Liczba postów: 206
Liczba wątków: 11
Dołączył: Jul 2004
Reputacja:
0
Nurtuje mnie pewien wątek natury filozoficznej, w stosunku, do którego trudno jest mi określić właściwą postawę, a jeśli już do takowej dochodzę, to nie jestem pewien, czy nie jestem aby zbyt krótkowzroczny. Czy nie pomijam jakiś aspektów.
Założenia:
Najważniejszym celem w życiu człowieka jest dążenie do szczęścia, osiągnięcie go i jeżeli to możliwe jak najdłuższe w nim trwanie.
Szczęście jest pojęciem subiektywnym. Oznacza dla różnych ludzi co innego, dlatego nie możemy mówić, że ktoś określający coś jako jego szczęście jest w błędzie.
Teza:
Człowiek, który osiągnął szczęście i który nie szkodzi innym, jeśli tego chce to powinien w tym trwać nie zależnie od tego, co uważają inni.
W społeczeństwie przyjęty jest ogół zasad moralnych, postaw uznawanych za wartościowe oraz takich, które, mówiąc eufemistycznie, są postrzegane jako złe. Złem nazywane jest często także takie postępowanie, które nikomu nie szkodzi. Tzn szkodzi w mniejszym lub większym stopniu tylko osobie zainteresowanej, ale w przypadku, który mnie inspiruje do takich przemyśleń, ta osoba jak najbardziej zdaje sobie sprawę z tego i z pełną odpowiedzialnością godzi się na to, ponieważ w tym widzi swój sens życia. Jeżeli szczęście jest pojęciem subiektywnym to nikt nie ma prawa mówić " to nie jest prawdziwe szczęście, tylko ci się tak wydaje" (tzn ma prawo mówić, co komu się tam żywnie podoba, ale co to kogo obchodzi). A i jeszcze z góry wykluczam w rozważaniach takie podejście, że sobie może i nie szkodzi, ale może szkodzić bliskim. Dlaczego? Gdyż ich nic nie obchodzi, a nawet jeśliby obchodziło to zrozumieliby, że ta osoba w ten sposób czuje się szczęśliwa i uszanowaliby to, bo cóż jest w życiu ważniejszego?
Życie jest krótkie, można je przeżyć nie doświadczywszy w nim nic wartego zapamiętania. W takim razie trzeba uparcie szukać. A jeśli się znalazło, a wszyscy mówią: Jesteś głupi, a to co robisz jest złe? Olać ich.
Prawdą może być, że w tym przypadku jego życie może ulec skróceniu, ale czy lepiej mieć długie nudne życie, czy krótsze, ale zajebiście treściwe?
To jest rozważanie b. indywidualne, ponieważ w różnych sytuacjach można szukać różnych aspektów, które jednak komuś brużdżą, ale jeśli takowych się nie znajdzie? Zignorować system społecznych wartości moralnych. Nie zawsze to co powszechne musi być słuszne.
Prosiłbym o komentarze wszystkich, którzy mają coś do powiedzenia.
tz
Liczba postów: 130
Liczba wątków: 15
Dołączył: Aug 2004
Reputacja:
0
Hmm po przeczytaniu kilka razy Twego tekstu dochodze do wniosku obserwując ulice za oknem, że jest on jedyną myślą filozoficzną dla tych osób jezeli wiedząc wogóle co to jest takiego filozofia. Jednak nie wiem czy pomoże Ci opinia urodzonej pesymistki ale ocenisz to sam.
Ukierunkowując to do mnie:
Całe założenie o szukaniu szczęścia według mne jest błędne, patrząc na to w sposób świadomy, bo i tak i tak wiem że każdy człowiek w gruncie rzeczy poszukuje nawet nieświadomnie szczęsialub czegoś co je bedzie przypominać lub dawać tę same uczucie co szczęście, o czym się przekonałam nie tak dawno zaledwie, bo raptem w nocy z soboty na niedzielę. Niezależnie do czego człowiek dąży to jeżeli usiagnie swój cel i bedzie starał sie go utrzymać to będzie to ogromny osiagnęsiem z jego strony. Ale czy osiągnięcie takiego statu ducha jest wogóle możliwe? Szczęścia które będzie w stu prosentach prawdziwe i nie pociągające za sobą tragedii?Absolutnego szczęścia czy jakiegokolwiek stanu ducha nie da sie osiagnąć w pełni, a jeżeli już to tylko na krótką chwilę porównywalną do błyskawicy.JEżeli człowiek będzie dązły do utrzymania szczęścia to będzie tym szkodził nie tyle co bliskim ale całemu społeczeństwu nieświadomie lub świadomie wszystko zalezy od stopnia poznania swiata. Nie da się tego wykluczyć chyba ze przypadek o którym piszesz jest to człowiek mieszkający na bezludnej wyspie bez rodziny bliskich znajomych czy kogokolwiek. Podobno największe szczęsie można odnależc w drugm człowieku. Odizolowując tego kogoś od społeczeństwa utraci on swoje szczęsie na rzecz samotności. Pozostawiając go razem z innymi ludźmi nieustannym dązeniem do celu będzie wraz z wiekim bedzie zmieniać sie to co owa osoba uważa za absolutne szczęsie.
Może i gdyby udało sie odizolowac od bliskich to czy działa to w druga stronę? Nie gdyz świat zachował jeszcze szczypnę odruchów ludzikich i od czasu do czasu zwraca uwagę na ludzi i otaczający nas świat.
Życieludzkie w kazdej chwili może ulec skróceniu i nie wiadomo kiedy przyjdzie śmierć ale czy można poświęcić sałego siebie na szukanie szczęści a jeżli poszukiwania dobiegną końca i to beż rezultatu albo nastąpi to pod sam koniec ludzkiego życia to czy wystarczy czasu aby nacieszyć się szczęsciem?
Według mnie i tego jakie mocje są kumulowane w moim mózgu to moge na dzień dzisiejszy i parę dni w przyszłośc powiedziec ze lepiej życie spędzić długie i nieciekawe niż marnować je na poszukiwanie czegoś czego i tak i tak nie ma.
System jest manipulacją pojedynczej jednostki, która jest człowiek, przez cała resztę społeczeństwa, wpajanie mu na siłę rzeczy z którymi prawdopodobnie nigdy by sie nie zgodził i których by ne przyją. Niezaleznie od obranej drogi trzeba olać system a jak nie to w jak największym stopniu ograniczyć jego wpływ na życie ludzikie.
