? A jeśli tak, to co nią jest? Śmierć głównej bohaterki?

Na koniec jeszcze jedna uwaga. Jak wiesz, Polański jest dla mnie wielkim autorytetem, a wraz z Kaczmarskim i Mozartem tworzy moją wielką trójkę. Gdybym na temat każdego z ww moich idoli miał powiedzieć jedno zdanie, to o Kaczmarskim powiedziałbym, że jest specjalistą od chaosu (za pomocą pytań opisuje i tematyzuje chaos świata), o Mozarcie - że jest specjalistą od doskonałości (jego muzyka przybliża nas do Absolutu), a o Polańskim - że jest specjalistą od zła (cała jego sztuka bez reszty poświęcona jest tematowi fenomenu zła w człowieku). Już choćby z tego lapidarnego (i siłą rzeczy uproszczonego) opisu wynika, że spośród dzieła tych trzech artystów sztuce Romana Polańskiego najbardziej musi brakować puenty. Bo zło po prostu jest - można się mu przyglądać, ale nie sposób je okiełznać.
Luter napisał(a):Jeśli chodzi o mnie...
Widzisz, Jaśko? Warto było!
Luter napisał(a):
MacB napisał(a):Muszę samokrytycznie przyznać, że miałem takie samo wrażenie, jak to opisane w niezapomnianym Amadeuszu :) Cóż - wychodzi na to, że jestem nieprzygotowany na geniusz Polańskiego...

Tutaj nie do końca rozumiem. Czyżby w Amadeuszu zabrakło Ci czegoś w końcówce? Nie wierzę! Tym bardziej, że z ostatniego zdania wynika, że Amadeusza niejako przeciwstawiasz Rzezi w kontekście końcówki...
Tonietak. Znów byłem nieprecyzyjny. Chodziło mi o wrażenie opisane w Amadeuszu, a nie wrażenie z filmu Amadeusz. Piłem do rozmowy Salierego z Wolfgangiem po zdjęciu z desek opery bodajże Wesela Figara, gdy ów opisuje Mozartowi kondycję publiki wiedeńskiej tłumacząc genialnemu Twórcy, że nieumieszczenie mocnego akcentu na koniec arii uniemożliwia owej publice odpowiednio zareagować.
Ale chyba masz rację:
Luter napisał(a):końcówka Boga mordu powinna taka być, bo to jest sztuka o kondycji psychicznej współczesnego człowieka. No a w tym temacie nie ma przecież puenty.
Co zaś dotyczy Chinatown, to śmierć tamta istotnie puentą nie jest, ale właśnie takim akcentem, którego mi w Rzezi zabrakło. Ale - jak już wspomniałem - ja należę do tych, którzy nie wiedzą kiedy klaskać, gdy na koniec arii kompozytor nie umieści mocniejszego akcentu.
MacB napisał(a):
Luter napisał(a):Jeśli chodzi o mnie...
Widzisz, Jaśko? Warto było!
Zgoda.
Oglądaniu "Rzezi" towarzyszył mi syndrom Gałkiewicza - dlaczego, skoro Polański wielkim reżyserem jest (o czym nie trzeba mnie przekonywać), to jego film mnie nie zachwyca? Owszem, można się tu zachwycać i reżyserią, i grą aktorów, nieco mniej naciąganymi i przewidywalnymi rozwiązaniami dramatycznymi (np. chomik) - ale jako widz przez cały film zastanawiałem się: po co. O mrocznych zakamarkach duszy ludzkiej i sprzecznościach tkwiących w człowieku nie dowiedziałem się niczego nowego. Sztuki Yasminy Rezy nie znałem, na pewno może ona osiągnąć inny efekt w teatrze. Według mnie film nie wykracza poza bardzo sprawną etiudę reżysersko-aktorską, nie miałbym ochoty oglądać go drugi raz.
Miłośnikom X Muzy ;)
Gość sporo tego naprodukował, ale najlepszy jest chyba ten klip.
W końcówce zeszłego roku miałem niebywałą przyjemność obejrzeć ostatnie i ostatnie dzieło Beli Tarra pt. Koń Turyński. Historia jest wymyśloną kontynuacją możliwych losów konia, z którym w turyńskim okresie swojego życia zetknął się Nietzsche. Ten do szpiku kości przeżarty egzystencjonalista, radykalny antychrześcijanin, miał ponoć zlitować się nad biednym stworzeniem okładanym batami przez woźnicę, poczuć empatię, zapłakać nad jego losem i powiedzieć Boże, jaki ja byłem głupi!, czym de facto zaprzeczył całej swojej postawie i przekonaniom, które wyznawał do tego momentu. Według kilku źródeł scena z koniem jest też czasami przytaczana jako początek jego choroby psychicznej, z której nie udało mu się wyjść. Punktem wyjściowym historii jest zdanie wypowiedziane przez narratora:
Cytat:O ile wiemy, co później stało się z Nietzschem, to nie wiemy, co stało się z tym koniem. Oto jego historia.

