Przemysław Gintrowski na płycie "Odpowiedź" śpiewa poezję Herberta
Riposta Pana Cogito
-Nagrał pan "Odpowiedź", płytę z utworami Zbigniewa Herberta. Dlaczego tak późno? Przecież "Cesarza" i "Mur" śpiewał pan już w końcu lat 70.
-PRZEMYSŁAW GINTROWSKI: Widocznie musiałem dojrzeć do tej płyty i to dwojako; po pierwsze: chciałem ją zrobić w takiej właśnie formie muzycznej, z pełnym aranżem, a po drugie: potrzebna była złość, jaka ogarnia mnie na to, co się dzieje wokół i co się nam proponuje w sferze szeroko pojętej kultury. Nie bez kozery ta płyta nosi tytuł "Odpowiedź". Nie chodzi bowiem tylko o to, że znajduje się na niej tak zatytułowany utwór, ale płyta ta zawiera moją odpowiedź na to, co nas otacza; to jest też odpowiedź na rozrywkową ofertę telewizji, która ma swoją wizję świata, a ja mam swoją.
-Rozumiem, że są one nieprzystawalne. Na płycie obok wierszy Herberta śpiewanych przez pana od dawna są piosenki premierowe.
-Nie ma niektórych starszych utworów, takich jak "Ornamentatorzy", "Szwaczka", "Pan Cogito o postawie wyprostowanej". Nowe są m.in.: "Bajka ruska", "Pijacy", "Ścieżka", no i pierwsza piosenka na płycie - "Kołatka"
-Pierwsza i ostatnia.
-Tak, bo ten utwór zamyka też płytę. Na początek śpiewam go sam, od razu wykładając swój system wartości, a na koniec śpiewa "Kołatkę" dziecko. Wydało mi się interesujące, że tak deklaratywny, tak jasno stawiający sprawy wiersz, wykonuje dziecko, śpiewające o "suchym traktacie moralisty": "tak - tak, nie - nie". Wyrażam tym samym swoją nadzieję, że te wartości moralne, w których przynajmniej ja staram się wychowywać swoje dzieci, dla młodego pokolenia będą tak samo ważne jak dla nas. To taki znak zapytania z dozą nadziei.
-Głos dziecięcy słyszymy również w tytułowej "Odpowiedzi", niewątpliwie najważniejszym utworze płyty.
-Znalazł się on na wcześniej nagranej płycie "Raport z oblężonego miasta". Teraz, jak zresztą wszystkie inne piosenki, nagrałem go i zaaranżowałem na nowo, a przyszło mi jeszcze do głowy, żeby fragment "Odpowiedzi", z którego uczyniłem jakby refren piosenki, zaśpiewała moja 10-letnia córka Maria.
-Jak się zaczęła pana przygoda z wierszami Herberta?
-Z przykrością muszę stwierdzić, że choć uczyłem się w jednej z najlepszych wówczas szkół warszawskich, Liceum Ogólnokształcącym im. Tadeusza Rejtana, na lekcji polskiego nigdy nie padło nazwisko Herberta. Nie było go w programie szkolnym i z poezją tą zetknąłem się, dopiero kiedy studiowałem fizykę na Uniwersytecie Warszawskim. Były to moje drugie studia, druga połowa lat 70., nieśmiało zaczynały funkcjonować wydawnictwa podziemne i wpadł mi w ręce wydany przez kogoś zbiorek. Następnie, już bardziej metodycznie, zacząłem czytać i inne tomy Herberta, który przecież był wtedy normalnie wydawany, tyle że w ograniczonych nakładach i przez to trudno dostępny. Wkrótce też zacząłem pisać muzykę do tych wierszy. Z ich autorem poznałem się dużo później, w stanie wojennym.
-Czy Herbert znał już pańskie interpretacje?
-Nie. Przyniosłem mu kasetę; z początku nie był zachwycony. Uważał, i słusznie, że jego poezja jest sztuką skończoną, zamkniętą i nie potrzebuje muzyki ani śpiewu. Z czasem przekonał się. Myślę, może trochę nieskromnie, że w jakimś stopniu pomogłem spopularyzować te wiersze, szczególnie wśród młodzieży, a to musiało do pana Zbigniewa przemówić, choć w sumie o popularność nigdy przecież nie zabiegał. Moim zdaniem, Zbigniew Herbert miał pełną jasność tego, że przechodzi do kanonu kultury, literatury światowej, a czy stanie się to za jego życia, czy 50 lat po śmierci, nie interesowało go. Nie znaczy to, że był człowiekiem zadufanym w sobie, wręcz przeciwnie, promieniował wysublimowaną kulturą i równie wielkim wdziękiem w sposobie bycia.
-Szczególnie trudną drogę do odbiorców krajowych miał wydany w Paryżu w latach 80. "Raport z oblężonego miasta".
-Z "Raportem..." wiąże się dość zabawna historia. Otóż, w stanie wojennym dostałem od kogoś maszynopis z nie podpisanym wierszem. Ten, kto mi go dał, nie wiedział, czyj to utwór. Poetyka i styl Herberta są tak wyraziste, że od razu pomyślałem, że to jego utwór. Traf chciał, że parę dni potem byłem z nim umówiony. Wziąłem ten wiersz. Rozmawiamy o czymś i w pewnej chwili mówię: "Panie Zbigniewie, wydaje mi się, że mam wiersz, który pan napisał". Herbert przeczytał ten, długi zresztą, wiersz i orzekł: "Nieźle napisane, ale to nie ja". No, skoro tak mówi, to położyłem uszy po sobie, myśląc, że komuś udała się genialna podróbka. Spotkanie nasze trwało jeszcze jakiś czas, w końcu pożegnaliśmy się i pan Zbigniew zamknął za mną drzwi. Mieszkał na parterze, więc schodzę jeszcze te pięć schodków, gdy otwierają się drzwi od mieszkania, ukazuje się głowa pana Zbigniewa i słyszę: "Panie Przemysławie, a o tym wierszu to pomyślę, bo może to jednak ja napisałem".
-Czy na "Odpowiedzi" skończą się pana związki z poezją Zbigniewa Herberta?
-Nie, jest kilka jego wierszy, do których przymierzam się od lat. Utworem, do którego dziesięć razy napisałem muzykę i za każdym razem wyrzuciłem ją do kosza, jest "Tren Fortynbrasa". To cudowny wiersz, który bardzo chcę zaśpiewać, tylko że jeszcze nie znalazłem do niego muzyki. Ale twierdzę, że każda poezja ma swoją muzykę, którą trzeba złapać za ogon z powietrza, i tyle.
Rozmawiał Krzysztof Masłoń
"Rzeczpospolita
Lodbroku:niestety, nie zanotowałem w którym numerze "Rzepy" ukazał się ów wywiad, który teraz przedstawiam ci w całości. Jeżeli chodzi o rok, to musi to być z całą pewnością 2000. Zaznaczę tylko, że np. "Tren Fortynbrasa" do którego już Przemek napisał muzykę i kilka razy ową pieśń wykonywał, znajdzie się na jego najnowszej płycie pt:" Kanapka z człowiekiem". Pozdrawiam