Ps. Może odnajdziesz co kolwiek z mego powyższego wywodu, a jeżeli są to puste słowa to spróbuj na jakiś czas zapomniec o tym wszystkim a póżniej dopiero przystąpic jeszcze raz do interpretacji czasami to działa.
...wszyscy ujrzą grubą nić,
Ktoś ci założy ją na szyję
I może wtedy zaczniesz żyć.
Liczba postów: 206
Liczba wątków: 11
Dołączył: Jul 2004
Reputacja:
0
Witko, widzę emocję kumulujące się w twoim mózgu. Wyraziły się w masie litrówek, błędnie użytych spacji itp. Ale co tam jakoś przebrnąłem.
Postulujesz nieistnienie stanu szczęścia absolutnego, w którym nic nam nie będzie przeszkadzać. Zgadzam się, taka idea to nie na nasze ziemskie warunki. Pisząc o szczęściu w poprzednim poście nie taki stan miałem na myśli. Chodziło mi o szczęście ludzkie, zwyczajne. W życiu możemy doświadczać przykrości zmagać się z problemami codzienności, a jednak czuć się szczęśliwi. Błogosławić wszystkich i wszystko za to, że żyć możemy i to właśnie w taki sposób. I to wydaje mi się możliwe do osiągnięcia i to własnie dążenie do takiego stanu (dla każdego oznacza on co innego) jest celem życia. Wyobrażam sobie jak takie stwierdzenie: co jest sensem życia, musi wyglądać płodzone przez młodzieniaszka, ale co mi tam.
Witka napisał(a):Podobno największe szczęsie można odnależc w drugm człowieku.
Podobno. Mam taką nadzieję. Jednak, co dla mnie lub dla Ciebie jest największym szczęściem dla kogoś innego wcale nim być nie musi. To jest właśnie ten subiektywizm szczęścia, o którym pisałem.
Witka napisał(a):Pozostawiając go razem z innymi ludźmi nieustannym dążeniem do celu będzie wraz z wiekim bedzie zmieniać sie to co owa osoba uważa za absolutne szczęsie
Jasne, ale póki widzi się coś w danej chwili jako własne szczęście to należy do tego określonego w danej chwili dążyć.
Witka napisał(a):Według mnie i tego jakie mocje są kumulowane w moim mózgu to moge na dzień dzisiejszy i parę dni w przyszłośc powiedziec ze lepiej życie spędzić długie i nieciekawe niż marnować je na poszukiwanie czegoś czego i tak i tak nie ma.
A mi się wydaje, że własnie warto poszukiwać czegoś choćby i tego nie było lub nie bylibyśmy tego w stanie znaleźć. JA takiego życia nie uznałbym za zmarnowane, bo miało cel. Jednak, wyżej już pisałem, że w tym przypadku chodzi mi o szczęście ludzkie, ziemskie, osiągalne.
Tomku, dzisiaj niestety się nie włączę w tę rozmowę, bo nie mam czasu, jedynie przeczytałem zwabiony filozoficznością wątku. Może jutro, chyba że moce filozoficzne opuszczą mnie w nocy z poniedziałku na wtorek.
Ciekawi mnie tylko opozycja – życie krótkie i zajebiste albo długie i nudne. Dlaczego nikt nie chce mieć życia długiego i zajebistego? Ja sam znam takich, co je wiodą, więc pewnie jedno drugiego nie wyklucza.
Pozdrawiam
Liczba postów: 206
Liczba wątków: 11
Dołączył: Jul 2004
Reputacja:
0
teraz jak to piszę jest jeszcze później niż wtedy gdy ty pisałeś swoje i w związku z tym moje moce mnie napewno opuszczają, a nawet że tak powiem chrapią już głośno od godziny. W zasadzie można mieć jedneo i drugie, racja, ale nie często się to zdaża. Natomist nie wiemy jak nasze życie będzie wyglądało w przyszłości ( no chyba że któś już stoi nad grobem i ma wszystko w tyle), może się okazać że no niestety mieliśmy niefart i trafiło nam się życie do dupy, albo sami je sobie takim uczyniliśmy i wtedy co? Plujemy sobie w brodę: A mogło być tak pięknie. Mogło ale nie musiało. Prawda. Ale mogło, a jęśliby było? Zaryzykować? Myślę że tak.
Niewiedza na temat przyszłości dotyczy każdej długości życia, a zmarnowanych życiowych szans żałują po latach prawie wszyscy. Nie da się przed tym uchronić, zawsze coś zaprzepaścisz, zawsze stracisz i to coś takiego, w czym zorientujesz się długo po czasie, bo inaczej byś nie stracił tego, widząc w porę. Z tysięcy potencjalnych możliwości człowiek może wybrać tylko jedną – i to jest przyczyna. Więc inaczej być nie może z powodu praw fizyki. Poniekąd jest to też odpowiedź na temat osiągalności szczęścia. Człowiek jest śmiertelny i to wyklucza szczęście pełne i niezakłócone, czyli trwałe (co nie znaczy, że życie nie może być piękne). A co nietrwałe, zawsze doskwiera. Można bywać szczęśliwym, o ile komuś nie dokucza świadomość, że to z natury przemijające. Poczucie szczęścia nie zależy raczej od okoliczności (nie tyle, w kazdym razie), tylko od różnych duperelek w mózgu, które biegają sobie w radosnych podskokach albo wloką się smętnie. Może trzeba inaczej postawić pytanie, nie wiem?
Liczba postów: 130
Liczba wątków: 15
Dołączył: Aug 2004
Reputacja:
0
Wybacz ale nie chciałm poprawiać, bo jakbym to zaczęła robić to prawdopodobnie moje może coś warte przypuszczenia straciłyby cały sens.
...wszyscy ujrzą grubą nić,
Ktoś ci założy ją na szyję
I może wtedy zaczniesz żyć.
Liczba postów: 8
Liczba wątków: 0
Dołączył: Nov 2004
Reputacja:
0
Witam
+ grzeczny dyg w stronę Zbycha
Tak sobie czytam i czytam te posty i przyznać muszę, że niewiele z nich rozumiem bo jakieś takie od rzeczy mi sie wydają, ale ze temat głeboki to i mnie za to nie gańcie. Co nieco jednak do mnie dotarło, więc w oparciu o to przedstawię swoje stanowisko w tej jakze bliskiej każdemu człowiekowi sprawie...
