07-29-2008, 12:29 PM
uff, napisałam dużo, kliknęłam na link i zniknęło. Ech... Nie mogłyby się otwierać w nowym oknie?
Ja byłam i mimo wpadek, przychyliłabym się do opinii gazety Porażką artystyczną była tylko pierwsza część spektaklu. P. Ewa Dałkowska recytowała trzy wiersze Herberta, ilustrowane (lub ilustrujące) znanymi fotografiami Chrisa Niedenthala z okresu PRL. Tekst wierszy gubił się, rozpadał i/lub nie przystawał do zdjęć, w najlepszym razie sprowadzał się do wyśmiewannia absurdów komunizmu, a nie takie miał chyba poeta ambicje.
W drugiej częśći wyemitowano fragmenty wywiadu prowadzonego przez zaskakująco nie-wiekowego Aleksandra Małachowskiego. Cóż, warto obejrzeć, ponoć fragmenty są w "Obywatelu Poecie". Dość powiedzieć, że fantastyczna fizjonomia Herberta zdradzała całą gamę bardzo trafnych wrażeń. Wyobraźni widzów pozostawiono to, co malowało się na jego twarzy, gdy dziennikarz powiedział "A teraz niech się pan na chwilę wyłączy" i kamera zrobiła zbliżenie na Malachowskiego opowiadającego o skąpej twórczości poety.
Na plus organizatorom należy policzyć to, że pokazali też fragment wywiadu, gdzie Herbert mówi jasno, żę sztuki współczesnej nie lubi i nie uznaje, ponieważ jest zarażona obrzydliwym subiektywizmem. Jeśli, powiedział, pan X przeczytał Odyseję i mu się ona nie spodobała, to znaczy tylko tyle, że Odyseja przeczytała tego pana i... jej się nie spodobał. Po tym wstępie twórcy zaprezentowali bardzo współczesny spektakl multimedialny będący dokładnie obrzydliwie subiektywną rekonstrukcją poety Herberta. Ja wyciągnęłam z tego przede wszystkim przepaść między słowami, które są środkiem wyrazu i które po poecie pozostają, ich kamiennym zamknięciem a burzliwą wielością indywidualnego doświadczenia człowieka-poety (Homera, za którym cały czas krył się Herbert). Ta nieprzystawalność jest bolesna, ale jest też najsilniejszym źródłem ekspresji. Mnie osobiście się ta ostentacyjnie subiektywna rekonstrukcja poety podobała - była nowoczesnym dialogiem z Herbertem, nie autorytatywnym, ale odważnym.
Na marginesie: ciekawe, że twórcy spektaklu, podobnie jak Przemysław Gintrowski, swoją interpretację Herberta, poety ciszy, znajdują poprzez krzyk (w przypadku spektaklu Libera (?) jest to, co charakterystyczne, słowo "krzyk" - bo żadnych wrzasków, ani nawet chrypy tu nie było )
Ja byłam i mimo wpadek, przychyliłabym się do opinii gazety Porażką artystyczną była tylko pierwsza część spektaklu. P. Ewa Dałkowska recytowała trzy wiersze Herberta, ilustrowane (lub ilustrujące) znanymi fotografiami Chrisa Niedenthala z okresu PRL. Tekst wierszy gubił się, rozpadał i/lub nie przystawał do zdjęć, w najlepszym razie sprowadzał się do wyśmiewannia absurdów komunizmu, a nie takie miał chyba poeta ambicje.
W drugiej częśći wyemitowano fragmenty wywiadu prowadzonego przez zaskakująco nie-wiekowego Aleksandra Małachowskiego. Cóż, warto obejrzeć, ponoć fragmenty są w "Obywatelu Poecie". Dość powiedzieć, że fantastyczna fizjonomia Herberta zdradzała całą gamę bardzo trafnych wrażeń. Wyobraźni widzów pozostawiono to, co malowało się na jego twarzy, gdy dziennikarz powiedział "A teraz niech się pan na chwilę wyłączy" i kamera zrobiła zbliżenie na Malachowskiego opowiadającego o skąpej twórczości poety.
Na plus organizatorom należy policzyć to, że pokazali też fragment wywiadu, gdzie Herbert mówi jasno, żę sztuki współczesnej nie lubi i nie uznaje, ponieważ jest zarażona obrzydliwym subiektywizmem. Jeśli, powiedział, pan X przeczytał Odyseję i mu się ona nie spodobała, to znaczy tylko tyle, że Odyseja przeczytała tego pana i... jej się nie spodobał. Po tym wstępie twórcy zaprezentowali bardzo współczesny spektakl multimedialny będący dokładnie obrzydliwie subiektywną rekonstrukcją poety Herberta. Ja wyciągnęłam z tego przede wszystkim przepaść między słowami, które są środkiem wyrazu i które po poecie pozostają, ich kamiennym zamknięciem a burzliwą wielością indywidualnego doświadczenia człowieka-poety (Homera, za którym cały czas krył się Herbert). Ta nieprzystawalność jest bolesna, ale jest też najsilniejszym źródłem ekspresji. Mnie osobiście się ta ostentacyjnie subiektywna rekonstrukcja poety podobała - była nowoczesnym dialogiem z Herbertem, nie autorytatywnym, ale odważnym.
Na marginesie: ciekawe, że twórcy spektaklu, podobnie jak Przemysław Gintrowski, swoją interpretację Herberta, poety ciszy, znajdują poprzez krzyk (w przypadku spektaklu Libera (?) jest to, co charakterystyczne, słowo "krzyk" - bo żadnych wrzasków, ani nawet chrypy tu nie było )