Film sam w sobie jest niezwykle flegmatyczny. Mógłby uchodzić za przykład minimalizmu w minimalizmie. Ponad dwie godziny "akcji", a naliczyłem zaledwie dwadzieścia parę ujęć. Ale jakich ujęć! Nie rozpraszających kolorem, grających światłem, poetyckich, kipiących filozoficznymi dylematami, wywołujących burzę myśli i przez swoją powolność i powtarzalność dających się zatrzymać w sobie i zastanowić nad sobą, i ogólnie nad ludzką egzystencją.

Ja miałem to szczęście, że film mogłem obejrzeć w kinie i przez to efekt planowany przez reżysera dostał dodatkowego wymiaru, gdyż przypadkowa w sumie widownia po każdym z sześciu epizodów, które tworzą obraz, kurczyła się o kilkanaście osób, co uważnemu i wrażliwemu widzowi przypomniało, że te XIX-wieczne dylematy należy także odnieść do współczesnych nam czasów i kondycji dzisiejszego człowieka.

Mocna wizja reżyserska, geniusz operatorski oraz metafizyczne spoiwo czynią ten film - nie boję się użyć teo słowa - arcydziełem kina. Mam nadzieję, że Tarr zmieni zdanie i nakręci coś jeszcze, choć może ten film jest też o nim i dlatego powiedział, że jest ostatni (vide moje motto)?

Z niecierpliwością czekam na DVD!
Nie jest to co prawda film, ale wywiad wart obejrzenia. Niesamowicie wrażliwa i inteligentna postać owiana skandalem i na pewno zaszczuta przez niejednego. Bardzo wzruszające:

<!-- m --><a class="postlink" href="http://www.youtube.com/watch?v=2b0jtX8YWI4">http://www.youtube.com/watch?v=2b0jtX8YWI4</a><!-- m -->
<!-- m --><a class="postlink" href="http://www.filmweb.pl/film/Wszystkie+odloty+Cheyenne%27a-2011-530950">http://www.filmweb.pl/film/Wszystkie+od ... 011-530950</a><!-- m -->

Coś wspaniałego!
Jak ktoś lubi Tarantino, to tym bardziej polecam, bo to trochę momentami w tym klimacie.
Generalnie, i śmieszno, i straszno.
No i Sean Penn - wymiata!
Temat wprawdzie niekaczmarski, ale tu Hyde Park przecież. Trafiłem na fajny quiz filmowy; ogólnie prosty, ale na kilku tytułach się zaciąłem.

Zasada jest prosta - trzy obrazki należy skojarzyć z tytułem filmu.
Twórcy zagadki np. Gwiezdne Wojny zilustrowali tak:

[Obrazek: 06]

A film Casablanca tak:

[Obrazek: 33]

Taksówkarz to takie obrazki:

[Obrazek: 43]

A Matrix takie:

[Obrazek: 21]


Zaciąłem się na następujących:

[Obrazek: 26]

[Obrazek: 47]

[Obrazek: 08]

[Obrazek: 42]

[Obrazek: 32]

[Obrazek: 25]

[Obrazek: 30]

[Obrazek: 45]


Jakieś typy? Jakieś skojarzenia? Może kojarzycie obraz, ale nie pamiętacie tytułu? Za każdą pomoc będę wdzięczny (a wiem, że tu nie lada koneserzy filmowi zaglądają).
Te dwa ostatnie to może być "Kill Bill", no i "Batman", choć nie wiem czy to drugie nie jest z byt oczywiste w porównaniu do poprzednich zagadek. Natomiast czwarty zestaw od góry, obstawiałbym "Piękny umysł".
Ale pomysł fajny.
Stron: 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24