Tomek napisał i zgodzę się z nim bez 2 zdań że:
tomekzemleduch napisał(a):Szczęście jest pojęciem subiektywnym. Oznacza dla różnych ludzi co innego, dlatego nie możemy mówić, że ktoś określający coś jako jego szczęście jest w błędzie.
Napisał również:
tomekzemleduch napisał(a):Najważniejszym celem w życiu człowieka jest dążenie do szczęścia
i właśnie dlatego postanowiłam sie włączyć do dyskusji, bo odnoszę wrażenie że nie do końca rozumie co napisał.
Być może to dziwnie zabrzmi, ale ja nie znam człowieka, który osiągnął szczęście (jako konkretny wyznaczony sobie cel) i jest szczęśliwy. Owszem, ogarnia go to błogie uczucie spełnienia, radości i spokoju ale równocześnie pojawia się coś w kształcie lekkiej goryczki na temat: "coś jest juz za mną" oraz "i co dalej?" Właśnie owa goryczka może kłaść się długim cieniem na poczuciu szczęścia tych, którzy nie uznają jej jako nieodłącznej jego części.
..."i co dalej?" Stawiamy więc sobie następny cel, potem następny...Realizujemy je, potwierdzamy siebie, "wiemy po co zyjemy" jednocześnie połykając dawki smutku (bo przecież miałem być szczęśliwy), rozgoryczenia (innym to samo przychodzi bez wysiłku) i chwil strachu kiedy jedna droga sie skończyła a nastepnej jeszcze nie widać. Taka postawa jak dla mnie ma się nijak do upragnionego szczęścia a i zapominać nie wolno o widmie stania nad grobem, bo ten czeka na każdego, choć nie wiemy w którym miejscu (czyt.czasie). Tak czy inaczej odwrócimy się za siebie - choć pewien poeta przestrzegał aby nigdy tego nie robić - i wtedy przyjdzie smutna refleksja, o której słusznie pisał Zbych. Dodam od siebie pytanie: czy będziemy pamietać, czy będziemy mieli czas przypomnieć sobie wszystkie te rzeczy/osiągnięcia które teraz mówią nam po co żyjemy, czynią szczęśliwymi?
"Ja się na tej muzyce nie znam, ale tak na słuch i zdrowy rozsądek" uważam, że należy wyznaczać sobie CEL -najlepiej nieosiagalny- i dążyć do niego, nie skupiając się zbytnio na nim, lecz na samym dążeniu (DRODZE do celu). Wtedy droga stanie się celem. Przemierzając ją wytrwale (byle nie tam i z powrotem ), kształtujemy swój charakter, przemy do przodu i jakby automatycznie jesteśmy cały czas u celu.
Podsumowując:
Celem nad celami jest droga do celu. (to wyczytałam z pierwszych słów założeń Tomka)
Nie szczęście powinno być celem ale praca jaką wkłada się w osiągnięcie go. Wtedy można być szczęśliwym zawsze.
PS.
Czy nie sa znane przypadki samobójstw u osób przyjmujących preparaty pobudzajace wydzielanie endorfiny?
Liczba postów: 28
Liczba wątków: 0
Dołączył: Oct 2004
Reputacja:
0
cicha napisał(a):"Ja się na tej muzyce nie znam, ale tak na słuch i zdrowy rozsądek" uważam, że należy wyznaczać sobie CEL -najlepiej nieosiagalny- i dążyć do niego, nie skupiając się zbytnio na nim, lecz na samym dążeniu (DRODZE do celu)
8)
Ale dużo piszecie. Ja napisze może troche mniej.
Tak naprawdę, to my przecież nie chcemy być szczęśliwi. Za bardzo lubimy się uzależniać od osób i rzeczy.
Bo bycie szczęśliwym może wcale nie być takie trudne i nieosiągalne, tylko napewno wiąrze się z pewnymi wyrzeczeniami..
No, mniej wiecej tyle chcialem
PS. Jak ktoś się nie zgadza z tym, ze nie chcemy być szczęśliwymi taki test. Zamknij oczy i wyobaź sobie tą jedyną, tego jedynego. W jakims romantycznym miejscu 8) . I teraz powiedz "No mała, żegnam, na mnie czas, ide być szczęśliwy...."
Pozdro
Gruźliku,
Nie wciągaj wilgoci !
Droga Cicha (Droga Cicho? Nie wiem, jak Cię odmieniać w wołaczu) ja także Ci się kłaniam. Też zdaje mi się jak Tobie, że droga do szczęścia może być naszym jedynym szczęściem. Powodowałoby to zresztą wiele korzystnych implikacji, np. że nieźle być przyzwoitym człowiekiem, bo to po drodze albo że cel nie uświęca środków, skoro one również są celem. Itd. O tych samobójstwach nic nie wiem, ale to interesujące. Tak bywa czy tylko pytasz o to?
Na marginesie dodam, że myśli się: „No tak, lipiec 1991 to najszczęśliwszy miesiąc w moim życiu. Dlaczego zauważam to w grudniu 2004?” Ale zdaje się, że wtedy było to nie do zauważenia z powodu tuzina utrudniających skupienie szczegółów. Przez dwa dni padało, nie można było kupić zimnego piwa, komary gryzły wieczorami, skaleczyliśmy się w nogę szkłem z dna jeziora... Kto by przypuścił, że te uciążliwości okażą się nieważne wobec sedna spraw.
Twój eksperyment Rif Rafie jest źle ustawiony. W takiej sytuacji, jaką opisujesz, jedyne logiczne zdanie do powiedzenia, to: „Zostaję, żeby być szczęśliwym.” Niezależnie, co z tego wyniknie obiektywnie. Może to niemądre złudzenia, ale na pewno nie niechęć do szczęścia.
Bywają pewnie ludzie, którzy nie lubią być szczęśliwymi, poświęcają się, trudzą, umartwiają aż do świętości – ale sporo z nich z tego czerpie szczęście.
Ot, perwersja ludzka!
