01-16-2009, 04:10 PM
berseis13 napisał(a):Są też przypadki.. a może nie-przypadki, gdy jeden z eks-małżonków np. traci dobrze płatną pracę i nie może wywiązywać się z obowiązków alimentacyjnych. (Ojciec mojej koleżanki tak właśnie zrobił, tym sposobem płacił jakieś psie grosze na utrzymanie trójki dorastających dzieci).Mój wzór to obsługuje - wtedy alimenty zminieszają się, mogą nawet stać się ujemne, co oznacza, że odwrócony zostanie kierunek płatności.
berseis13 napisał(a):Nie wiem do końca, jak to jest w Australii, ale sąd (chyba) wyznacza alimenty na podstawie zarobków więcej zarabiającego, że się tak wyrażę, małżonka.To trochę prymitywne i niekompletne. Nie wiem, co po prawiczemu oznacza "zarobek" (po polskiemu to zapłata za pracę, ewnetualnie zysk uzyskany w transakcji handlowej). A przecież nie każdy coś takiego ma (emeryta, rencista, osoba żyjąca z tantiemów itp). Należy więc brać pod uwagę "dochody" (najlepiej netto, czyli po opodatkowaniu). Ale "dochody" to jeszcze nie wszystko, trzeba jeszce uwzględnić "rozchody" (uzasadnione, cokolwiek by to oznaczło).
berseis13 napisał(a):W Australii obowiązek alimentacyjny nie wygasa nawet po śmierci "zamożniejszego" małżonka.Znaczy musi grobem się opiekować? Na mszę regularnie dawać? Płacić Kościołowi za grzechów odpuszczenie? Rozumiem, że mówimy tu o alimentach na rzecz małżonka, a nie wspólnych dzieci.
Przyszedł mi do głowy jeszcze jeden pomysł - można by tę kwestię zostawić do uzgodnienia pomiędzy małżonkami - do aktu ślubu dołączłoby się odpowiednią umowę, poświadczoną notarialnie. Zazwyczaj, zawierając ważną umowę, strony umawiają się co do skutków nie wywiązywania się z umowy przez jedną ze stron - i tak samo mogłoby być w przypadku małżeństwa.
Jest jeszcze jedna sprawa, która może być bardzo dotkliwa dla jednego z małżonków, może bardziej nawet niż rozwód lub śmierć, a jest szczątkowo tylko uregulowana w prawie - mianowicie zaginięcie. Jeżeli jeden z małżonków zagninie, drugi przez długi czas nie ma ani alimentów, ani nie dziedziczy, nie dostanie odszkodowania z polisy na życie, chyba nawet nie może sprzedać wspólnego mienia. Kiedyś bardzo poruszyła mnie lektura książki Saint-Exupéry'ego (chyba "Ziemia, planeta ludzi"). Jest tam opisany przypadek człowieka, który uległ wypadkowi w wysokich, ośnieżonych górach, gdzie nie było dla niego ratunku i czekała go pewna śmierć. Ostatkiem sił wspiął się na jakiś szczyt, tylko po to, by latem, gdy stopnieją tam śniegi, jego ciało zostało odnalezione i żona uzyskała środki do życia.