12-07-2004, 08:44 PM
Witam, (grzeczny dyg w stronę cichej, głuchej i w stronę krzesła) {[hide] żart [/hide]}
powiało schopenhaueryzmem, tak że chyba przeziębienia dostanę
Osobiście nie pasuje mi ta filozofia, jestem życiowym optymistą (być może dlatego że jeszcze nie oberwałem od życia po łbie), a ona jest tak okrutnie dołująca i nie pozostawiająca żadnej nadziei, że po prostu odrzucam ją z miejsca
Wyznaczasz cel, osiągasz go, czujesz spełnienie a potem natychmiast pustkę, wyznaczasz kolejny cel i znowu go osiągasz i tak w kółko... Nie masz czasu i możliwości żeby być szczęśliwym, ponieważ ciągle do tego szczęścia dążysz - tak ty to przedstawiłaś ( nie przeinaczyłem chyba?) a zaraz potem piszesz:
Całe szczęście, że zauważyłaś, że i ja pozostawiłem taką możliwość. Dążenie do celu (szczęścia) osiągnięcie go i trwanie w nim wymieniałem po przecinku.
żadnych danych na ten temat nie mam (kucze ten mój wywiad) ale za to dostałem cynk, że zwiększa się liczba samobójstw jak halny wieje,
A tak na marginesie to w zasadzie miałoby to swoje logiczne uzasadnienie jeśliby były takie przypadki znane (o adrenalinę mi chodzi)
No własnie, to jest zasada, którą się ta osoba kieruje (ta wiecie z mojego 1 posta)
Don't worry, be happy! Do mnie to też przemawia tylko, że ja na szczęście ( subiektywnie) to szczęście znalazłem gdzie indziej. ( a może dopiero znajdę, kto tam ich wie)
A zwą się neurotransmitery. "I zobaczył On, że były dobre."
JA naprawdę chcę być szczęśliwy. A ten test nie działa. Zamykam oczy i ciągle widzę laboratorium chemiczne. Nie, ale poważnie to zgadzam się ze zbychem, ja bym powiedział: No, mała zostaję i uczynię Cię szczęśliwą.
cicha napisał(a):Być może to dziwnie zabrzmi, ale ja nie znam człowieka, który osiągnął szczęście (jako konkretny wyznaczony sobie cel) i jest szczęśliwy. Owszem, ogarnia go to błogie uczucie spełnienia, radości i spokoju ale równocześnie pojawia się coś w kształcie lekkiej goryczki na temat: "coś jest juz za mną" oraz "i co dalej?" Właśnie owa goryczka może kłaść się długim cieniem na poczuciu szczęścia tych, którzy nie uznają jej jako nieodłącznej jego części.
..."i co dalej?" Stawiamy więc sobie następny cel, potem następny...Realizujemy je, potwierdzamy siebie, "wiemy po co zyjemy" jednocześnie połykając dawki smutku (bo przecież miałem być szczęśliwy), rozgoryczenia (innym to samo przychodzi bez wysiłku) i chwil strachu kiedy jedna droga sie skończyła a nastepnej jeszcze nie widać. Taka postawa jak dla mnie ma się nijak do upragnionego szczęścia a i zapominać nie wolno o widmie stania nad grobem, bo ten czeka na każdego, choć nie wiemy w którym miejscu (czyt.czasie).
powiało schopenhaueryzmem, tak że chyba przeziębienia dostanę
Osobiście nie pasuje mi ta filozofia, jestem życiowym optymistą (być może dlatego że jeszcze nie oberwałem od życia po łbie), a ona jest tak okrutnie dołująca i nie pozostawiająca żadnej nadziei, że po prostu odrzucam ją z miejsca
Wyznaczasz cel, osiągasz go, czujesz spełnienie a potem natychmiast pustkę, wyznaczasz kolejny cel i znowu go osiągasz i tak w kółko... Nie masz czasu i możliwości żeby być szczęśliwym, ponieważ ciągle do tego szczęścia dążysz - tak ty to przedstawiłaś ( nie przeinaczyłem chyba?) a zaraz potem piszesz:
cicha napisał(a):Celem nad celami jest droga do celu. (...) Nie szczęście powinno być celem ale praca jaką wkłada się w osiągnięcie go.
Całe szczęście, że zauważyłaś, że i ja pozostawiłem taką możliwość. Dążenie do celu (szczęścia) osiągnięcie go i trwanie w nim wymieniałem po przecinku.
cicha napisał(a):Czy nie sa znane przypadki samobójstw u osób przyjmujących preparaty pobudzajace wydzielanie endorfiny?
żadnych danych na ten temat nie mam (kucze ten mój wywiad) ale za to dostałem cynk, że zwiększa się liczba samobójstw jak halny wieje,
A tak na marginesie to w zasadzie miałoby to swoje logiczne uzasadnienie jeśliby były takie przypadki znane (o adrenalinę mi chodzi)
zbych napisał(a):Niewiedza na temat przyszłości dotyczy każdej długości życia, a zmarnowanych życiowych szans żałują po latach prawie wszyscy.Własnie tylko, że często jest tak, że żałują tych pojedynczych niewykorzystanych szans a często całego straconego życia
zbych napisał(a):Można bywać szczęśliwym, o ile komuś nie dokucza świadomość, że to z natury przemijające.
No własnie, to jest zasada, którą się ta osoba kieruje (ta wiecie z mojego 1 posta)
Don't worry, be happy! Do mnie to też przemawia tylko, że ja na szczęście ( subiektywnie) to szczęście znalazłem gdzie indziej. ( a może dopiero znajdę, kto tam ich wie)
zbych napisał(a):Poczucie szczęścia nie zależy raczej od okoliczności (nie tyle, w kazdym razie), tylko od różnych duperelek w mózgu, które biegają sobie w radosnych podskokach albo wloką się smętnie.
A zwą się neurotransmitery. "I zobaczył On, że były dobre."
Rif_Raf napisał(a):Tak naprawdę, to my przecież nie chcemy być szczęśliwi.
JA naprawdę chcę być szczęśliwy. A ten test nie działa. Zamykam oczy i ciągle widzę laboratorium chemiczne. Nie, ale poważnie to zgadzam się ze zbychem, ja bym powiedział: No, mała zostaję i uczynię Cię szczęśliwą.