Znacie zapewne słynną rozmowę masochisty z sadystą? Masochista mówi: „Pobij mnie, och, pobij! Mocno, do krwi, żeby bolało!” Na co sadysta bez litości: „Nie!”
Pozdrawiam
Liczba postów: 206
Liczba wątków: 11
Dołączył: Jul 2004
Reputacja:
0
Witam, (grzeczny dyg w stronę cichej, głuchej i w stronę krzesła) {[hide] żart [/hide]}
cicha napisał(a):Być może to dziwnie zabrzmi, ale ja nie znam człowieka, który osiągnął szczęście (jako konkretny wyznaczony sobie cel) i jest szczęśliwy. Owszem, ogarnia go to błogie uczucie spełnienia, radości i spokoju ale równocześnie pojawia się coś w kształcie lekkiej goryczki na temat: "coś jest juz za mną" oraz "i co dalej?" Właśnie owa goryczka może kłaść się długim cieniem na poczuciu szczęścia tych, którzy nie uznają jej jako nieodłącznej jego części.
..."i co dalej?" Stawiamy więc sobie następny cel, potem następny...Realizujemy je, potwierdzamy siebie, "wiemy po co zyjemy" jednocześnie połykając dawki smutku (bo przecież miałem być szczęśliwy), rozgoryczenia (innym to samo przychodzi bez wysiłku) i chwil strachu kiedy jedna droga sie skończyła a nastepnej jeszcze nie widać. Taka postawa jak dla mnie ma się nijak do upragnionego szczęścia a i zapominać nie wolno o widmie stania nad grobem, bo ten czeka na każdego, choć nie wiemy w którym miejscu (czyt.czasie).
powiało schopenhaueryzmem, tak że chyba przeziębienia dostanę
Osobiście nie pasuje mi ta filozofia, jestem życiowym optymistą (być może dlatego że jeszcze nie oberwałem od życia po łbie), a ona jest tak okrutnie dołująca i nie pozostawiająca żadnej nadziei, że po prostu odrzucam ją z miejsca
Wyznaczasz cel, osiągasz go, czujesz spełnienie a potem natychmiast pustkę, wyznaczasz kolejny cel i znowu go osiągasz i tak w kółko... Nie masz czasu i możliwości żeby być szczęśliwym, ponieważ ciągle do tego szczęścia dążysz - tak ty to przedstawiłaś ( nie przeinaczyłem chyba?) a zaraz potem piszesz:
cicha napisał(a):Celem nad celami jest droga do celu. (...) Nie szczęście powinno być celem ale praca jaką wkłada się w osiągnięcie go.
Całe szczęście, że zauważyłaś, że i ja pozostawiłem taką możliwość. Dążenie do celu (szczęścia) osiągnięcie go i trwanie w nim wymieniałem po przecinku.
cicha napisał(a):Czy nie sa znane przypadki samobójstw u osób przyjmujących preparaty pobudzajace wydzielanie endorfiny?
żadnych danych na ten temat nie mam (kucze ten mój wywiad) ale za to dostałem cynk, że zwiększa się liczba samobójstw jak halny wieje,
A tak na marginesie to w zasadzie miałoby to swoje logiczne uzasadnienie jeśliby były takie przypadki znane (o adrenalinę mi chodzi)
zbych napisał(a):Niewiedza na temat przyszłości dotyczy każdej długości życia, a zmarnowanych życiowych szans żałują po latach prawie wszyscy. Własnie tylko, że często jest tak, że żałują tych pojedynczych niewykorzystanych szans a często całego straconego życia
zbych napisał(a):Można bywać szczęśliwym, o ile komuś nie dokucza świadomość, że to z natury przemijające.
No własnie, to jest zasada, którą się ta osoba kieruje (ta wiecie z mojego 1 posta)
Don't worry, be happy! Do mnie to też przemawia tylko, że ja na szczęście ( subiektywnie) to szczęście znalazłem gdzie indziej. ( a może dopiero znajdę, kto tam ich wie)
zbych napisał(a):Poczucie szczęścia nie zależy raczej od okoliczności (nie tyle, w kazdym razie), tylko od różnych duperelek w mózgu, które biegają sobie w radosnych podskokach albo wloką się smętnie.
A zwą się neurotransmitery. "I zobaczył On, że były dobre."
Rif_Raf napisał(a):Tak naprawdę, to my przecież nie chcemy być szczęśliwi.
JA naprawdę chcę być szczęśliwy. A ten test nie działa. Zamykam oczy i ciągle widzę laboratorium chemiczne. Nie, ale poważnie to zgadzam się ze zbychem, ja bym powiedział: No, mała zostaję i uczynię Cię szczęśliwą.
Tomekzemleduch jeden ogranicza moje prawa do szczęścia i dyskusji ukrywając wiadomości. Dobrze, swój honor mam, mogę przestać. Wiem, jak być szczęśliwym, ale teraz już na pewno nie powiem. Żadnych błagań!
Na koniec ukryta wiadomość tylko dla niezarejestrowanych. Zarejestrowani nigdy jej nie zobaczą i niezarejestrowani tajnie zarejestrowani udający że niezarejestrowani także.
„
„
Dobre, nie? (Mówię do niezarejestrowanych naprawde.) Teraz wystarczy tylko przeciąć na pół i zakopać w popiele. Oni się nie zorientują, zwłaszcza po szesnastej.
Pozdrawiam
Liczba postów: 2,726
Liczba wątków: 61
Dołączył: Jul 2004
Reputacja:
0
E tam Zbychu.. :wink: Ja jestem zarejestrowany i też nie wiem co On tam zaszyfrował. Bynajmniej u mnie się nie wyświetla .
Być wciąż spragnionym - to nektar istnienia.
Liczba postów: 28
Liczba wątków: 0
Dołączył: Oct 2004
Reputacja:
0
lodbrok, bo z tego co wiem to dziala tak, ze trezba byc zarejestrowanym I trzeba odpowiedziec w danym temacie. Tak, ze juz bedziesz wiedzial co on tam pisze A nie pisze nic co wnosi cos do dyskucji... hehe...
Dobra, bo widze, ze sie nie rozumiemy. Przynajmniej nie do konca.
Powiecie zostan mala, bo tak jest chyba najprosciej. A nie chcemy tak naprawde byc szczesliwi, bo to by sie wiazalo z odrzuceniem pewnych rzeczy, do ktorych sie zbyt przywiazalismy.
