Też tak sądzę - moim zdaniem on nie jest taki do końca herbertowski... takich wierszy jak "piosenka" nie ma wiele w twórczości Herberta... A utwór Jacka jest piosenką, doskonale zrytmizowaną, pełną rozmaitych poetyckich ozdobników, szczególnie w warstwie eufonii - głównie aliteracje (kulturalny narkotyk), harmonia głoskowa (Europy okopie/po sobie), których, jak mi się zdaje, Herbert raczej unikał.
Niby w Jackowym wierszu nie ma interpunkcji, jak u ZH, co ma sprawić, że wersy czy nawet pojedyńcze wyrazy sprawiają wrażenie "zawieszonych w próżni" - tutaj nawet trudno zauważyć, że na końcu wersów nie ma kropek, tak tu gęsto od wszelakiej maści ozdobników, a także - co charakterystycznie Jackowe - paralelizmów i wyliczeń... Przykładem:
Neron czuje się nieźle
nie słucha nikt Aureliusza
Z przesłuchiwanych aniołów
ścieka jak ściekał wosk świeży
Przepowiadając przyszłość
która nikogo nie wzrusza
Nawet, gdyby nie ewidentne odniesienia do wierszy ZH, można się domyśleć, że to Kaczmarski... Wydaje mi się, że dla poezji Jacka charakterystyczne jest to takie niesłychanie zwięzłe "mieszczenie" sytuacji, motywów, obok siebie; wyliczanie ich i równanie zarazem, jedno obok drugiego, tak trochę w rządku... na przykład w "Kochanowskim":
Prałat karci opojów - sam jeszcze czerwony,
Złodziej potrząsa kluczem do skarbca Korony,
Kanclerz wspiera sojusze na ościennym żołdzie,
A mędrcy przed głupotą łby schylają w hołdzie.
W ten sposób JK często operuje znanymi symbolami/znakami kultury, osiągając w ten sposób obraz "całościowy" opisywanej przez siebie sytua :wstyd: cji, bo słuchacz/czytelnik natychmiast odnosi je do własnej wiedzy/skojarzeń. W ten sposób JK buduje syntezy, uogólnienia, klasyczne i klarowne

(innym przykładem: pierwsza zwrotka "Siedmiu grzechów głównych"). W ten sposób Jacek niejako "utrzymywał w ryzach" obrazy/opisy i mógł pilnować rytmu, dążąc do maksymalnej zwięzłości/klarowności i perfekcji rytmicznej... (podejrzewam, że tak było)
Charakterystyczne dla JK jest tu nawet samo poszerzenie ostatniego z wymienianych opisów do czterech wersów, o własną refleksję (Przepowiadając przyszłośc/która nikogo nie wzrusza)... Bardzo podobny fragment jest w "Starości Owidiusza":
Umrę, patrząc z tęsknotą na niedostrzegalne szczyty
Siedmiu wzgórz, które człowiek zamienił w Wieczne Miasto,
Skąd przez kraje podbite, z rąk do rąk - niepiśmiennych
Iść będzie i
nie dojdzie pismo Augusta z łaską.
albo:
Stoją nade mną tubylcy pachnący czosnkiem i czuję
Jak zmieniam się w list do Stolicy,
który nikogo nie wzrusza.
(i dalej kolejne obrazy)
Cały szereg obrazów i - zazwyczaj w ostatniej strofie - wyrażona
expressis verbis refleksja pogłębiająca/rozwiązująca/dopełniająca któryś z nich. Rządzi tu na ogół żelazna, "klasyczna" właśnie konstrukcja (w którą JK wpisuje bardzo często genialne obrazy/porównania/etc., ale to inna rzecz).
Te wszystkie konstrukcyjno - poetyzujące (zwłaszcza w sferze dźwiękowej) zabiegi, które nadają wierszom Jacka walor piosenek - perfekcyjnie zrytmizowanych, "udźwiękowionych" (czasem mam wrażenie jak czytam te teksty, że one same do siebie są w stanie napisać muzykę :rotfl: , zawsze jak czytam tekst, do którego muzyki nie ma to zaczynam sobie nucić i "samo wychodzi"

) I mam wrażenie, że ta cała "piosenkowość" jest raczej antyherbertowska... Jego wiersze raczej wyłamują się z jakichkolwiek ram konstrukcyjnych, pełne są przerzutni, wersy jakby celowo "chropowate", ma się wrażenie jakby kształtu nakreślonego kilkoma zaledwie pociągnięciami pędzla...
Mam wrażenie, że najbardziej Herbertowskie jest tu to, co i tak często obecne u Jacka: powolne, stopniowe rozwijanie obrazu
Przed śmiesznością męczeństwa
broni ironii peryskop
System ukośnych luster
zmyślna pułapka na światło
aczkolwiek, jak mi się wydaje (mogę się mylić), u Herberta zazwyczaj takie "rozwijanie" albo wyliczanie wiązało się ze stopniowym poszerzaniem pola znaczeń/skojarzeń płynących z tego całościowego, końcowego obrazu ("Pan Cogito o postawie wyprostowanej", "Szachy", "Potwór Pana Cogito", "Postój" - pierwsze z brzegu), tu tylko pozornie powtarza się to, co wers wcześniej - każdy obraz wnosi jakiś istotny element układanki, natomiast u Jacka, mam takie wrażenie, są takie grupy obrazów, z których jeden po prostu "wzmacnia" drugi i dopiero pod koniec strofy pojawia się obejmująca całość refleksja... Szczerze mówiąc, bardziej podoba mi się, jak robił to Herbert... Ale nie chcę powiedzieć, ze to jest złe u JK, z pewnością nadaje przejrzystości i cenne jest w wierszach o podobnie syntetycznym charakterze jak ten dla Herberta (a to z całą pewnością, choćby przez to nagromadzenie odniesień do jego twórczości, ma taki charakter trochę przynajmniej syntetyzujący).
Nie twierdzę, że JK nie potrafiłby "podrobić" w idealny sposób Herberta, z pewnością mógłby to zrobić, sądzę tylko, że tutaj nie uczynił tego, bo chyba nie do końca o to chodziło, w końcu napisał piosenkę... i to jest chyba nawet cenniejsze, takie bardzo jackowe w każdym razie

(IMHO oczywiście)
pozdrawiam serdecznie