No bo, czy tylko w miłości możemy znaleźć szczęście? Wydaje mi się, że nie. Wydaje mi się, że tak naprawdę to nic nam nie może dać szczęścia, jak nie my sami. Pieniądze, popularność, ba, nawet druga osoba.... to nam chyba nie da prawdziwego szczęścia( hehe, śmiesznie to brzmi ). Bo to by oznaczało, że szczęście jest z czymś powiązane. Z większą ilością pieniędzy, z łądniejszą kobietą.
A ja uważam, że nic nie warunkuje nam szczęścia. Bo jeśli coś je warunkuje, to zawsze bedą ci co mają tego więcej- wtedy bedziemy zgorzchniali, i napewno ci co maja tego czegos mniej- po tej stronie jest pycha.
Późno jest, siedziałem nad dziwnymi książkami, więc jeśli coś się wydaje niezruzumiałe, postaram się wyjaśnić.
Pozdrawiam i zapraszam do prawdziwej dyskucji
Gruźliku,
Nie wciągaj wilgoci !
Liczba postów: 2,726
Liczba wątków: 61
Dołączył: Jul 2004
Reputacja:
0
Fakt, działa . Jak zwykle dałem się nabrać na techniczną nowinkę... :|
Być wciąż spragnionym - to nektar istnienia.
Liczba postów: 315
Liczba wątków: 1
Dołączył: Aug 2004
Reputacja:
0
Rif_Raf napisał(a):Pieniądze, popularność, ba, nawet druga osoba.... to nam chyba nie da prawdziwego szczęścia( hehe, śmiesznie to brzmi ). Bo to by oznaczało, że szczęście jest z czymś powiązane. Z większą ilością pieniędzy, z łądniejszą kobietą.
A ja uważam, że nic nie warunkuje nam szczęścia. Bo jeśli coś je warunkuje, to zawsze bedą ci co mają tego więcej- wtedy bedziemy zgorzchniali, i napewno ci co maja tego czegos mniej- po tej stronie jest pycha.
Dlaczego mamy być zgorzkniali kiedy okaże się że ktoś ma od nas więcej czegoś co uważamy za powód naszego szczęścia?...
Moim zdaniem już samo takie założenie jest błędne... no chyba ze mówisz wyłącznie o rzeczach materialnych... no tu bym się wtedy zgodził że jeśli wszystko by zależało od tego kto ma ładniejszą dziewczynę to moja zazdrość w stosunku do kumpla który wyrwał fajniejszą laskę na imprezie mogłaby zaprzepaścić moje poczucie samczej wyższości...
Inaczej sprawa się ma gdybym uzalezniał swoje szczęście od powiedzmy udanego związku... (tu wchodzą w grę uczucia które nieco gryzą się z zawiścią... weźmy taką miłość... no nie?...)
Nie wyobrażam sobie sytuacji w której sielanka życia rodzinnego zakłócona byłaby przez sielankę życia rodzinnego sąsiada... (i tu znowu byłbym w stanie się zgodzić że gdyby sąsiad zarabiał dwa razy tyle co ja to moje szczęście z bogactwa mogłoby zostać zachwiane...)
Pozdrawiam...
Mateo Strunnik
Liczba postów: 8
Liczba wątków: 0
Dołączył: Nov 2004
Reputacja:
0
<!-- m --><a class="postlink" href="http://www.silken.art.pl/zycie.php">http://www.silken.art.pl/zycie.php</a><!-- m -->
Dokładnie to miałam na mysli pisząc droga = praca = kształtowanie charakteru. Możecie się ze mna zgodzić lub nie, ale właśnie ta praca (droga) jest dla mnie najważniejsza.
zbych napisał(a):„No tak, lipiec 1991 to najszczęśliwszy miesiąc w moim życiu. Dlaczego zauważam to w grudniu 2004?”
Kiedy w mojej głowie pojawiają tego typu - poniekąd smutne- spostrzeżenia oznacza to (dla mnie), że nieświadomie zmieniłam drogę lub cel.
Co do samobójców, to rzeczywiście nie wiem jak sie mają dane statystyczne. Podejrzewam jednak ze tego typu nieszczęścia zdarzają się, szczególnie jeśli lekarz podejmie niewłaściwą kurację lub nie podejmie jej wcale. Moze jednak nie należy sprowadzać wszystkiego w człowieku do biologii...
Jeśli chodzi o "odmienianie mnie przez przypadki" to sama mam z tym nie lada problem. Moze znalazłby się jakiś uprzejmy absolwent polonistyki, na tym wyjątkowym (z racji osoby i twórczości J.K.) forum, chetnie służacy radą.
tomkuzemleduchu rośmieszyłeś mnie.
To tyle.
Pozdrawiam
Czy jestem Sarą, czy gram Sarę?
Liczba postów: 206
Liczba wątków: 11
Dołączył: Jul 2004
Reputacja:
0
<!-- m --><a class="postlink" href="http://www.silken.art.pl/zycie.php">http://www.silken.art.pl/zycie.php</a><!-- m -->
Rzeczywiście ładne. Szczególnie dwa ostatnie wersy. I pamiętaj: Dąż do szczęścia.
cicha napisał(a):Jeśli chodzi o "odmienianie mnie przez przypadki" to sama mam z tym nie lada problem. Moze znalazłby się jakiś uprzejmy absolwent polonistyki, na tym wyjątkowym (z racji osoby i twórczości J.K.) forum, chetnie służacy radą.
zbychu no co jest? Naprawde nie dasz rady? Popisz się.
cicha napisał(a):tomkuzemleduchu rośmieszyłeś mnie.
Znaczy dobrze tak? Mam się cieszyć, bo to jest komplement oznaczający, że jestem zabawny? Wcale nie chodzi Ci o to, że jestem śmieszny? Wcale a wcale? JA jestem po prostu zabawny inaczej. Właśnie dlatego po tym tekście o cichej i głuchej dopisałem: żart, a zrobiłem to, ponieważ stałem się uprzedzony w stosunku do własnego poczucia humoru. Zbychu skoro już wiesz, co ukryłem przed twoimi oczami (niespecjalnie, nie wiedziałem, że niezarejestrowani użytkownicy tego nie zobaczą, myślałem, że ty to przeczytasz, bo odpowiedziałeś na mojego posta), możesz zdradzić jaka jest twoja recepta na szczęście ( choć nam pewnie się na nic nie przyda, bo Tobie już pewnie ją refundują)
Rif_Raf napisał(a):Powiecie zostan mala, bo tak jest chyba najprosciej.
JA powiedziałem, że powiedziałbym jej, że to ja zostaję! A co ona by w tej sytuacji zrobiła to już jest sprawa drugiej wolnej woli.
Rif_Raf napisał(a):A nie chcemy tak naprawde byc szczesliwi, bo to by sie wiazalo z odrzuceniem pewnych rzeczy, do ktorych sie zbyt przywiazalismy.
Mówisz wciąż o tym szczęściu nierealnym, nieosiągalnym. A ja się już z tym zgodziłem, że ono jest poza naszym zasięgiem, dlatego też nie chcemy być w ten sposób szczęśliwi. Gdybyśmy do takiego szczęścia dążyli to rzeczywiście wymagałoby to od nas masę wyrzeczeń, co z pewnością by nas odstraszyło. Natomiast szczęście, o którym pisałem wyżej jest powiązane z bytem materialnym i rzeczy materialne wcale mu nie muszą przeszkadzać, skoro w dużej części to własnie na nich się to szczęście opiera.
Rif_Raf napisał(a):Późno jest, siedziałem nad dziwnymi książkami
a co nie miały w środku literek, tak? Mi też się to czasem zdarza
Mateo napisał(a):Dlaczego mamy być zgorzkniali kiedy okaże się że ktoś ma od nas więcej czegoś co uważamy za powód naszego szczęścia?
Szczęście, nawet to materialne (ziemskie), jak dla mnie, jest zawsze absolutem. Czymś najwyższym. Jeśli jestem szczęśliwy, to znaczy że bardziej być nie mogę ( chodzi mi o ten główny czynnik uszczęśliwiający nas, np. miłość). Jeśli zazdroszczę komuś jego dziewczyny, mówiąc jednocześnie że jestem szczęśliwy ze swoją, to wydaje mi się, że prawda jest inna.
Liczba postów: 315
Liczba wątków: 1
Dołączył: Aug 2004
Reputacja:
0
tomekzemleduch napisał(a):Szczęście, nawet to materialne (ziemskie), jak dla mnie, jest zawsze absolutem. Czymś najwyższym. Jeśli jestem szczęśliwy, to znaczy że bardziej być nie mogę ( chodzi mi o ten główny czynnik uszczęśliwiający nas, np. miłość). Jeśli zazdroszczę komuś jego dziewczyny, mówiąc jednocześnie że jestem szczęśliwy ze swoją, to wydaje mi się, że prawda jest inna.
Dokładnie to miałem na myśli...
Nikt nigdy nie będzie miał więcej ode mnie MOJEGO szczęścia...
Bo MOJA miłość jest nieprzeliczalna na miłość sąsiada z naprzeciwka...
Tu nie może być mowy o jakichkolwiek porównaniach czy tez zawiści...
Pozdrawiam...
Mateo Strunnik
Odpowiadam na pytania Tomkiegozemleduchego.
Pierwsze: nie wiem.
Drugie: nie wiem, skąd niby wiem? Ja wiem, że nie wiem.
Trzecie: Nie wiem, jak zacząć? Długo by opowiadać.
Czwarte: Bądź wierny! Idź do sąsiadki.
Piąte: pozdrawiam.
Na tym się kończy to pół dekalogu pisane w niemałym trudzie i ku pokrzepieniu serc.
W filmie Mela Brooksa Mojżesz dostaje pięć kamiennych tablic, suma piętnaście przykazań, ale nie może ich udźwignąć schodząc z góry Synaj, więc jedną ukradkiem ciepie w krzaki. Więc pięć też wystarczy, bo dziś ludzie jeszcze słabsi.
Liczba postów: 206
Liczba wątków: 11
Dołączył: Jul 2004
Reputacja:
0
Wybacz zbychu ale ja nie rozumiem o czym ty do mnie rozmawiasz. Ja pytania zadawałem Tobie? a to o tych tablicach to podchodzi pod teksty duszka (warchoła).
Tomkuzemleduchu, zawodzisz mnie. Sypiesz abstrakcyjnymi (czyli takimi odrealnionymi, wyjaśniam) żartami jak z rękawa (fragmentu ubrania, w który wkłada się rękę, wyjaśniam), a potem niewinnie strzelasz karpia? (To znaczy, że dziwisz się, wyjaśniam.)
Odpowiadam po kolei.
Pierwsze pytanie, które mi zadałeś, brzmiało: „zbychu no co jest? Naprawdę nie dasz rady?” (To są dwa pytania, ale trudno.) Chodziło o odmienianie Cichej. Powtórzyłem raz jeszcze, że nie wiem, jak się odmienia.
Drugie (tu faktycznie powinienem raczej powiedzieć „poruszane zagadnienie” niż pytanie, mój błąd, ale niewiele się do mnie zwracasz tamże, więc myślałem, że bez trudu odgadniesz) dotyczyło faktu, że już wiem, co ukryłeś w swoim poście. Zgodnie z prawdą odpowiedziałem, że nie wiem.
Trzecie pytanie dotyczyło zdradzenia mojej recepty na szczęście. Odpowiedziałem to, co w punkcie trzecim.
Dalej mnie abstrakcyjnie poniosło, niestety, i jako czwartą oraz piątą odpowiedź dałem ogólną maksymę dotyczącą tematu szczęścia ogólnie przez Ciebie poruszanego od poczatku (maksyme żartobliwą, wyjaśniam, a nawet bez sensu) oraz pozdrowienia (nieżartobliwe, wyjaśniam).
Wtedy zauważyłem, że ułożyło to się w pięć punktów, czyli połowę dekalogu, który od wieków kieruje człowiekiem tak jak dążenie do szczęścia (właściwy dekalog ma 10, wyjaśniam, nieżartobliwych, wyjaśniam). Totez na deser opowiedziawszy fragment filmu Mela Brooksa pt. „Historia świata, cz.1” zażartowałem sam z siebie, nawiązując wcześniej do Sienkiewicza i zdania kończącego Trylogię (żeby podkreślić, ile wysiłku włożyłem w pisanie połowy dekalogu – żartobliwie, wyjaśniam).
Czy teraz frywolny tok mojej myśli jest dla Ciebie jaśniejszy, Tomkuzemleduchu?
Naturalnie mogłem zacytować w zamian coś poważnego z filozofów, ale nie myślałem, że trzeba.
Na koniec dla odprężenia opowiem dowcip o miłości (bo to też o szczęściu), a potem – spokojnie, spokojnie! – wyjaśnię go.
Dowcip:
- Kochasz mnie?
- A co ty myślisz, że się gimnastykuję?
Wyjaśnienie:
Chodzi tu o to, że pani pyta pana o żywione do niej uczucia, mając na myśli metafizyczną stronę miłości. Pan odpowiada jej mając na myśli stronę tejże dosłowną, fizyczną. Z kontekstu orientujemy się, że pan udzielił odpowiedzi w trakcie wykonywania ruchów frykcyjnych. Sądził, że pani pytała właśnie o jego dziwne zachowanie, czując się nieusatysfakcjonowaną w sensie rozkoszy cielesnej. Co tu jest śmieszne? Wyjaśniam. Śmieszne jest to, że ludzie w dzisiejszym świecie mają utrudnioną komunikację, kiedy tyle się wkoło pieprzy. (w sensie - psuje się tyle spraw, wyjaśniam!)
Pozdrawiam
(to znaczy, Tomkuzemleduchu, że dobrze Ci życzę i nie mam Ci za złe porównania mnie do duszków warchołów, a mojej finezyjnej prozy do bredzenia, i że liczę na wzajemność, tzn. darowanie mi powyższych uszczypliwości, wyjaśniam zawczasu, oczywiscie o ile sa one dostatecznie jasne)
Liczba postów: 74
Liczba wątków: 5
Dołączył: Jul 2004
Reputacja:
0
Chciałbym odnieść się bezpośrednio do tego co napisał Tomek bowiem dostrzegam tu pewne nieścisłości, które implikują następujące pytania : tomekzemleduch napisał(a):. Złem nazywane jest często także takie postępowanie, które nikomu nie szkodzi. tz Kto ma to ocenić? Jest to szalenie subiektywne, np.homoseksualiści twierdzą, że ich orientacja jest sprawą prywatną i nikomu nie szkodzi, a "obrońcy tradycji",że niszczy porządek społeczny.
tomekzemleduch napisał(a):. Jeżeli szczęście jest pojęciem subiektywnym to nikt nie ma prawa mówić " to nie jest prawdziwe szczęście, tylko ci się tak wydaje" tz A co w przypadku, gdy szczęście jest ułudą? Narkoman po zażyciu heroiny odczuwa subiektywnie ogromne szczęście, wręcz rozkosz. To co, pozwolić mu brać ?!
Narkoman Tomasz Piątek powiedział kiedyś tak: "Ja boję się szczęścia. Lepsze są codzienne radości. Są mniej intensywne, ale jest ich więcej, wygrywają różnorodnością. Szczęście jest pasywne, człowiek szczęśliwy się odizolowuje. Radość jest aktywna, powoduje, że robimy inne rzeczy, wciągamy w nie innych ludzi."
Liczba postów: 28
Liczba wątków: 0
Dołączył: Oct 2004
Reputacja:
0
tomekzemleduch napisał(a):JA powiedziałem, że powiedziałbym jej, że to ja zostaję! A co ona by w tej sytuacji zrobiła to już jest sprawa drugiej wolnej woli.
Sorry, przejzeyczylem sie. Chodzi mi o to, jesli masz do wyboru szczescie i miłośc, czy da sie zrezygnowac z tego drugiego?
Moze inaczej. Jest cos, co jest nam znane, wpojone przez rodzicow i otoczenie. Tu mamy jakies radosci, milosci, itp. I jest w pewnym miejscu ciemnosc. Znaczy nie wiemy co tam jest. I tam moze sie znajdowac szczescie. Malo kto tam pojdzie, bo nie bardzo wie co tam znajdzie.
A tak zostana nam sprawy codzienne, milosc, nienawisc, zawisc... Łatwiej starać żyć na poziomie, mieć kase, dwa auta, niz przyznac, ze to tak naprawdę jest nie ważne. No, ale do tego, że nic materialnego szczecia nie daje juz doszlismy i wiekszosc sie chyba zgodzila.
A ja pojde jeszcze troche dalej. Powiem, ze nic nie moze warunkowac naszego szczescia.
Miłość- faktycznie super uczucie. Ale czy szczescie musi sie rownac milosc. Nie sadze.
Uzalezniania szczescia od milosci nie jest chyba najlepszym wyjsciem. Bo uzalezniamy wlasne szczescie od drugie osoby. Jak wiadomo, ludzie zmieniaja zdanie....
Gruźliku,
Nie wciągaj wilgoci !
Liczba postów: 206
Liczba wątków: 11
Dołączył: Jul 2004
Reputacja:
0
Zbychu zawodzisz mnie. Uszczypliwości nie potrzebne, ale miejscami zabawne. A i nowy tekst do zaknotowania: strzelać karpia. Nie znałem.
Nie rozszyfrowałem tych pytań, bo jak sam zauważyłeś nie były to pytania (przynajmniej nie wszystkie). Ale sądzę, że nie spodziewałeś się, że to zrobię. Ponumerowałeś je także dowolnie, co uczyniło zrozumienie kontekstu niemożliwym. A i jeszcze odrobina abstrakcji ( w której zresztą się lubuję).
Ciągle nie wiesz co ukryłem? Tam wpisałem słowo: ŻART. Dlaczego? Wyjaśnienie w jednym z poprzednich postów.
zbych napisał(a):(to znaczy, Tomkuzemleduchu, że dobrze Ci życzę i nie mam Ci za złe porównania mnie do duszków warchołów, a mojej finezyjnej prozy do bredzenia, i że liczę na wzajemność, tzn. darowanie mi powyższych uszczypliwości, wyjaśniam zawczasu, oczywiscie o ile sa one dostatecznie jasne)
Dobrze, że nie masz mi za złe, bo po pierwsze to nie porównywałem Ciebie tylko twoją frywolną, jak sam napisałeś, wypowiedź. A porównałem ją do wypowiedzi Duszka (warchoła) zarejestrowanego użytkownika tego forum, który nie jednokrotnie popisywał się totalnie abstrakcyjnymi wypowiedziami na forum, które Twoją próbkę biją na głowę. (jeśli życzysz sobie to służę cytatami, ale na pewno sam go dostrzegłeś) I niegdzie zbychu nie napisałem, że twa proza to bredzenie, do kroć set!
Kucze, ale tak się zastanawiam, co Ciebie tak wzięło na to wyjaśnianie?
A jak kawał to służę: ( nie będę wyjaśniał nie obawiajcie się, Ci, którzy we mnie wierzycie)
Tłum chce kamienować jawnogrzesznicę. Jezus staje w jej obronie:
- Kto jest bez grzechu niech pierwszy rzuci kamień.
Ludzie spuszczają głowy i kamienie wypadają im z rąk.
Nagle, nadlatuje jakiś kamień i ... łup! Magdalena oberwała.
Jezus się obraca:
- Matko, jak Ty mnie czasami denerwujesz!
Ej tylko bez linczu proszę. To tylko taki joke na rozluźnienie.
tom napisał(a):tomekzemleduch napisał:
. Złem nazywane jest często także takie postępowanie, które nikomu nie szkodzi. tz
Kto ma to ocenić? Jest to szalenie subiektywne, np.homoseksualiści twierdzą, że ich orientacja jest sprawą prywatną i nikomu nie szkodzi, a "obrońcy tradycji",że niszczy porządek społeczny.
Zgadzam się, jest to szalenie subiektywne. I dlatego nikt nie powinien tego oceniać. Tzn., można to sobie oceniać jak tam się chce tylko nie postulować, iż to właśnie jego subiektywna ocena jest prawdą obiektywną. Tak sądzę. Zdaję sobie sprawę, że ja sam pisząc, że to nikomu nie szkodzi, napisałem co ja myślę, ale jednocześnie od nikogo nie wymagałem, żeby przyjął, że tak jest. Nie pisałem z pozycji wojownika, ale człowieka, który dzieli się przemyśleniami. A "obrońcy tradycji" mają wyraźnie inne nastawienie.
tom napisał(a):A co w przypadku, gdy szczęście jest ułudą? Narkoman po zażyciu heroiny odczuwa subiektywnie ogromne szczęście, wręcz rozkosz. To co, pozwolić mu brać ?!
Narkoman Tomasz Piątek powiedział kiedyś tak: "Ja boję się szczęścia. Lepsze są codzienne radości. Są mniej intensywne, ale jest ich więcej, wygrywają różnorodnością. Szczęście jest pasywne, człowiek szczęśliwy się odizolowuje. Radość jest aktywna, powoduje, że robimy inne rzeczy, wciągamy w nie innych ludzi."
To jest dla mnie, przyznaję się bez bicia, najcięższa kwestia, jaką można w tej materii poruszyć. Mój znajomy narkoman, gdy mu zadałem takie pytanie, odpowiedział a skąd my sami (nie biorący) możemy wiedzieć, że ten świat, który nas otacza, który postrzegamy bez pryzmatu substancji psychoaktywnych, nie jest ułudą, że to własnie on jest realny?
Może to własnie mózg ludzki jest tak urządzony, że nakłada nam na zmysły pewnego rodzaju filtr (niekoniecznie ogranicznik) który zniekształca na obraz świata. Nauka, logika itd. to wszystko wytwory naszego, ludzkiego rozumu. Skąd możemy wiedzieć, że jest prawdziwe to o czym nam mówią? Może istnieje inna logika, która jest zupełnie odmienna od naszej?
Ale co do jasnego pytania: czy pozwolić narkomanom brać? To abstrahując od tego, kim dla nas jest narkoman, nie potrafię odpowiedzieć jednoznacznie i zdecydowanie na to pytanie. Mój mały rozumek jest za mały, żeby był zdolny do decydowania za wielu ludzi, tym bardzie, że nie jestem narkomanem, wiec nie wiem jak to wygląda od środka. Kierując się obserwacjami narkomanów mogę indywidualnie podjąć decyzję: nie chce brać, bo nie chcę się tak zachowywać i wyglądać jak oni. I ja widzę swoje szczęście gdzie indziej. Natomiast gdzie oni widzą swoje szczęście tego nie jestem w stanie subiektywnie ocenić.
Rif_Raf napisał(a):Chodzi mi o to, jesli masz do wyboru szczescie i miłośc, czy da sie zrezygnowac z tego drugiego?
Według mnie nie trzeba.
Rif_Raf napisał(a):Malo kto tam pojdzie, bo nie bardzo wie co tam znajdzie.
Pójdzie tam ten, kto nie znajdzie szczęścia w tym, co już zna.
Rif_Raf napisał(a):Miłość- faktycznie super uczucie. Ale czy szczescie musi sie rownac milosc. Nie sadze.
Zgadzam się, ale miłość równa się szczęściu.
Rif_Raf napisał(a):Jak wiadomo, ludzie zmieniaja zdanie....
Ale krowy nie. Moja babcia miała kiedyś taką brązową mućkę w łaty. Mądre to było zwierze, a jakie miało duże oczy...
No napisałem chyba z tonę słów. Aż mi się literki plączą, czego nie widać, bo i tak zaraz wszystko w wordzie poprawię.
pozdro 600
volt
tomekz
Liczba postów: 8
Liczba wątków: 0
Dołączył: Nov 2004
Reputacja:
0
tomekzemelduch napisał(a):cicha napisał(a):tomkuzemleduchu rozśmieszyłeś mnie.
Znaczy dobrze tak? Mam się cieszyć, bo to jest komplement oznaczający, że jestem zabawny? Wcale nie chodzi Ci o to, że jestem śmieszny? Wcale a wcale? JA jestem po prostu zabawny inaczej. Właśnie dlatego po tym tekście o cichej i głuchej dopisałem: żart, a zrobiłem to, ponieważ stałem się uprzedzony w stosunku do własnego poczucia humoru.
buahahahaha...nawet teraz jak sobie wyobrażę Ciebie (czy jakiegoś innego faceta) grzecznie dygającego, to... hahahaha....
No, ale dosć tych śmiechów na dziś. Najwyższa pora na spanie.. ::uhlook::
[...i uchowaj nas od wszelkich uprzedzeń.
Amen]
Czy jestem Sarą, czy gram Sarę?
|